Ropa kontra gospodarka światowa
Baryłka ropy kosztuje już prawie 70 dolarów. Nastąpił podobny skok cen, jak te w latach 1973-74, 1978-80 i 1989-90. Po nich przychodziła zawsze recesja w skali światowej i rosła inflacja. Czy teraz czeka nas to samo?
Jak pisze "The Economist", teraz wzrost światowego dochodu narodowego brutto jest wciąż wysoki, ale inflacja pozostaje niska. Jak to się stało, że obecny proces przebiega odmiennie od tego przed wieloma laty? Jest kilka możliwych wyjaśnień.
Optymiści
Jak głosi najprostsze, chociaż ostatni wzrost cen jest podobnie wysoki, jak poprzednie, jest łagodniejszy. W 1979 roku ceny ropy podwoiły się w ciągu sześciu miesięcy, a teraz zajęło im to aż 18. Gospodarstwa domowe i firmy miały więcej czasu na przystosowanie się. Innym wątkiem jest fakt, że ceny realne ropy nie są aż takie wysokie. Aby osiągnąć szczyt z roku 1980, baryłka musiałaby kosztować około 90 dolarów. Nie jest to jednak całościowe wyjaśnienie, bo realne ceny ropy obecnie są podobne do tych z 1974 i 1990 roku, kiedy były one wystarczające dla przyniesienia recesji.
Trzeci argument wysuwany przez optymistów głosi, że nowoczesna ekonomia jest napędzana przez siłę mózgów i mikroczipy bardziej niż przez ropę. Rozwinięte gospodarki zużywają o połowę mniej ropy niż w latach 70-tych - dzięki poprawie efektywności energetycznej, przełączeniu się na inne źródła energii i przejście z wytwarzania na usługi. Z drugiej strony kraje rozwijające się (jak Indie i Korea Pd.) używają teraz więcej ropy niż 30 lat temu.
Brutalne analizy
Analizy mówią, że wzrost cen o 10 dolarów na baryłce powinien obniżyć o 3/5 punktu proc. światową produkcję w następnym roku. Tak więc wzrost o 30 dolarów w ciągu ostatniego roku powinien był zredukować światową produkcję o prawie 2 punkty proc. Te wyliczenia sprawdzały się w sytuacjach, gdy wzrost cen ropy był spowodowany przez przerwy w dostawach: w latach 1973-74 spowodowanych embargiem OPEC, w 1979 rewolucją w Iranie, a w 1990 iracką inwazją na Kuwejt.
Obecna sytuacja jest spowodowana rosnącym zapotrzebowaniem, szczególnie w Chinach, pozostałych krajach Azji i w Stanach Zjednoczonych. Zeszłoroczny wzrost światowej konsumpcji ropy był największym od prawie 30 lat. Jeśli więc wyższe ceny ropy są spowodowane silnym zapotrzebowaniem, są produktem zdrowego wzrostu światowego. Jest on mniej niszczący. Złą stroną tej sytuacji jest fakt, że wzrost cen spowodowany wzrostem zapotrzebowania jest trwalszy. Analitycy w Goldman Sachs uważają, że w przyszłym roku utrzyma się cena 68 dolarów za baryłkę, a w ciągu najbliższych 5 lat ceny utrzymają się na poziomie 60 dolarów. W dłuższym przedziale czasu, takie wysokie ceny spowodują wzrost wydobycia, który w końcu stłumi wzrost cen, ale to zajmie kilka lat.
Inna inflacja
Największa różnica pomiędzy dzisiejszymi wysokimi cenami ropy a wcześniejszymi szczytami leży w oddziaływaniu pomiędzy inflacją i stopami procentowymi. W przeszłości, rosnące ceny ropy popychały inflację gwałtownie; wtedy - wcześniej lub później - banki centralne podnosiły stopy procentowe. Obecnie inflacja w skali światowej jest niesłychanie niska, głównie przez światową konkurencję gospodarczą z Chin i podobnych krajów. Ujarzmiona inflacja pozwoliła bankom centralnym utrzymać stopy procentowe niższe niż w przeszłości.
W wyniku niskich stóp procentowych Ameryka i kilka innych ekonomii cieszą się niskimi cenami domów, nisko oprocentowanymi pożyczkami dla gospodarstw domowych. Niestety, spada także ilość oszczędności. Wyższe ceny ropy zadziałały jak podatek, pozostawiający konsumentom mniej pieniędzy do wydania na inne dobra.
Katastrofa nadejdzie?
Myśl, że amerykańska ekonomia była zdolna do zlekceważenia wyższych cen ropy głównie przez boom na domy i nisko oprocentowane pożyczki jest dosyć komfortowa. Tylko co się stanie, gdy ceny domów się ustalą, albo nawet spadną? Konsumenci poczują wtedy pełną siłę droższej ropy. Kolec w postaci cen ropy może w końcu przekłuć balon boomu na domy. Jak na razie, rosnące ceny ropy nie zrobiły wiele złego, ale wszystko może się zdarzyć.