Rząd pracuje nad ustawą wiatrakową. "Nie pozwolimy na wiatraki drugiego sortu"

- Absolutnie nie będziemy pozwalać, by do Polski przyjeżdżały i były montowane wiatraki drugiego sortu. Ta ustawa, o którą było tyle hałasu właśnie ograniczała sprowadzanie złomu wiatrakowego do Polski poprzez wdrażanie norm hałasu - mówiła na antenie Radia ZET minister klimatu i środowiska, odnosząc się do przyszłości energetyki wiatrowej w Polsce. Potwierdziła, że w resorcie trwają prace nad rządową ustawą wiatrakową, a minimalna odległość elektrowni od zabudowy mieszkalnej ma wynieść 500 metrów.

Jeszcze przed przejęciem władzy przez KO, Trzecią Drogę i Lewicę kwestia przyszłości energetyki wiatrakowej stała się kością niezgody w Sejmie. Początkowo posłowie chcieli ją uregulować w poselskim projekcie ustawy mającej na celu wsparcie odbiorców prądu, gazu i ciepła. Później złożono autopoprawkę i ostatecznie zdecydowano o uregulowaniu funkcjonowania elektrowni wiatrowych w odrębnym projekcie. Obecnie pracuje nad nim rząd. 

- Wiatraki muszą powstać, natomiast niepotrzebnie robiliśmy ustawę ścieżką poselską. Wycofaliśmy się z tego, pracujemy już ścieżką rządową - potwierdziła we wtorek na antenie Radia ZET minister klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska. 

Reklama

"Granica 500 metrów na pewno będzie"

Szefowa resortu podkreśliła, że prace nad ustawą koordyynuje wiceminister Miłosz Motyka. 

- W tym tygodniu jesteśmy umówieni na spotkanie, by omówić harmonogram prac nad tą ustawą - dodała Hennig-Kloska. Wyjaśniła, że rząd chciałby przedstawić rowiązania "pod koniec pierwszego kwartału" br. Przekazała też, że po wykreśleniu przepisów dotyczących wiatraków z ustawy o zamrożeniu cen energii prace nad projektem toczyły się z prawnkami. Pierwotnie minimalna odległość dla najcichszych wiatraków od zabudowy mieszkalnej miała wynosić 300 metrów. 

- (Ustawa - red.) ewoluowała, ale ta ostatnia jej odsłona nie ujrzała już światła dziennego. Nigdy nie było takiej chęci, żeby znieść 500 metrów jako minimalnej granicy dla dużych wiatraków -  to był błąd który nie powinien znaleźć się w ustawie i ta granica na pewno będzie. Natomiast dzisiaj w resorcie mamy dwie ustawy - jedna która jest w ministerstwie i druga która, napisana została ścieżką poselską i będziemy wybierać najlepsze elementy z tych dwóch ustaw tak, by powstało najlepsze rozwiązanie - tłumaczyła.

Jednocześnie poinformowała, że z powodu poprzedniej ustawy nie zamierza się podawać do dymisji, zostawiając ocenę swojej pracy premierowi i marszałkowi Sejmu Szymonowi Hołowni jako liderowi partii; dodała, że ustawę dostała "od środowiska Platformy Obywatelskiej"

"Nie sprowadzamy szrotu do Polski"

Paulina Hennig-Kloska podkreśliła, że energia z odnawialnych źródeł energii będzie coraz tańsza i bardziej dostępna, zaś ta z węgla - coraz droższa. Zwróciła uwagę, że "za 2023 rok Skandynawia ma najniższą cenę energii o połowę niższą od naszego kraju, a my jesteśmy w pierwszej czwórce w Europie" jeśli chodzi o najdroższą energię". 

Jednocześnie poinformowała, że Polska nie ma planów kupowania wiatraków gorszej jakości.

- Absolutnie nie będziemy pozwalać, by do Polski przyjeżdżały i były montowane wiatraki drugiego sortu. Ta ustawa, o którą było tyle hałasu właśnie ograniczała sprowadzanie złomu wiatrakowego do Polski poprzez wdrożanie norm hałasu. Tam właśnie w zasadzie niemożliwym było montowanie wiatraków naprawdę najgłośniejszych. Taki był cel wdrożenia norm hałasu do tej ustawy (...); nie sprowadzamy szrotu do Polski - powiedziała minister, dodając, że nie ma wiedzy o tym aby gorszej jakości sprzęt by kupowany za pieniądze z KPO, o co pytał jeden ze słuchaczy.  

Hennig-Kloska odniosła się również do oddziaływania elektrowni wiatrowych na środowisko.

- Jesteśmy absolutnie za tym, żeby te odległości były zasadnie duże od parków narodowych. Wdrażaliśmy w ostatnim projekcie nawet 1500 metrów, by faktycznie chronić nasze dziedzictwo przyrodnicze (...) Natomiast nie mam najmniejszych wątpliwości, że bardziej zabija nas smog, który produkowany jest w efekcie spalania węgla w naszych domowych piecach i z tego powodu rocznie przedwcześnie umiera w okolicy 50 tys. osób. To trzeba zmienić - powiedziała. 

Dodała, że kwestią oddziaływania infradźwięków na środowisko i zdrowie ludzkie pozostaje przedniotem decyzji środowiskowej. 

- Tam ocenia się ten hałas, tzw. migotanie cienia (..) dlatego w przeszłości decyzje środowiskowe zostały przeniesione z gminy do bardziej wyspecjalizowanej komórki jaką jest RDOŚ (Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska - red.) i na pewno tam pozostanie - podsumowała.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »