Rostowski: Nie wierzę w spowolnienie w 2011 roku
- Wszystkie prognozy na 2011 rok są obarczone dużym ryzykiem błędu - twierdzi Jacek Rostowski. Minister finansów w wywiadzie dla RMF FM sceptycznie odnosi się do najnowszych prognoz NBP.
Krzysztof Berenda: Komisja Europejska twierdzi, że tegoroczny polski wzrost gospodarczy ma być najwyższy w całej Unii i wynieść 2,6 procent. To spora zmiana, bo jeszcze trzy miesiące temu prognozy mówiły o wzroście polskiego PKB na poziomie tylko 1,8 procent. Polska ma być znowu najlepsza. To jednak i tak słabsze prognozy niż rządowe. Komisja nas nie docenia?
Jacek Rostowski: - My zakładamy nieco wyższy wzrost gospodarczy w 2010 roku. Na poziomie trzech procent realnie, w porównaniu z 2,6 procent, które są w prognozie Komisji. Ale zważywszy na fakt, że Komisja Europejska pomyliła się w ubiegłym roku o ponad trzy procent, jeśli chodzi o prognozę, to tak specjalnie się tym nie przejmuję.
Z drugiej strony warto zaznaczyć, że z punktu widzenia efektów wzrostu na finanse publiczne mniej ważny jest realny wzrost, mimo że jest bardzo ważny dla ludzi. Dla finansów publicznych przy niskiej inflacji ważniejszy jest wzrost nominalnego PKB. A tu różnica między naszą prognozą, a prognozą Komisji jest znacznie mniejsza, bo mieści się w granicach jednej dziesiątej procent, maksymalnie dwóch dziesiątych. To są różnice, które są niedostrzegalne. Często wyliczenia wymagają korekty o większą kwotę. I to wynika z tego, że choć Komisja ma niższe prognozy, jeśli chodzi o wzrost, to ma nieco wyższą prognozę, jeśli chodzi o inflację. Więc z punktu widzenia finansów publicznych wychodzi na to samo.
Ja jednak myślę, że będzie tak jak my przewidujemy.
Dziś Narodowy Bank Polski ogłosił swoje prognozy dla Polski. Wynika z nich, że w przyszłym roku czeka nas kolejne spowolnienie gospodarcze. Wzrost PKB w 2011 roku ma być słabszy niż w obecnym.
- Wszyscy, łącznie z NBP, w 2009 roku mieli bardzo wielkie problemy z dokładnym przewidywaniem tego, co się stanie. My rok temu w styczniu-lutym przewidywaliśmy wzrost gospodarczy w Polsce na poziomie 1,7. Byliśmy nie tylko krytykowani, nawet wyśmiewani. Jak państwo wiecie, GUS na koniec stycznia tego roku w swoich pierwszych obliczeniach ogłosił, że wzrost był na poziomie 1,7. Więc trafiliśmy z tego punktu widzenia w "setkę".
Bardzo trudno było przewidywać w 2009, dalej jest trudno w 2010. Ale w dniu dzisiejszym przewidywać na 2011? To, szczerze mówiąc, wątpię? Oczywiście jakieś projekcje trzeba przedstawiać, my też to robimy, ale one wszystkie są niestety obarczone dużym ryzykiem błędu.