Rozprawić się ze świętymi krowami
- Trzeba rozprawić się ze świętymi krowami, które duszą się od nadmiaru pieniędzy podatników. Lokaty np. Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych przekraczają prawie 19-krotnie jego tegoroczne wydatki - mówi Andrzej Rzońca, wiceprezes Forum Obywatelskiego Rozwoju.
Rz: Obniżenie i uproszczenie podatków miało uchronić nas przed skutkami spowolnienia gospodarczego. Obserwując dane makroekonomiczne, widzimy, że gospodarka już przyhamowuje, jednak rząd z reformami się nie spieszy. Czy nie jest już za późno na zmiany?
Andrzej Rzońca: - Nie jest za późno. Ale przynajmniej niektóre potrzebne ustawy powinny powstać do końca roku, a reformy - wejść w życie z początkiem 2009 roku. Wtedy udałoby się opóźnić spowolnienie gospodarcze, a przynajmniej spowodować, aby nie było ono zbyt gwałtowne i głębokie. Aby zmniejszyć ryzyko głębokiego spowolnienia, trzeba zostawić więcej pieniędzy w gestii przedsiębiorców i zachęcić ich do kontynuowania inwestycji.
Jakie są najpilniejsze zadania stojące przed rządem?
- Przede wszystkim trzeba ograniczyć przywileje emerytalne, które dziś przysługują prawie 300 zawodom. Z końcem roku wygasa ustawa przedłużająca możliwość nabywania prawa do wcześniejszych emerytur i tak naprawdę najlepiej byłoby, gdyby już nic w jej miejsce się nie pojawiło.
Wczesnych emerytur w ogóle nie ma np. w Irlandii. Należy także zrównać wiek emerytalny kobiet i mężczyzn. Takiej decyzji powinno towarzyszyć obniżenie podatków od dochodów z pracy płaconych przez ludzi starszych - tak, aby praca przynosiła im większe niż teraz korzyści w stosunku do świadczeń socjalnych.
Taka sama zmiana w podatkach powinna dotyczyć osób młodych - bo inaczej nadal znaczna ich część będzie "na garnuszku" rodziców. Równocześnie trzeba rozprawić się ze świętymi krowami, które duszą się od nadmiaru pieniędzy podatników. Lokaty np. Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych przekraczają prawie 19-krotnie jego tegoroczne wydatki. Ograniczenie relacji wydatków do PKB pozwoliłoby zredukować deficyt.
Kolejnym pilnym zadaniem byłoby uproszczenie i obniżenie podatków. My proponujemy zmianę podatku CIT i PIT na płaski podatek od dochodów, np. na poziomie 18 proc. przy jednoczesnej likwidacji opodatkowania dywidend. Jednolita miałaby być również stawka VAT. Mogłaby ona wynosić np. 15 proc.
Te zmiany mogłyby jednak być niewystarczające, aby zachęcić firmy do kontynuowania inwestycji...
- Dlatego reformy muszą iść dalej. Należy zlikwidować Fundusz Pracy i Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Dziś obciążenia pracodawców z tytułu składek na te fundusze wynoszą 2,55 proc. Poza tym trzeba zmniejszyć składkę rentową w części opłacanej przez pracodawców z obecnych 4,5 proc. do 2,5 proc.
Taka jej wysokość wystarczyłaby w dłuższej perspektywie do zrównoważenia wydatków Funduszu Rentowego z jego dochodami, gdyby budżet państwa przejął na siebie finansowanie rent rodzinnych. Jest jeszcze jeden kontrowersyjny podatek, którego zniesienia domagają się Polacy - tzw. podatek Belki.
Co z nim - zachować?
- Kontrowersje wśród polityków budzi on chyba tylko w części obciążającej zyski kapitałowe. Za likwidacją opodatkowania dochodów z lokat bankowych opowiadają się właściwie wszyscy. Ale znieść trzeba również opodatkowanie zysków kapitałowych!
To szkodliwy podatek, który skądinąd nie powinien być nazywany podatkiem Belki, bo zyski kapitałowe opodatkowano za ministra Raczki. Obniża on efektywność inwestycji. Z powodu jego istnienia ludzie odkładają moment sprzedaży udziałów, których cena wzrosła, aby odsunąć w czasie moment zapłacenia haraczu państwu. To opóźnia wchodzenie do spółek nowych inwestorów, którzy mogliby zdynamizować ich rozwój. Z tego, a także z wielu innych względów, należy czym prędzej znieść ten podatek, tym bardziej że wpływy z tego tytułu zapewne spadną do zaledwie kilkuset milionów złotych. To naprawdę niewiele, biorąc pod uwagę szkody, jakie ta danina wyrządza gospodarce.
Jakie byłyby trwałe skutki zmian, które pan przedstawił?
- Polacy za mało pracują i za mało oszczędzają. Gdyby udało się zwiększyć odsetek pracujących wśród osób w wieku produkcyjnym do poziomu średniej w strefie euro, a stopę oszczędności - do wysokości charakteryzującej najszybciej rozwijające się kraje, to tempo wzrostu gospodarki mogłoby być przez kilkanaście lat wyższe o 1,5 do 2 pkt proc. Ale do tego byłyby potrzebne nie tylko zmiany w podatkach.