Setki tysięcy osób będą zmuszone do szkoleń
W zeszłorocznym exposé Donalda Tuska po raz pierwszy mowa była o polskich rolnikach, którzy zaczynają być traktowani jako "zwykli przedsiębiorcy", czyli tak jak przedsiębiorcy prowadzący jakąkolwiek inną działalność gospodarczą.
Z tego względu preferencyjny podatek rolny zostanie najprawdopodobniej zlikwidowany i zastąpiony tradycyjnym podatkiem dochodowym, a co za tym idzie, rolnicy będą musieli zacząć prowadzić właściwą księgowość. Zdaniem premiera, UE zmierza do tego, aby rolnicy prowadzili taką księgowość.
Ta kwestia oczywiście poruszyła środowisko rolnicze. David J. James, biegły rewident w Baker Tilly Poland, zastanawia się nad powodami, dla których opodatkowanie rolników jest do dziś tak szczególną kwestią, dlaczego zmiany proponowane są teraz, a także nad presją międzynarodową i rolą, jaką w tej sytuacji odgrywa UE.
Nawet, gdyby w skład Unii Europejskiej wchodziły tylko Wielka Brytania i Francja, gdyby nie było w niej pozostałych 25 krajów ani kolejnych, które są już w poczekalni, stworzenie ujednoliconego systemu podatkowego i wsparcie sektora rolnego w tych dwóch państwach nie byłoby łatwym zadaniem. Kraje na całym świecie mogą w dwojaki sposób opodatkować rolników. Pierwszy polega na zastosowaniu podatku dochodowego od wyniku finansowego, jak w przypadku działalności pozarolniczej. Drugi polega na uwzględnieniu ilości posiadanej ziemi i pobranie podatku za każdy jej hektar.
Niektóre kraje, zgodnie ze swoim ustawodawstwem, stosują oba systemy opodatkowania (część wyspecjalizowanych rolników w Polce płaci obecnie zarówno podatek rolny, jak i podatek dochodowy), a ustawodawstwo innych krajów zapewnia swobodę wyboru systemu podatkowego (jak np. Ukraina, o czym przekonałem się sprawdzając jedno ukraińskie gospodarstwo rolne, które chciała nabyć pewna polska firma), co wydaje się bardziej sprawiedliwe. Kraje dopuszczające obie metody opodatkowania chcą osiągnąć kompromis pomiędzy stabilnością podatku pobieranego od ilości posiadanej ziemi a wyższym podatkiem dochodowym. Rolnicy mogą także dokonać wyboru metody opodatkowania. Zawsze lepiej jest dać podatnikowi wybór sposobu opodatkowania. Moim zdaniem dzięki temu kraje są bardziej zaawansowane w zakresie opodatkowania sektora rolnego.
W sytuacji, gdy wszyscy rolnicy płacą podatek rolny, wszyscy muszą płacić niezależnie od wielkości plonów w danym roku. W przypadku niskich plonów rolnikom i tak jest ciężko sprostać preferencyjnym stawkom podatku rolnego, a w przypadku dobrego roku osiągają dobre zyski i nie płacą więcej, co oznacza, że państwo nie ma udziału w ich pokaźnych żniwach. Gdy rolnicy są opodatkowani podatkiem dochodowym, w przypadku kiepskiego roku państwo również mniej zarabia, bo rolnicy odnotowują straty i nie płacą podatku. Państwo zarabia więcej w latach, kiedy zbiory są lepsze.
W Europie, gdzie od wieków nieprzewidywalność zbiorów rolnych jest główną cechą tej części gospodarki, państwa, które potrzebują stałych dochodów, wolą zostać przy starodawnej formie opodatkowania rolników opartej na ilości hektarów, nawet jeśli nie są w stanie osiągnąć łącznie tak wiele. Natomiast te państwa, które mają inne sposoby osiągania stałego zysku, mogą sobie pozwolić na wystąpienie dobrych i gorszych lat w sektorze rolnym i wolą traktować ten sektor jak zwykłą działalność gospodarczą.
W Unii Europejskiej istnieje więcej niż jeden system opodatkowania rolników, uwzględniając istnienie obu typów rządu. Na obszarze UE istnieje podejście do sektora rolnego bywa wielorakie. Francuzi zdają się popierać pro-rolniczą szkołę, a Brytyjczycy wydają się głównymi przeciwnikami traktowania rolników na specjalnych warunkach. Główną kwestią jest oczywiście fakt, że chociaż systemy podatkowe różnią się między krajami, istnieje wspólna polityka rolna oraz standardowe dodatki i subsydia dla rolników. Przepisy prawa rolnego w krajach UE stały się bardzo złożone, jako że na przestrzeni 50 lat były dopasowywane najpierw do pierwszego systemu, potem do drugiego, bez obrania jednorodnego kierunku.
Na mocy wspólnej polityki rolnej udzielano rolnikom subsydia i sztucznie zawyżano ceny żywności w UE. Oznaczało to, że dla rolników prawdziwie wolny rynek, na którym zachowania konsumenckie mogły mieć bezpośredni wpływ na ich działalność, przestał istnieć. Dysfunkcyjne zachowania w rolnictwie europejskim, takie jak świadome straty ziemi rolnej, były wynikiem tej polityki, a jej krytykowanie było powszechne. Wspólna polityka rolna i subsydia mają się zakończyć w 2014 roku. Przewiduje się też, że do tego czasu rolnikom przywrócone zostaną standardy wolnego rynku. Krytycy wspólnej polityki rolnej twierdzą, że obecnie, kiedy globalne ceny żywności są ciągle podwyższane nawet bez interwencji rządu (choć jednym z tego powodów jest oczywiście nowe wykorzystanie pól w celu produkcji energii i rządy z pewnością popierają tę politykę, wierząc, że to pomoże zarówno rolnictwu, jak i ekologii), nie ma lepszego momentu, aby odebrać rolnikom wszystkie subsydia, a tym samym sprawić, aby żyli według tych samych zasad, co pozostali przedsiębiorcy.
Pro-rolnicze lobby, zwłaszcza Francja, twierdzą, że to się nigdy nie uda, że rolnictwo zawsze było wyjątkiem i że nie możemy ryzykować naszych środków do życia, powtarzając idee Napoleona sprzed 200 lat. Polska wyznaje zasady szkoły myśli w negocjacjach unijnych, według której przed 2028 roku różnice w standardzie życia pomiędzy rolnikami z Europy Zachodniej i wschodnich państw UE nie będą dostrzegalne, co z kolei nie jest możliwe bez subsydiowania. W ramach negocjacji politycy będący w opozycji postawili pytanie o nowe umiejętności rolników z zakresu rachunkowości, a także o standardowy system opodatkowania rolników w przypadku, gdy wszyscy mają prowadzić życie na tym samym poziomie w całej Europie.
Wydaje się, że kraje, zwłaszcza Wielka Brytania, które są przeciwne kontynuowaniu subsydiów i kraje, które chcą je podtrzymać, jak np. Francja i Polska, będą musiały pójść na pewnego rodzaju kompromis. Dla Donalda Tuska jest jasne, że on i jego następcy muszą być w stanie wykazać, czy polscy rolnicy są w równym stopniu zamożni, jak ci z Hiszpanii czy Niemiec, a nie będzie mógł tego zrobić dopóki poprawie nie ulegnie ich obecny poziom umiejętności z zakresu rachunkowości. Dla eurokratów jasne jest także to, że aby dowiedzieć się, czy w epoce bioenergii ciągle potrzebujemy subsydiów i programów mających na celu wyczyszczenie "gór masła i jezior wina", które zdobiły krajobraz wcześniejszej UE, potrzebujemy lepszej informacji gospodarczej, a najlepszym sposobem uzyskania takiej informacji jest oczywiście język informacji gospodarczej znany jako "rachunkowość".
Do tej pory w Polsce firma prowadząca działalność rolniczą musiała prowadzić pełną księgowość, tak jak firmy prowadzące jakąkolwiek inną działalność. W zmianach tych odnosimy się do osób fizycznych zarejestrowanych jako rolnicy, ale nie prowadzących działalności gospodarczej przekraczającej 1 200 000 euro rocznie. Tacy przedsiębiorcy powinni prowadzić właściwą księgowość. Dla zwykłych rolników, nawet prowadzących działy specjalne produkcji rolnej, którzy nie zarejestrowali działalności, jako producenci żywności, kwota 1 200 000 euro nie miała zastosowania i nie było potrzeby prowadzenia pełnej księgowości. Jako, że nie można było uzyskać zwrotu kosztów, w przypadku większości osób nie było potrzeby prowadzenia księgi przychodów i rozchodów, nie mówiąc już o pełnej księgowości.
Jeśli podatek rolny zostanie zastąpiony podatkiem dochodowym, wówczas automatycznie rolnicy zmuszeni będą do prowadzenia księgi przychodów i rozchodów lub pełnej księgowości - prawdopodobnie dla rolników osiągających przychody na poziomie około 4 - 5 milionów złotych lub więcej będzie to obowiązkowe, w pozostałych przypadkach pozostanie opcja wyboru prowadzenia pełnej księgowości, nawet dla osób, które co do zasady prowadzą uproszczoną księgowość.
Co to oznacza w praktyce? Tylko tyle, że setki tysięcy osób, które nigdy nie wykonywały tego typu zadań będą musiały zacząć prowadzić pewną formę rachunkowości. Wtedy będą zmuszone albo korzystać z firm oferujących usługi księgowe - takich firm jest sporo, ale ich ceny najprawdopodobniej wzrosną wraz ze wzrostem podaży na ich usługi, bądź w przypadku pewnych gospodarstw będą musiały zatrudnić odpowiednią osobę, bądź będą musiały wykonać tę pracę sami i w tym wypadku na obszarach wiejskich będzie potrzeba szkoleń dla rolników z zakresu rachunkowości.
Uważam, że skoro mówi się nam, iż Unia Europejska nawołuje rolników do wdrażania rachunkowości, sama Unia powinna płacić firmom za szkolenie rolników na odpowiednich kursach w obliczu zapotrzebowania na nowe umiejętności. Okaże się, czy to będzie miało miejsce.
David J. James, biegły rewident w Baker Tilly Poland
Śródtytuły pochodzą od redakcji INTERIA.PL