Sondaże były zbyt optymistyczne

Dotychczas referenda unijne odbyły się w połowie krajów kandydackich - na Malcie, Słowenii, Węgrzech, Litwie i Słowacji. Po porównaniu wyników głosowania z sondażami sprzed referendum w tych państwach nasuwa się jeden wniosek - w większości z nich największym problemem było przeszacowanie frekwencji.

Dotychczas referenda unijne odbyły się w połowie krajów kandydackich - na Malcie, Słowenii, Węgrzech, Litwie i Słowacji. Po porównaniu wyników głosowania z sondażami sprzed referendum w tych państwach nasuwa się jeden wniosek - w większości z nich największym problemem było przeszacowanie frekwencji.

Najwcześniej referendum miało miejsce na Malcie. 8 marca br. ten malutki kraj, liczący niecałe 300 tys. mieszkańców, 53-procentowym poparciem dla wejścia do Unii Europejskiej rozpoczął serię głosowań. Był to też wyjątek, jeśli chodzi o frekwencję, która osiągnęła tutaj aż 91%. Tak wysokie zainteresowanie głosowaniem jest jednak w tym przypadku w pełni zrozumiałe. Zmobilizowanie do głosowania państwa, którego liczebność nie przekracza tej, którą ma jedno duże polskie miasto, nie jest trudne. Problemem było na Malcie poparcie dla Wspólnoty, które przed referendum osiągało ok. 45%. Ostatecznie Maltańczykom udało się jednak przekroczyć wymagany próg 50%.

Reklama

23 marca br. poszli do urn Słoweńcy. Wybierali jednocześnie członkostwo w Unii i w NATO. Kilka miesięcy przed referendum zwolenników integracji było 65%. Potem jednak liczba ta wciąż rosła, co było m.in. wynikiem kampanii informacyjnej i reklamowej. Ostatecznie na TAK zagłosowało aż 92% biorących udział w referendum. Głos oddało jednak zaledwie 52% uprawnionych do głosowania.

Największe znaczenie dla Polski miały dwa referenda u naszych południowych sąsiadów, czyli na Węgrzech (11 kwietnia) i na Słowacji (16-17 maja). W pierwszym przypadku zbyt optymistyczne oceny sondażowe i przewidywania polityków na temat frekwencji w referendum były chyba największym zaskoczeniem. Węgierski instytut Gallupa zaraz przed głosowaniem oceniał, że do urn pójdzie co najmniej 60% uprawnionych. Jeszcze więcej przewidywał ośrodek Sonda Ipsos - aż 70%. Jak twierdzą tamtejsi specjaliści, wynikało to głównie z tradycji powszechnego udziału we wszelkich głosowaniach. Ostatecznie w referendum udział wzięło zaledwie 46% uprawnionych. Węgierska konstytucja nie wymaga jednak 50-proc. frekwencji, lecz tylko 25-proc. Mniejszym zaskoczeniem była liczba euroentuzjastów, która systematycznie rosła w miesiącach poprzedzających głosowanie. W styczniu było to 56%, a zaraz przed referendum 75-85% - szacował tamtejszy instytut badania opinii Tarka.

Na Słowacji próg 50% udało się przekroczyć nadludzkim wręcz wysiłkiem rządu i mediów, które jawnie łamały ciszę wyborczą. Sondaże, w tym przypadku, nie wróżyły jednak nic dobrego. Szacowana w nich frekwencja wahała się między 25% a 44%. Za Unią miało być natomiast prawie 80%, a ostatecznie było aż 92%.

10 i 11 maja referendum miało miejsce na Litwie. Tutaj nie było tak wielkich problemów z frekwencją. Liczba osób chcących głosować na TAK także systematycznie rosła, z ok. 54% na koniec 2002 r. do 66% w kwietniu. Najbardziej trend ten przyspieszył zaraz przed referendum.

Parkiet
Dowiedz się więcej na temat: sondaże | głosowania | referendum. | referendum | Węgrzech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »