Rosja: Embargo na żywność nie zaszkodziło Polsce
Przed rokiem, w odpowiedzi na unijne sankcje, Rosja wprowadziła embargo na żywność z Polski. Pomimo utraty rynku, na który trafiało ok. 70 proc. wszystkich owoców przeznaczonych na eksport, polskim rolnikom udało się sprzedać całą produkcję. Jak wygląda sytuacja rok po wprowadzeniu przez Rosjan embarga?
"Postaw się Putinowi - jedz jabłka i pij cydr. #jedzjabłka" - napisał rok temu, w reakcji na wprowadzenie przez Rosję embarga na produkty spożywcze, Grzegorz Nawacki, redaktor "Pulsu Biznesu". Polacy nie dali się długo prosić, tym bardziej, że apel Nawackiego podchwyciły redakcje ogólnopolskich mediów i liderzy opinii - hasło #jedzjabłka w ciągu zaledwie dwóch dni rozeszło się wśród kilku milionów użytkowników serwisów społecznościowych.
Sprawa embarga, które zaczęło obowiązywać 1 sierpnia zeszłego roku, była od końca lipca jednym z głównych tematów w polskich mediach, bo - po pierwsze - Polacy bardziej niż inne społeczeństwa Europy interesują się wojną na Ukrainie, która toczy się za ich granicami. Poczucie zagrożenia ze strony Rosji wciąż drzemie w polskim społeczeństwie, przynajmniej w jego części, a aneksja Krymu je wzmogła. Po drugie, embargo na produkty spożywcze, które było rosyjską odpowiedzią na sankcje, rzeczywiście przestraszyło polskich producentów żywności, zwłaszcza jabłek. Do momentu wejścia w życie embarga wysyłali oni właśnie do Rosji aż 70 proc. wszystkich owoców przeznaczonych na eksport. Polska to czołowy w Europie producent jabłek i soku jabłkowego. Według GUS produkcja jabłek w 2014 wyniosła 3,2 mln ton i była wyższa niż w roku poprzednim. Ok. połowa polskich jabłek trafia co roku na eksport.
Jak więc sytuacja wygląda rok po wprowadzeniu przez Rosjan embarga? Z samymi jabłkami - choć udało się sprzedać całą ubiegłoroczną produkcję - było ciężko, zwłaszcza na początku sezonu, gdy producenci musieli mocno obniżyć ceny. Sytuacja poprawiła się w marcu. Sprzedaż polskich jabłek do innych krajów (pomijając oczywiście Rosję) zwiększyła się o 47 proc. w porównaniu do 2014, a czołowym ich odbiorcą stała się Białoruś, która własne jabłka... sprzedaje do Rosji. Podobnie było z Serbią, która w drugiej połowie 2014 r. była głównym dostawcą jabłek do Rosji, a do której sporo tych owoców eksportowała Polska. Jak donosił branżowy serwis Sadyogrody.pl, w handlu Serbii z Rosją dominowały jabłka tańszej odmiany Idared, charakterystycznej dla polskich sadowników.
Polskim producentom jabłek udało się też w inny sposób pośrednio ominąć rosyjskie embargo na świeże owoce, wysyłając do tego kraju koncentrat. W zeszłym roku sprzedaż koncentratu jabłkowego do Rosji wzrosła stukrotnie (ze stu ton w 2013 do 10 tys. ton w 2014). Według Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej od sierpnia do grudnia 2014 roku Rosjanie kupili od Polski blisko 12 tysięcy ton koncentratu za 45 mln zł (ponad 10,1 mln euro). Dużo koncentratu trafiło też do USA, dzięki czemu wzrosła cena skupu od sadowników jabłek przemysłowych, i to sporo - z 10-20 groszy za kg jesienią 2014 r. do 40-50 gr wiosną 2015 r. Ale żeby nie było za różowo, nie pokryło to kosztów produkcji większości jabłek - producentom pomagają rządowe dopłaty.
Według ekspertów, jeśli Rosja dłużej utrzyma embargo - przedłużone już do stycznia 2016 r. - polscy sadownicy będą musieli przestawić się na jabłka przemysłowe i przetwórstwo, a także zmienić strukturę upraw i postawić na droższe odmiany jabłek deserowych, które bardziej lubią Polacy.
Według Związku Sadowników RP ten rok powinien być udany. - Jeżeli Rosja nadal będzie kupowała jabłka z Białorusi, Ukrainy, Serbii i Macedonii, to te kraje swoją produkcję sprzedadzą na tamten rynek i mogą kupić polskie jabłka - mówił kilka dni temu Polskiej Agencji Prasowej szef Związku Mirosław Maliszewski.
W zeszłym roku wzrosło też spożycie jabłek w samej Polsce - z 16 do 18 kg na osobę. Nie wiadomo, na ile to efekt rosyjskiego embarga, kampanii społecznych i chęci ratowania naszych sadowników, a na ile spadku cen. Pod koniec lata i jesienią jabłka były wszechobecne: rozdawano je za darmo w pociągach PKP, do ich jedzenia namawiali politycy i celebryci, o akcji pisały też media zagraniczne i wsparli ją goście, np. występujący w Polsce jesienią Cirque du Soleil.
Coraz modniejszy w Polsce jest też cydr, którego jeszcze 2 lata temu nie można było, jak dziś, kupić w każdym sklepie i lokalu.
Co więcej, bieżący rok ma być rekordowy dla polskiego eksportu spożywczego. "To zaskakuje po roku od wprowadzenia w Rosji embarga" - zauważa "Frankfurter Allgemeine Zeitung".
Od stycznia do końca maja Polska wyeksportowała produkty spożywcze o wartości 9,3 mld euro, do końca roku sprzeda za granicą żywność za 25 mld euro - zapowiada minister rolnictwa Marek Sawicki. W zeszłym roku sprzedaż wyniosła 22 mld euro. Polską żywność kupują klienci w 73 krajach i według odbiorców doceniana jest jej jakość. W zeszłym roku, po wprowadzeniu rosyjskiego embarga, polscy dostawcy zaczęli na gwałt szukać nowych rynków zbytu i mocno zwiększyli sprzedaż na Bliski Wschód, do Azji i Afryki.
Sytuacja na rynku rosyjskim pozostaje bez zmian. Embargo na warzywa, owoce, mięso, nabiał, ryby, skorupiaki i orzechy z UE przedłużono o pół roku. Do tego doszło nowe - na kwiaty z kilku krajów UE: Polski, Holandii, Litwy, Łotwy, Słowacji, Czech, Włoch i Niemiec. Mogą one, według rosyjskich władz, "być niebezpieczne dla rosyjskiej gospodarki" i "zarażone mikroorganizmami" - podała w zeszłym tygodniu Ria Novosti.
Podobnie, jak na wcześniejszych obostrzeniach i na tym stracą rosyjscy klienci, którzy według importerów będą po prostu więcej płacić za kwiaty. Tak, jak teraz płacą za żywność.
Monika Margraf, Redakcja Polska Deutsche Welle