Rosyjska gra o ukraińskie gazociągi
Po raz kolejny początek nowego roku to polityczno-gospodarcze rozgrywki pomiędzy Kremlem, a władzami ukraińskimi. Jak co roku strony nie potrafią porozumieć się w sprawie nowych cen gazu.
Tuż przed prawosławnymi świętami Bożego Narodzenia przedstawiciele Gazpromu postawili władzą ukraińskim ultimatum: albo Gazprom dostanie udziały w ukraińskich gazociągach tranzytowych, albo rozpocznie się budowa gazociągu South Stream i nastąpi wykluczenie Ukrainy z tranzytu gazu do Europy.
Strona ukraińska, doświadczona styczniowymi negocjacjami z władzami rosyjskimi na przestrzeni ostatnich lat, już od kilku miesięcy naciskała na nowe rozmowy w sprawie obniżki cen za rosyjski gaz. Przedstawiciele Gazpromu, chcąc uchodzić za wiarygodnego partnera, musieli więc zgodzić się na ukraińską propozycję rozmów, stwarzając pozory chęci negocjacji oraz jednocześnie grając "na czas". Władze rosyjskie zdawały sobie bowiem sprawę z faktu, że głosowanie nad nowym ukraińskim budżetem na rok 2012 odbędzie się pod koniec grudnia, a im bardziej przeciwnik polityczny jest pod ścianą, tym bardziej staje się skłonny przystać na rozwiązania, nawet najbardziej dla niego trudne i niekorzystne (w 2009 r. doświadczyła tego była premier Ukrainy - Julia Tymoszenko, która dziś odsiaduje wyrok 7 lat więzienia za rzekome przekroczenie uprawnień przy zatwierdzaniu umowy z Gazpromem). W listopadzie 2011 r. ukraiński minister energetyki - Jurij Bojko podał do publicznej wiadomości, że Ukraina będzie płacić za rosyjski gaz jedynie 220-230 dol. za 1000 m3. Jednak rosyjski rzecznik premiera Putina szybko ostudził ten optymizm, tłumacząc, iż jest zdecydowanie zbyt wcześnie na jakiekolwiek postanowienia. W grudniu zaś prezes Gazpromu - Aleksiej Miller ogłosił, że przed końcem roku na pewno nie dojdzie do podpisania nowej umowy dotyczącej cen gazu pomiędzy Gazpromem, a ukraińskim Naftohazem.
Stawka w negocjacjach rosyjsko-ukraińskich jest wysoka. Gazprom oczekuje od strony ukraińskiej powołania dwóch spółek joint venture. Jedna z nich miałaby nadzorować ukraińskie gazociągi tranzytowe oraz podziemne magazyny (ukraiński Naftohaz miałby w niej 34 proc. udziałów, Gazprom 33 proc, a pozostałą część przejęłyby spółki z krajów, które importują gaz, płynący przez terytorium Ukrainy). Druga spółka zajmowałaby się dystrybucją gazu, przejmując tym samym sieci przesyłowe, będące obecnie własnością lokalnych firm dystrybucyjnych. W przypadku drugiej spółki Ukraina i Rosja podzieliłyby się udziałami równo po połowie. W zamian za to Gazprom proponuje obniżkę cen za gaz o połowę w stosunku do aktualnej ceny. Nowa cena miałaby wynosić 224 dol./1 tys. m3. Przedstawiony powyżej udział strony rosyjskiej w ukraińskich gazociągach oznaczałby de facto przejęcie ukraińskiego rynku gazowego. Jednocześnie znaczałoby to, że Kijów musiałby zrezygnować z wprowadzenia unijnych przepisów, dotyczących branży gazowej. To z kolei przekreśliłoby dążenia do integracji z Unią Europejską, zwłaszcza że relacje Bruksela-Kijów już ochłodziły się po sprawie osadzenia Julii Tymoszenko w więzieniu. Udział Gazpromu w rynku gazowym Ukrainy, to także sposób na pozbawienie władz w Kijowie jedynego silnego atutu, jakim Ukraina dysponuje w negocjacjach z Moskwą. Do tej pory Rosja była uzależniona od tranzytu gazu przez terytorium Ukrainy. Projekt Nord Stream miał na celu tę zależność zmniejszyć, choć nadal przez terytorium Ukrainy przesyłane jest 80 proc. gazu do Europy.
Po deklaracjach ukraińskiego ministra energetyki, Jurija Bojko z 27 grudnia 2011 r., zgodnie z którymi prezydent Ukrainy, Wiktor Janukowycz nigdy nie zgodzi się na ograniczenie narodowych interesów państwa ukraińskiego, strona rosyjska postanowiła włączyć do negocjacji kwestię realizacji projektu gazociągu South Stream. 28 grudnia ub.r. Gazprom podał do publicznej wiadomości, że podczas wizyty w Moskwie tureckiego ministra energetyki - Tanera Yildiza, Turcja udzieliła pisemnej zgody na budowę gazociągu South Stream po dnie Morza Czarnego. Dwa dni później władze rosyjskie ogłosiły, że zamierzają już w 2012 r. rozpocząć budowę tego gazociągu. Gazprom przewiduje, że South Stream zostanie uruchomiony w 2015 r. i będzie transportował do 63 mld m3 rosyjskiego gazu do Południowej i Wschodniej Europy, z pominięciem terytorium Ukrainy. South Stream to projekt konkurencyjny do popieranego przez Unię Europejską Nabucco, który z kolei miałby transportować gaz z regionu kaspijskiego przez Turcję do Austrii. Oprócz Gazpromu w inwestycję South Stream zaangażowały się również niemiecki Wintershall, francuski EdF oraz włoski ENI. We wrześniu 2011 r. władze rosyjskie oraz Gazprom zapewniały zachodnich partnerów, że nawet jeśli Kijów wyrazi zgodę na przejęcie udziałów w ukraińskich gazociągach tranzytowych, to strona rosyjska i tak nie zrezygnuje z projektu South Stream. Natomiast stronie ukraińskiej szef Gazpromu - Aleksiej Miller zapowiedział 26 grudnia 2011 r., że powstanie gazociągu South Stream zależy od rozmów z Ukrainą i decyzji dotyczącej ukraińskich gazociągów.
Takie metody postępowania z partnerem handlowym to dla Gazpromu żadna nowość. Pod koniec listopada 2011 r. Gazprom wykorzystał fatalną sytuację gospodarczą Białorusi - w zamian za propozycję nowej ceny gazu (164 dol./1 tys. m3) oraz zgodę na zrestrukturyzowanie zadłużenia za wcześniejsze dostawy - stał się właścicielem 100 proc. udziałów w białoruskiej spółce Beltransgaz. Za cenę utrzymania urzędu Aleksander Łukaszenka pozbawił swój kraj niezależności. Z kolei kilka lat wcześniej Gazprom "uporządkował" swój status quo na wyspie Sachalin, gdzie znajdują się pokaźne złoża ropy i gazu. Za czasów prezydentury Borysa Jelcyna podpisano umowy z zachodnimi koncernami na eksport gazu z Rosji. Na Sachalinie powstały w związku z tymi umowami, m.in. 2 projekty: Sachalin-1 oraz Sachalin-2. Pierwszy jest zarządzany przez konsorcjum zajmującym się eksploatacją złóż: amerykański koncern paliwowy ExxonMobil (30 proc. udziałów), hinduski ONGC Videsh Ltd (20 proc.), japoński SODECO (30 proc.) oraz rosyjską spółkę ROSNIEFT, posiadającą 11,5 proc. udziałów. Exxon podpisał umowę na dostawy gazu do Chin, gdzie ceny za gaz są dużo wyższe niż na rynku rosyjskim. Jednak amerykańskie konsorcjum nie jest w stanie nic wyeksportować, ponieważ rurociągami, prowadzącymi z Sachalin-1 poza granice terytorium Rosji, zarządza Gazprom, który nie wyraża na to zgody. Plany Exxonu są w konflikcie z aktualną polityką Rosji: monopol na eksport gazu z Rosji posiada wyłącznie Gazprom. Strony już piąty rok próbują dojść do porozumienia w kwestii odsprzedaży gazu rosyjskiemu monopoliście, jednak cena zakupu jest wciąż zbyt problematyczna.
Zdecydowanie łatwiej poszło Gazpromowi przy projekcie Sachalin-2, w ramach którego od lutego 2009 r. działa fabryka LNG. Początkowo projektem zarządzał koncern Royal Dutch/Shell posiadając 55 proc udziałów - japoński koncern Mitsui (25 proc.) oraz Mitsubishi (25 proc.). Wydobywana ropa miała być eksportowana do Stanów Zjednoczonych oraz Japonii. Początkowo władze rosyjskie blokowały wydanie zezwoleń na wydobycie ropy i gazu, zarzucając koncernowi zachodniemu, że projekt stanowi zagrożenie dla środowiska. Ogromne opóźnienia w wydobyciu gazu, groźby skierowania sprawy do sądu o 10 mld odszkodowanie za łamanie przepisów ekologicznych, zmusiły władze Shella do odsprzedania większości udziałów w spółce. W kwietniu 2007 r. kontrolę nad operatorem projektu Sachalin-2 (zarządzanego przez Sakhalin Energy) przejął Gazprom i posiada dziś 50 proc. udziałów plus jedna akcja. W marcu 2011 r. Gazprom przejął także po brytyjsko-rosyjskiej spółce TNK-BP jedne z największych w całej Rosji złoża gazu Kowykta, na Syberii. Brytyjczycy, podobnie jak Amerykanie, chcieli eksportować gaz głównie do Chin. Jednak Gazprom zablokował plany swego konkurenta, uniemożliwiając eksport surowca (Kowykta pozostawała poza siecią rosyjskich gazociągów przesyłowych). Dodatkowo władze rosyjskie groziły cofnięciem koncesji na eksploatację złóż, która wymagała dostarczania na miejscowy rynek ok. 9 mld gazu rocznie. Jednak w tym regionie zapotrzebowanie na gaz jest dwa razy mniejsze. Spółka TNK-BP nie miała dłużej wyboru i postanowiła odsprzedać swoje udziały Gazpromowi.
Powyższe przykładydowodzą, że władze rosyjskie oraz kontrolowany przez nie Gazprom prędzej czy później osiągają swoje gospodarcze zamierzenia. Negocjacje z ukraińskimi przedstawicielami mają zostać wznowione. Dla obu stron ukraińskie gazociągi są kluczowe. Kontrola nad gazowym rynkiem ukraińskim pozwoliłaby władzom rosyjskim obniżyć koszty tranzytu oraz umożliwiłaby uzyskiwanie innych polityczno-gospodarczych profitów, np. stacjonowanie Floty Czarnomorskiej na Krymie bez dodatkowych warunków. Dla Ukrainy gazociągi to jedyna karta przetargowa w rozmowach z Rosją. Czy Ukraina ulegnie rosyjskiemu monopoliście i odsprzeda część udziałów? Czy może zaryzykuje i sprzeciwi się aktualnej rosyjskiej propozycji, licząc na to, że projekt South Stream nie dojdzie do skutku (a przynajmniej nie w tym roku) i postawi na integrację z Europą? Znając wcześniejsze poczynania Gazpromu, za rok, przy kolejnej renegocjacji umowy z Ukrainą, może się okazać, iż stronie rosyjskiej 50 proc. udziałów już nie wystarcza i Ukraina będzie musiała pójść na kolejne ustępstwa. Jeśli Ukraina nie chce stać się drugą Białorusią, musi wybrać drugi scenariusz i odrzucić rosyjskie ultimatum.
Julia Maciejewska
Autorka jest analitykiem Instytutu Jagiellońskiego ds. państw WNP