Surowce recesję witają spadkiem cen. A i tak na stacjach paliw taniej nie będzie
Widmo recesji zagrażającej światowej gospodarce pojawiło się także na rynkach surowcowych. Potaniała ropa naftowa, miedź, złoto i srebro. Spadki cen mogą być jednak tymczasowe, zwłaszcza w wypadku ropy. Nie należy również spodziewać się zahamowania wzrostu cen paliw silnikowych, tym bardziej, że rozpoczyna się sezon podróży wakacyjnych.
- Determinacja amerykańskiego banku centralnego, by walczyć z inflacją i podnosić stopy procentowe może wywołać recesję i spadek popytu na surowce
- Ceny ropy naftowej i miedzi w dużym stopniu będą zależeć od koniunktury gospodarczej w Chinach
- Paliwa na polskich stacjach benzynowych od początku roku podrożały o ponad 40 procent
- Złoto ostatnio potaniało, ale w czasie recesji może być uznane przez inwestorów za "bezpieczną przystań"
Jeszcze w połowie czerwca baryłka ropy brent kosztowała 125 dolarów, przedwczoraj tylko 108, a dziś nieco więcej, bo 110 dolarów. Równie dużym wahaniom podlega kurs amerykańskiej ropy WTI - od 123 dolarów w połowie tego miesiąca poprzez 102 do 104 dolarów.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
- W Stanach Zjednoczonych z powodu podwyższania stóp procentowych wyhamowane zostanie ożywienie gospodarcze i w związku z tym zmaleje popyt na paliwa. Cena baryłki WTI może spaść poniżej 100 dolarów przed 4 lipca, czyli amerykańskim Dniem Niepodległości - twierdzą analitycy Fujitomi Securities.
Włączający się do walki z inflacją prezydent USA Joe Biden wezwał Kongres do zawieszenia na okres trzech miesięcy federalnych podatków od benzyny i oleju napędowego, wynoszących odpowiednio 18,4 i 24,4 centa za galon. Jednak mało prawdopodobne jest, by takie posunięcie zostało poparte przez większość w Kongresie.
Prezydent Biden zaapelował również, by poszczególne stany obniżyły swoje podatki paliwowe, które w wielu przypadkach są wyższe od danin federalnych. Rozwiązanie wydaje się być nie do końca optymalne. Obniżki podatków nie zmniejszają cen w sposób trwały, gdyż pobudzają popyt.
Paweł Majtkowski, analityk rynków firmy eToro, podkreśla, że wysokie notowania ropy oraz mocny dolar odpowiadają za 2/3 wzrostu cen na stacjach benzynowych Polsce. Reszta to efekt zwiększonego popytu na podróże, ograniczonych zdolności produkcyjnych rafinerii oraz zmniejszonego eksportu gotowych paliw przez Chiny. To dlatego paliwo lane do baków drożeje bardziej niż ropa naftowa. A przed nami kolejne impulsy sprzyjające wzrostom cen: wakacje oraz sezon huraganów w USA, które dotykają obszarów, gdzie przerabia się ponad połowę amerykańskiej ropy.
W ostatnim czasie cena benzyny w Polsce wzrosła znacznie bardziej niż wynikałoby to z samego wzrostu ceny ropy i osłabienia złotego. W ramach uchwalonej przez Sejm tarczy antyinflacyjnej 2.0 od 1 lutego stawki VAT na paliwa zmalały w Polsce z 23 do 8 proc. i będą stosowane do końca października 2022 roku. Na krajowych stacjach benzynowych ceny spadły wówczas wyraźnie. Ale tylko na chwilę. Wojna na Ukrainie odwróciła te trendy i to bardzo radykalnie.
Litr paliwa jest teraz o ponad 40 proc. droższy niż na początku roku. W tym samym czasie cena baryłki ropy brent wzrosła o 20 proc., a złoty osłabił się wobec dolara o ponad 10 proc. Te dwa czynniki odpowiadają zatem tylko za 2/3 obecnego wzrostu ceny benzyny.
Paweł Majtkowski z eToro przypomina, że ostatnie miesiące są wyjątkowo pomyślne dla rafinerii i spółek paliwowych. Orlen w pierwszym kwartale tego roku wypracował rekordowy zysk wynoszący 2,8 miliarda złotych (o miliard wyższy, niż rok wcześniej). Także w USA zyskują rafinerie od Marathon (MPC) po Valero (VLO).
Rosnące ceny paliw to poważny problem dla domowych budżetów Polaków, bowiem wydatki na transport stanowią 9,5 proc. udziału w koszyku inflacji GUS (w USA jest to tylko 4 proc). Firma e-petrol prognozuje, że w nadchodzącym tygodniu (27 czerwca - 3 lipca) za litr paliwa Pb98 kierowcy będą płacić 8,54-8,69 zł, za Pb95 - 7,79-7,91 zł, za olej napędowy - 7,89-8,01 zł, a za LPG - 3,41-3,52 zł.
Czytaj również:Ceny paliw w wakacje zostaną obniżone?
Ceny miedzi na giełdzie w Londynie jeszcze 7 czerwca przekraczała 9 700 dolarów, przedwczoraj metal potaniał do 8 330 dolarów, a dziś jest to mniej niż 8 300 dolarów. Tak mało za miedź płacono poprzednio 1,5 roku temu.
Na tym rynku też panuje przekonanie, że agresywne podwyższanie stóp procentowych w USA może doprowadzić do gwałtownego spowolnienia w amerykańskiej gospodarce. Na większy popyt na metale przemysłowe na razie nie można liczyć w Chinach. Państwo Środka nadal zmaga się z epidemią Covid-19, która ogranicza zapotrzebowanie na surowce.
Z drugiej strony - jak podała agencja Xinhua - chiński minister finansów Liu Kun powiedział, że rząd w Pekinie jeszcze bardziej przyspieszy wydatki fiskalne, a także sprzedaż specjalnych obligacji samorządowych, by wesprzeć finansowanie inwestycji infrastrukturalnych. - Władze rozważają nowe bodźce wspierające gospodarkę - zapewnił Liu Kun.
Cena złota od połowy maja przez ponad miesiąc pozostawała w przedziale 1 800-1 850 dolarów. Dziś jest niższa, bo wynosi około 1 825 dolarów. Stratedzy z ANZ Banku twierdzą, że mamy do czynienia z szerszą konsolidacją bez wyraźnego kierunku. Dopiero ruch poniżej 1800 lub powyżej 1900 dolarów, powinien taki kierunek wyznaczyć.
Niektórzy analitycy techniczni zapowiadali na drugą połowę czerwca ruch w górę do poziomu1900 dolarów za uncję. Podkreślali jednak, że zagrożeniem dla notowań "żółtego metalu" mogą być decyzje Fed. Amerykański bank centralny w zeszłym tygodniu rzeczywiście zaostrzył politykę monetarną podnosząc stopy procentowe o 75 punktów bazowych, co było największym jednorazowym ruchem od 1994 roku. Bardzo możliwe, że następna podwyżka stóp będzie równie duża. W tej sytuacji do wzrostu cen złota nie doszło - wręcz przeciwnie, nastąpiła realizacja zysków.
W ostatnich tygodniach cena złota ugięła się pod presją wzmacniającego się dolara i wzrostu rentowności obligacji. Mimo to notowania kruszcu są nadal relatywnie wysokie, ponieważ w jego wypadku obawy związane z recesją sprawiają, że wielu inwestorów utrzymuje złoto w portfelach lub nawet do tych portfeli je dodaje.
Z drugiej strony, cenom "żółtego metalu" nie będzie sprzyjać determinacja Jerome Powella, szefa Fed, który podkreśla, że walka z inflacją to dla jego instytucji cel pierwszorzędny i będzie prowadzona nawet kosztem pogorszenia sytuacji w gospodarce USA. Powell nie wykluczył podwyżek stóp procentowych nawet o 100 punktów bazowych.
Presja podaży, związana z siłą amerykańskiego dolara, która na rynku złota działa umiarkowanie, w wypadku srebra jest bardziej dotkliwa. Notowania tego kruszcu kierują się wyraźnie w dół i zeszły poniżej 21 dolarów za uncję. Jeszcze w połowie kwietnia cena wynosiła około 26 dolarów. Najbliższe techniczne wsparcie na rynku srebra jest usytuowane na poziomie tegorocznych minimów, czyli 20,46-20,66 dolara za uncję.
Jacek Brzeski
Zobacz również: