Słowacja zagrała podatkiem liniowym

Mitem jest to, że istnieją jakieś strategiczne przedsiębiorstwa, których nie należy prywatyzować - podkreśla Mikuláš Dzurinda, były premier Słowacji.

Panie Premierze, co w głównej mierze przesądziło o przeobrażeniu się Słowacji z europejskiego słabeusza w kraj stawiany za przykład sukcesu gospodarczego?

- Myślę, że wola polityczna i odwaga zadecydowały o tym, że udało się przeprowadzić reformy. Kiedy doszedłem do władzy, to sytuacja była raczej kiepska. Zaczęliśmy od wdrożenia wielu dość niepopularnych rozwiązań, które były jednak konieczne z uwagi na dalszy rozwój Słowacji. A także ze względu na jej aspiracje, dotyczące wejścia do Unii Europejskiej czy NATO.

Reklama

Nasze działania rozpoczęliśmy wiosną 1998 roku i trzeba przyznać, że były to fundamentalne, często dość bolesne zmiany. Podam tu tylko jeden przykład: wynagrodzenia realne spadły w przeciągu dwóch lat - w okresie od 1998 do 2000 r. - o osiem procent. Na początku mało kto wierzył w powodzenie reform oraz w to, że otrzymam jeszcze szansę rządzenia krajem. Ale tak właśnie się stało, po wyborach w 2002 roku. To było - zarówno dla mnie, jak i dla przyjaciół z mego politycznego otoczenia - ogromnie motywujące.

Wówczas parlament był zupełnie nowy, świeżo wybrany. Natomiast władza wykonawcza pozostała bez większych zmian. Mieliśmy już wcześniej przygotowanych szereg reform, więc nie oglądaliśmy się na nic i nie traciliśmy czasu, tylko zaczęliśmy je od razu wdrażać. W szczególności dotyczyły one reorganizacji naszego systemu podatkowego. Byliśmy przekonani o potrzebie wprowadzenia zmian, a zarazem zdawaliśmy sobie sprawę z faktu, że ryzyko jest spore.

Natomiast z czasem, po dwóch latach, okazało się, że gospodarka funkcjonuje coraz lepiej. Obecnie gospodarka słowacka ma się świetnie, widać więc z perspektywy czasu, że opłacało się wówczas podjąć to ryzyko i postawić na reformy.

Czy dziś coś Pana szczególnie niepokoi, kiedy przygląda się Pan słowackiej gospodarce?

- Na szczęście nowy rząd nie wprowadził do tej pory zbyt wielu zmian. Natomiast szkoda, że nie udało się na Słowacji sfinalizować całego pakietu reform. Mam zwłaszcza na myśli to, że nie przeprowadzono do końca reformy w służbie zdrowia. Nie do końca zreformowano również oświatę i szkolnictwo. Myślę, że gdybyśmy mieli jeszcze dwa lata, udałoby nam się dokończyć wszystkie reformy.

Czy chciałby Pan, by któreś rozwiązania zastosowane w polskiej gospodarce zostały przeniesione na Słowację? Czy są w ogóle takie?

- Na pewno obecnie gospodarka polska - w dużej mierze dzięki przemianom, które przeprowadzono za rządów premiera Jerzego Buzka - radzi sobie o wiele lepiej niż jeszcze kilka lat temu. W tej chwili wzrost gospodarczy w Polsce utrzymuje się na bardzo wysokim poziomie. Jest tu również świetne środowisko dla funkcjonowania biznesu, dużo lepsze niż przed paroma laty. Natomiast nie wydaje mi się, żeby obecnie na Słowacji należało wprowadzać zmiany inspirowane działaniami podejmowanymi za granicą. Zabrzmiałoby to sztucznie, gdybym stwierdził, że koniecznie trzeba teraz wprowadzić na Słowacji jakieś nowe rozwiązania. Tym bardziej że przecież wcześniej przedyskutowano, po czym wdrożono na Słowacji wiele istotnych rozwiązań. Przeprowadziliśmy prywatyzację na szeroką skalę, wprowadziliśmy też wiele nowych regulacji prawnych. Mógłbym jednocześnie wskazać obszar, który jest w Polsce stale akcentowany o wiele mocniej niż u nas. Mam na myśli energetykę i problematykę dywersyfikacji dostaw surowców.

To rzeczywiście szczególny temat. I również w tym przypadku po raz pierwszy inspiracja wyszła ze strony premiera Jerzego Buzka, który zaczął spoglądać w kierunku norweskich złóż gazu. Przyznam, że także od Jerzego Buzka po raz pierwszy usłyszałem o koncepcji gospodarki opartej na wiedzy. Później zaczęliśmy wdrażać na Słowacji określone programy, będące odpowiednikami Strategii Lizbońskiej.

Miały one zmierzać w kierunku tworzenia gospodarki opartej na wiedzy i takiego właśnie społeczeństwa.Nikt inny, tylko Jerzy Buzek zapoznał mnie z tą koncepcją i wskazał na konieczność przygotowania i wdrażania tego programu.

Zdaniem wielu analityków i przedsiębiorców polska gospodarka od 1989 roku nie zdołała wykreować zbyt wielu własnych marek, które byłyby globalnie rozpoznawalne na całym świecie. Czy w przypadku gospodarki słowackiej ma Pan podobne odczucia?

- Wydaje mi się, że to nie jest poważny problem. Zresztą spójrzmy na marki obecne na Słowacji. Czy przykładowo Volkswagen to dobra marka? A przecież volkswageny produkuje się między innymi w moim kraju. Podobnie citroeny, hyundaie czy samochody marki KIA. A koncern US Steel? Przecież ma on hutę w słowackich Koszycach i sporo wyrobów produkuje właśnie tam. Zasadnicze znaczenie ma poziom życia obywateli.

Tymczasem na Słowacji PKB rośnie w tempie 8 proc. rocznie, jest coraz więcej miejsc pracy i coraz niższe bezrobocie. A więc życie samo pokazuje nam, co jest naprawdę ważne. Nie są istotne same w sobie owe marki, te wszystkie "etykietki", ale poziom wynagrodzeń czy liczba nowych miejsc pracy. Dlatego sądzę, że nie należy przywiązywać zbytniej wagi do kwestii marek i brandów.

Dobrą słowacką marką jest podatek liniowy oraz korzystny klimat dla prowadzenia biznesu. Natomiast na przyszłość ważne jest, by społeczeństwo słowackie stało się społeczeństwem opartym na wiedzy. A więc w kółko powtarzam: najważniejsza jest edukacja i jeszcze raz edukacja!

Panie Premierze, jak zapatruje się Pan na prywatyzację gospodarki? Czy niektóre przedsiębiorstwa, na przykład stanowiące o bezpieczeństwie energetycznym państwa, nie powinny być prywatyzowane?

- Moje doświadczenia wskazują, że im więcej sprywatyzujemy, tym lepiej. Tym korzystniej dla ludzi, gospodarki i w ogóle dla całego kraju. Wiem jedno: firmy prywatne osiągają lepsze wyniki od firm państwowych.W przedsiębiorstwach prywatnych jest niższa korupcja, a ponadto są one bardziej efektywne.

Słowenia pierwszego stycznia 2007 roku, jako pierwsza spośród nowych członków Unii Europejskiej, weszła do liczącej odtąd 13 państw strefy euro. Kiedy euro powinno zastąpić słowacką koronę?

- Rząd, na czele którego stałem, wyznaczył datę wejścia Słowacji do strefy euro. Na szczęście obecny rząd się tego trzyma. Zgodnie z tym scenariuszem, terminem wejścia Słowacji do strefy euro pozostaje 1 stycznia 2009 roku.Jak Słowacja radzi sobie z kwestią bezpieczeństwa energetycznego? W Polsce jest to znaczący problem, jest jednym z priorytetów obecnego rządu.

- Przede wszystkim ta kwestia powinna stać się przedmiotem współpracy europejskiej. W tej sferze nie ma co działać w pojedynkę. Trochę obawiam się tego, by ze względu na powstawanie nowych projektów - takich jak Gazociąg Północny - nie doszło do wytworzenia nowych podziałów politycznych. Oby nie było to przeszkodą we wzajemnych kontaktach krajów Europy Środkowo-wschodniej z krajami zachodnioeuropejskimi.

Przede wszystkim ta kwestia powinna stać się przedmiotem współpracy europejskiej. Myślę też, że powinniśmy pogłębiać w Europie współpracę w zakresie alternatywnych źródeł energii. My prowadzimy tego typu działania na Słowacji. Nie są to jeszcze w pełni ukształtowane programy, ale raczej pewne koncepcje, dotyczące rozwoju alternatywnych źródeł energii.

Mamy też na Słowacji dwie elektrownie atomowe, jedną starszą i drugą nową. Energetyka jądrowa to kolejny, warty wnikliwego rozpatrzenia, możliwy kierunek przyszłych działań.

Były polski premier Kazimierz Marcinkiewicz powiedział w wywiadzie dla "Nowego Przemysłu": "Gazociąg Północny jest dla Polski złą inwestycją, zagrażającą naszemu bezpieczeństwu energetycznemu. Jestem przekonany, że współpraca ze Szwecją i innymi krajami bałtyckimi - wskazująca na rozliczne zagrożenia dla środowiska naturalnego i bezpieczeństwa energetycznego wynikające z budowy tego gazociągu - byłaby ze wszech miar wskazana". Czy sądzi Pan, że należy wspólnie protestować w sprawie budowy Gazociągu Północnego?

- Myślę, że protesty nie są tu najlepszym rozwiązaniem. Raczej należałoby dążyć do rozmów i do porozumienia. Należałoby pogłębiać dyskusję na ten temat, zarówno w Niemczech, jak i w Brukseli. Właśnie na ten temat rozmawiałem kilka dni temu w Berlinie z kanclerz Niemiec, Panią Angelą Merkel.

I odnotowałem z satysfakcją, że Pani Merkel ze zrozumieniem podchodzi do tego problemu. Ja działam obecnie w opozycji. Natomiast moja partia będzie dążyć do bardziej ścisłej współpracy w regionie z takimi ugrupowaniami, jak polska Platforma Obywatelska, ODS w Czechach czy Fidesz na Węgrzech.

Panie Premierze, czego oczekuje Pan po niemieckim przewodnictwie w UE? Czy nie obawia się Pan zbliżenia Niemiec z Rosją ponad głowami krajów Europy Środkowo-wschodniej?

- Nie, tego się nie obawiam. Myślę, że w trakcie przewodnictwa Pani kanclerz Angeli Merkel to nie jest możliwe. Wręcz przeciwnie. Wiem, że Pani Merkel, którą znam od lat, zdaje sobie doskonale sprawę z tego, że należy dołożyć wszelkich starań, by poszczególne kraje Unii były odpowiednio traktowane. Z zadowoleniem odnotowałem, że Pani Kanclerz, po objęciu przewodnictwa w Radzie Europejskiej, pierwszą wizytę zagraniczną złożyła w Stanach Zjednoczonych.

Wymiar transatlantycki europejskiej polityki zagranicznej jest niezwykle istotny. Pani kanclerz Merkel chce doprowadzić do zdynamizowania dyskusji na temat unijnego traktatu konstytucyjnego, chce stworzyć pewien plan działania, swoistą mapę drogową, by ukończyć tę dyskusję i domknąć prace nad traktatem konstytucyjnym. Tak więc odnoszę wrażenie, że Europa stoi obecnie przed ogromną szansą powstania nowego przywództwa.

Co Pan sądzi o ewentualnej budowie przez Amerykanów tarczy antyrakietowej, która miałaby powstać na terenie Polski i Czech?

- Należy się zastanowić nad obecną sytuacją. Nad tym, czy świat staje się bardziej bezpieczny, czy też wprost przeciwnie. Czy zagrożenia w dzisiejszym świecie przybierają na sile, czy też maleją. Trzeba wziąć pod uwagę to, co dzieje się w Iranie i w Korei Północnej. Jeśli zagrożenie maleje, to można się tylko cieszyć, jeżeli natomiast rośnie, powinniśmy przejąć odpowiedzialność.

Obecnie nie prowadzę negocjacji ze Stanami Zjednoczonymi, bo działam w opozycji. Nie jestem więc aktywnym uczestnikiem tego procesu. Ale moje stanowisko jest jasne. Jeśli poziom zagrożenia rośnie, to świat demokratyczny powinien podjąć określone działania. Jeżeli my, czyli Polska, Słowacja, Węgry, Czechy, chcieliśmy swego czasu wejść do NATO - a teraz w nim jesteśmy - to powinniśmy nie tylko czerpać korzyści z członkostwa w tej wspólnocie, ale również przejąć na siebie część odpowiedzialności.

Mikuláš Dzurinda, słowacki polityk, poseł Słowackiej Unii Demokratyczno-Chrześcijańskiej, były premier Słowacji. Urodził się 4 lutego 1955 roku w Spišskom Stvrtku. Jest absolwentem Wyższej Szkoły Transportu i Telekomunikacji w Żylinie. W 1990 roku był jednym z założycieli Ruchu Chrześcijańsko-Demokratycznego. W 1998 roku został przewodniczącym Słowackiej Koalicji Demokratycznej (SDK) utworzonej przez pięć partii opozycyjnych. W październiku 1998 roku Dzurinda został premierem Słowacji. Przeprowadził wiele istotnych reform i przyczynił się do przyciągnięcia na Słowację znaczących inwestycji zagranicznych. W styczniu 2000 roku założył nową partię - Słowacką Unię Demokratyczną i Chrześcijańską (SDKU). We wrześniu 2002 roku Dziurinda ponownie został premierem. Dwa miesiące później Słowacja wstąpiła do NATO, natomiast 1 maja 2004 roku weszła do Unii Europejskiej. W czerwcu 2006 roku partia Dzurindy przegrała w wyborach parlamentarnych. Nowym premierem został Robert Fico z partii Smer. (J.D.)

Rozmawiał: Jerzy Dudała
Rozmowa odbyła się 5 lutego 2007 r.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »