Same tony węgla to za mało

Rozmowa z Maksymilianem Klankiem, prezesem Kompanii Węglowej

- Czy firma, której długi sięgają 5 mld zł, a przewidywany na koniec tego roku zysk ma stanowić zaledwie jedną dziesiątą tej sumy, może stać się rentowna?

- Może, bo mówimy o firmie produkującej paliwo, bez którego gospodarka w najbliższych latach nie będzie mogła funkcjonować. Zobowiązania są wysokie, ale gdyby przyrównać ich poziom do wartości majątku i wielkości wydobycia Kompanii, widać, że nie narosły pod jej szyldem. To efekt restrukturyzacji całej branży. Wiele się zmieni po dokapitalizowaniu, które pomoże pozbyć się narosłego przez lata balastu. Nie należy jednak wiązać dokapitalizowania z niewydolnością ekonomiczną, choć w powszechnym odczuciu tak to jest odbierane. Tu chodzi o realizację rządowego programu. Do bieżącego funkcjonowania nie potrzebujemy żadnego wsparcia.

Dziś nie mówimy o likwidacji kopalń. Trzeba natomiast myśleć wcześniej o takich rozwiązaniach, które będą tańsze i odporniejsze na czynniki z zewnątrz. Chodzi m.in. o łączenie kopalń, dywersyfikację produkcji, sięganie po węgiel o wyższych parametrach.

- W ubiegłym roku Kompanię dokapitalizowano kwotą 900 mln zł, ale w tym roku są kłopoty ze zdobyciem podobnych środków. Skąd je wziąć?

- To kwestia braku płynnych walorów kapitałowych. W tej sytuacji rozważana jest możliwość dokapitalizowania w drodze przejęcia należących do Kompanii udziałów w koksowni Przyjaźń i zakładów koksowniczych w Zabrzu oraz Wałbrzychu przez Jastrzębską Spółkę Węglową. Trwają w tej sprawie rozmowy, m.in. dotyczące oszacowania wartości tych udziałów.

- Spółki węglowe planują w najbliższych latach inwestycje o wartości kilku miliardów złotych, mające zapewnić im konkurencyjność. Źródłem finansowania mają być środki wypracowane dzięki obecnej koniunkturze. Ale w latach 2007-2008 przyjdzie dekoniunktura. Jak wtedy Kompania zachowa konkurencyjność?

- Nikt nie poddał tej koniunktury analizie. Jak ją definiować? Nie ma przecież większego zapotrzebowania na węgiel. Są za to wysokie, niespotykane od 10 lat ceny na rynkach zewnętrznych. Tymczasem 70 proc. wydobycia sprzedajemy w kraju, gdzie tak widocznego skoku cen nie ma. W tej sytuacji fundamentalne znaczenie ma sprawa inwestycji. Chcemy tę koniunkturę wykorzystać do unowocześnienia firmy poprzez inwestycje promujące zwiększenie wydajności pracy, poprawę bezpieczeństwa, polepszenie warunków pracy. To nam przyniesie możliwość obniżenia kosztów. Taki jest kierunek na powodzenie ekonomicznego funkcjonowania.

- Co można unowocześnić?

- Na przykład transport podziemny. Od szybu do ściany trzeba czasem iść przez godzinę w skrajnie trudnych warunkach. Jeśli uda nam się dostarczyć ludzi do miejsca pracy wypoczętych i w dużo krótszym czasie, wpłynie to na zwiększenie efektywności.

- Ale to pojedyncze rozwiązania. Tymczasem Kompania wciąż funkcjonuje jako zbiór luźno powiązanych oddzielnych kopalń. Jak w takich warunkach usprawniać zarządzanie?

- Chcemy utworzyć swoisty krwiobieg tej firmy, żeby nie było to 21 kopalń składających się na Kompanię, ale jedno przedsiębiorstwo. Znajdzie się w nim cała infrastruktura związana z tymi wszystkimi kopalniami, ale wewnętrznie będzie się ona dopełniać. Jak to zrobić? Na przykład przeprojektować kierunki eksploatacji tam, gdzie to możliwe, oraz wykorzystać sąsiedztwo kopalń dla zmniejszenia kosztów. Przecież nie musimy utrzymywać dwóch położonych blisko siebie zakładów wzbogacania węgla, jeśli dwie sąsiadujące kopalnie może obsłużyć jeden.

- Katowicki Holding Węglowy przymierza się do prywatyzacji. Podobnie Jastrzębska Spółka Węglowa. Dlaczego Kompania nie podejmuje działań w tym kierunku?

- Prywatyzacja ma wtedy sens, kiedy skończy się problem długów, gdy nie będzie już potrzebne dokapitalizowanie. Granicznym terminem jest rok 2006. Fakt, że jesteśmy w tyle za JSW oraz KWH, nie powinien dziwić. To na Kompanii skupia się problem restrukturyzacji całej branży.

- Tylko czy Kompania zdąży pozbyć się wszystkiego, co nierentowne? Na pomoc państwa może liczyć tylko do roku 2010. Zważywszy na skalę przedsięwzięcia, czasu jest niewiele.

- Działalność firmy zajmującej się eksploatacją podziemną w warunkach dużego zagrożenia zawsze obarczona jest ryzykiem. Trudno przyjąć jeden określony sposób postępowania i później go nie modyfikować. Rozpoczynane obecnie inwestycje przyniosą efekt ze znacznym opóźnieniem, ale trzeba mieć na uwadze wyznaczony kierunek. Będziemy się go trzymać.

- Czy warto pozbywać się kontroli państwa nad górnictwem? Wiele osób sądzi, że może to doprowadzić do zachwiania bezpieczeństwa energetycznego kraju. Argumentują: jeśli celem prywatyzacji ma być uzyskanie dostępu do pieniędzy, to nie ma takiej potrzeby, bo branża przynosi obecnie zyski.

- Trzeba przyjąć taki model prywatyzacji, w którym państwo zabezpieczy sobie pełną kontrolę nad dostępem do zasobów węgla i zarządzaniem tymi zasobami. Natomiast w sferze, w której trzeba być otwartym na uwarunkowania rynkowe, prywatyzacja nie zaszkodzi. Pamiętajmy, że mecenat państwa stwarza pewnego rodzaju szyld, pod którym wszystko jest możliwe. Stąd biorą się żądania i oczekiwania ze strony zatrudnionych w górnictwie, które - ich zdaniem - państwo musi spełnić.

- Rosnącej cenie węgla towarzyszy wzrost kosztów. Jak konkurować cenowo z Australią czy RPA, w sytuacji gdy związki zawodowe nie godzą się na zmianę archaicznego systemu płac?

- Zmiana właściciela musi odideologizować punkt widzenia, według którego wystarczy tylko żądać. Musi nastąpić przełom w świadomości: owszem, można zarabiać więcej, ale jeśli się te pieniądze wypracuje. System płac musi być zatem bardzo czytelny. Nie może być systemem feudalnego rozdzielnictwa na zasadzie określenia funduszu według wskaźników. W ludziach tkwią jeszcze przyzwyczajenia dawnego systemu akordowego związanego z poziomem produkcji. Tymczasem konieczne jest uzależnienie wynagrodzeń od efektywności wynikowej, a nie produkcyjnej. Świadomość tego faktu jest na szczęście coraz większa.

- Ale w lipcu pod oknami Kompanii górnicy wołali o obcinaniu rąk tym, którzy chcą odebrać barbórkę i kartę górnika. Z kolei teraz przeciwko utracie swych przywilejów protestują sami związkowcy. Co pan zrobi, żeby więcej nie było takich przypadków jak w jednej z kopalń, gdzie pensję naczelnego inżyniera brało dwóch działaczy?

- Konieczność rozwiązania tego problemu widzą nawet same związki. Jeśli chcemy budować firmę silną ekonomicznie, to róbmy to z pełną zmianą świadomości również po stronie społecznej. Ale nie tylko o związki tu chodzi. To załogi powinny zrozumieć, że nie poprzez wybijanie szyb lub podpalanie budynków dochodzi się do wyższego poziomu wynagrodzenia, ale dzięki lepszemu zarządzaniu, poprawie przepływu informacji pomiędzy zarządem spółki, kierownictwem kopalni a załogą. Załoga powinna wiedzieć, co produkuje i co z tego uzyskuje. Wtedy będziemy mieli do czynienia z promowaniem logiki zarządzania, a nie tylko pielęgnowaniem roszczeń. Chcielibyśmy to już teraz osiągnąć, ale potrzeba czasu i wysiłku dla stworzenia takiego modelu, w którym czytelność systemu płac będzie zintegrowana z miejscem pracy.

- Katowicki Holding Węglowy wrócił do osławionych odpraw, chcąc zredukować miejsca pracy na powierzchni. Wyliczono, że warto zapłacić jednorazowo 35 tys. zł zamiast dwa razy tyle na utrzymanie jednego stanowiska w ciągu roku. Czy pan rozważa podobne rozwiązanie?

- Ja podchodzę do tego fakultatywnie: to sprawa wyboru pracownika i opłacalności firmy. Dziś nie widzę w tym sposobie szybkiego rozwiązania problemu zatrudnienia na powierzchni. Mówimy o ludziach nabywających uprawnienia emerytalne w wieku 65 lat, w sytuacji gdy rynek pracy jest bardzo skromny. Kopalnia jest dla nich bezpiecznym miejscem dla doczekania do emerytury. Nie dostrzegamy tu innego problemu: powierzchnia kopalń jest w dużym stopniu obsługiwana przez podmioty zewnętrzne. Dziś w Kompanii to 700 firm zatrudniających 6,8 tys. osób. Byłoby nierozsądne z jednej strony zmniejszać zatrudnienie, z drugiej - uzupełniać braki przez usługi obce. Musimy to wszystko dokładnie przeanalizować, które rozwiązanie jest najlepsze. Jesteśmy wciąż na etapie budowy firmy. Ale na jej sytuację ekonomiczną i organizacyjną patrzymy teraz nieco inaczej niż w pierwszej połowie ubiegłego roku. Wtedy wszyscy myśleli, że Kompania upadnie.

- Tymczasem obecne wyniki górnictwa są zaskakująco odmienne od tego, do czego przez lata się przyzwyczailiśmy. Jak to wpłynie na dotychczasowe zamierzenia dotyczące likwidacji kopalń?

- Dziś nie mówimy o likwidacji kopalń. Trzeba natomiast myśleć wcześniej o takich rozwiązaniach, które będą tańsze i odporniejsze na czynniki z zewnątrz. Chodzi m.in. o łączenie kopalń, dywersyfikację produkcji, sięganie po węgiel o wyższych parametrach. Takie działania pokazują, że pracujemy w jednej firmie, a nie w każdej kopalni z osobna. Jednocześnie jestem daleki od stwierdzenia, że samo łączenie rozwiązuje wszystkie problemy. Nie będziemy łączyć kopalń po to, by je likwidować, ale żeby lepiej funkcjonowały. Zmiana szyldu nie poprawi atmosfery w sklepie. To ma być nowy model przedsiębiorstwa, jakościowo lepszego, zdolnego do konkurencji i odpornego na niekorzystne uwarunkowania z zewnątrz.

Reklama

Rozmawiał

Rafał Wroński

Gazeta Prawna
Dowiedz się więcej na temat: samo | Kompania | węgiel | firmy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »