Stopy procentowe NBP. Jeśli będzie podwyżka, to symboliczna
Wśród ekonomistów przewidujących dzisiejszy ruch Rady Polityki Pieniężnej niewielką przewagę mają prognozujący, że stopa referencyjna zostanie podniesiona o symboliczne 25 punktów bazowych. W ten NBP nawiąże do ostatniej podwyżki w USA (o 75 punktów), a jednocześnie podtrzyma sygnał o zbliżaniu się do końca cyklu zaostrzania polityki monetarnej. Nie brak też opinii, że stopy dziś nie wzrosną, gdyż większość członków RPP nie chce sprowokować kryzysu gospodarczego w Polsce.
- Członkowie RPP przeciwni podwyższaniu stóp procentowych są przekonani, że zaostrzenie walki z inflacją musiałoby wywołać negatywne skutki ekonomiczne - recesję i wzrost bezrobocia
- Członkini Rady, Joanna Tyrowicz, jest przekonana, że nawet gdybyśmy mieli stopy NBP o 3-4 punkty procentowe wyższe od obecnych, to i tak byłoby nam daleko do restrykcyjności polityki pieniężnej z początku tego stulecia
- Brak konsekwencji w walce z inflacją może zaszkodzić złotemu - szczególnie niekorzystne byłoby jego osłabienie wobec dolara, gdyż podstawowe surowce jak ropa, gaz i węgiel kupujemy w amerykańskiej walucie
- Praktyka ostatnich lat pokazuje, że słabszy złoty, zwłaszcza w końcówce roku, bywał dobrze widziany przez NBP - oznacza bowiem zaksięgowanie sporych zysków z wycen posiadanych rezerw walutowych, czy złota
Jeśli większość członków RPP opowie się przeciw podwyżkom stóp procentowych, to zrobi to pomimo nadal przyspieszającej w Polsce inflacji. W październiku zbliżyła się ona do 18 proc., a w lutym może przekroczyć 20 proc. Wiemy już, że nie sprawdza się teoria prezesa NBP Adama Glapińskiego, który zapowiadał "płaskowyż inflacji", czyli jej stabilizację na przełomie lata i jesieni.
Zdaniem analityków Banku Ochrony Środowiska, na pozostawienie stóp bez zmian wskazują wypowiedzi niektórych członków RPP (głównie Gabrieli Masłowskiej i Ireneusz Dąbrowskiego), że inflacja jest bliska szczytu, jej źródła leżą w większości w szokach zewnętrznych, zaś oczekiwane spowolnienie aktywności gospodarczej spowoduje obniżenie inflacji do jednocyfrowej pod koniec 2023 roku.
Także Mariusz Zielonka, ekspert Konfederacji Lewiatan, przypuszcza, że RPP nie zdecyduje się dziś na jakąkolwiek podwyżkę głównych stóp procentowych. Dla prezesa NBP Adama Glapińskiego i kilku innych członków RPP koronny argument może być taki, że Polska wkracza na ścieżkę spowolnienia gospodarczego i zaostrzanie polityki monetarnej mogłoby spotęgować tę złą tendencję. Poza tym w NBP panuje przekonanie, że skoro stopy procentowe podnoszą Europejski Bank Centralny i amerykański Fed, to właśnie one stłumią światowy popyt i inflację, co wyhamuje dynamikę cen także w Polsce.
Mariusz Zielonka z Konfederacji Lewiatan przypomina, że za dalszym wstrzymywaniem podwyżek stóp mogą przemawiać także pierwsze doniesienia o możliwej recesji w naszym kraju. Międzynarodowa agencja ratingowa Moody's prognozuje w 2023 roku spadek PKB w Polsce o 0,2 proc.
Duży wpływ na decyzję RPP będzie miała najnowsza projekcja inflacji i wzrostu gospodarczego przygotowana przez ekspertów NBP. Co ciekawe, wiceprezes NBP Marta Kightley już w zeszłym tygodniu uchyliła rąbka tajemnicy listopadowej projekcji. Ujawniła, że tempo wzrostu polskiego PKB ma być w przyszłym roku niższe od szacowano w lipcu na poziomie 1,4 proc.
Wielu członków RPP obawia się, że zbyt ostra polityka pieniężna może wywołać wysokie bezrobocie. Z tymi prognozami nie zgadza się członkini Rady Joanna Tyrowicz. Podkreśla, że powrót od problemów rynku pracy takich, jakie dotykały polską gospodarkę 20 lat temu jest dziś niemożliwy. Mamy bowiem teraz pokaźny wzrost PKB, inną niż na początku stulecia sytuację demograficzną i inny model funkcjonowania przedsiębiorstw.
Zdaniem Joanny Tyrowicz, nawet gdybyśmy mieli stopy NBP o 3-4 punkty procentowe wyższe od obecnych, to i tak byłoby nam daleko do restrykcyjności polityki pieniężnej z tamtych czasów. Natomiast jeśli będziemy niekonsekwentni w walce z inflacją, to złoty będzie się osłabiać wobec euro i dolara. Naszej walucie może zaszkodzić niechęć NBP do dalszych zdecydowanych podwyżek stóp w sytuacji, gdy szacowana przez GUS inflacja wynosi 17,9 proc. i jest najwyższa od ponad 25 lat.
Na początku tego tygodnia nasza waluta wzmocniła się w oczekiwaniu na środową decyzję RPP. Za euro i dolara amerykańskiego płaci się mniej niż 4,70 złotego, a za franka szwajcarskiego nieco ponad 4,70. Wszystkie trzy waluty na takim poziomie po raz ostatni były pod koniec wakacji.
- Jeśli RPP zdecyduje się pozostawić stopy bez zmian, to połączenie wciąż rosnącej inflacji w Polsce, ale i rosnących stóp procentowych w pozostałych głównych bankach centralnych, może wywierać na złotego negatywną presję - prognozuje Tomasz Gessner, analityk rynków finansowych Tavex. Przypomina, że szczególnie niekorzystne byłoby osłabienie złotego do dolara, gdyż podstawowe surowce jak ropa, gaz i węgiel kupujemy w amerykańskiej walucie.
W momencie, gdy światowi inwestorzy dojdą do wniosku, że polskiemu bankowi centralnemu brakuje determinacji w zwalczaniu trendów inflacyjnych, to możemy w notowaniach złotego wrócić do poziomów z przełomu września i października, kiedy to euro kosztowało 4,90 złotego, a za dolara i franka płacono grubo ponad 5 złotych.
Tomasz Gessner podkreśla, że słabszy złoty, zwłaszcza w końcówce roku, w przeszłości bywał dobrze widziany przez NBP. Oznacza bowiem zaksięgowanie sporych zysków z wycen posiadanych rezerw walutowych, czy złota. Zysków, którymi w dużym stopniu można się podzielić z budżetem państwa.
W budżecie na 2023 rok nie przewidziano żadnych dochodów z tytułu wpłaty z zysku NBP. Bank centralny zawsze jednak bardzo ostrożnie szacuje swój wynik finansowy powołując się na jego nieprzewidywalność i uzależnienie od czynników, na które ma bardzo ograniczony wpływ. Pouczający jest tu ubiegłoroczny przykład. Wpłata z zysku NBP za 2021 rok do budżetu państwa w tym roku wyniosła niemal 10,5 miliarda złotych, choć w ustawie przewidziano kwotę niespełna 850 tysięcy złotych.
Jacek Brzeski
***