Szczyt UE: To będzie prawdziwa katastrofa?

Dziś w Brukseli przywódcy państw UE będą próbować znaleźć kompromis w sprawie unijnego budżetu na lata 2021-2027. Rozmowy będą trudne, bo bogatsze kraje chcą płacić mniej do unijnej kasy, a biedniejsze sprzeciwiają się cięciom budżetowym. Przedstawiciele grup politycznych PE przekazali przewodniczącemu Rady Europejskiej Charles'owi Michelowi, że jego propozycja ws. wieloletniego budżetu jest niewystarczająca i nie dostanie poparcia europosłów. KE ostrzega, że brak porozumienia będzie katastrofą.

 Pomimo dużych podziałów wśród krajów na korytarzach w Brukseli od urzędników i dyplomatów można usłyszeć, że przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel jest zdeterminowany, aby w czwartek osiągnąć kompromis. Jeśli nie uda się tego zrobić w czwartek, szczyt może przeciągnąć się do piątku, a nawet - jak utrzymują niektórzy - do soboty.

  "Jestem przekonany, że przy zdrowym rozsądku i determinacji możemy zawrzeć porozumienie, które przyniesie korzyści wszystkim Europejczykom. Aby je osiągnąć, wszystkie strony będą musiały wykazać się duchem kompromisu" - powiedział w środę Michel. Ta determinacja wynika z tego, że gabinet Michela jest przekonany, iż nic nie wskazuje na to, że pat w sprawie budżetu może być przełamany bez spotkania przywódców w przyszłości, dlatego trzeba podjąć próbę na czwartkowym szczycie.   "Rysuje się pewne pole do kompromisu" - mówił w środę dziennikarzom jeden z unijnych dyplomatów.  

Reklama

Przedstawiony w piątek w Brukseli projekt budżetu autorstwa Michela zakłada poziom wydatków UE w latach 2021-2027 odpowiadający 1,074 proc. połączonego Dochodu Narodowego Brutto (DNB) 27 państw członkowskich. To znacznie mniej, niż chciała tego Komisja Europejska, która zaproponowała budżet na poziomie 1,1 proc. i PE, który oczekuje 1,3 proc. Te z pozoru niewielkie różnice mają jednak ogromne znaczenie, bo 0,01 proc. to realnie ok. 10 mld euro mniej lub więcej w budżecie.   "Potrzebny jest realizm" - powiedział dziennikarzom w Brukseli wysoki unijny urzędnik, który odpowiada za negocjacje. Argumentem za mniejszym budżetem ma być brexit.

Według różnych wyliczeń, odejście Brytyjczyków z UE oznacza, że do unijnej kasy trafi 60-75 mld euro mniej. Ten argument jest wykorzystywany przez bogatsze państwa unijne i szefa Rady Europejskiej. Biedniejsze starają się go jednak obalić, podkreślając, że na brexicie tracą de facto wszyscy.   Dodatkowo w budżecie mają pojawić się nowe priorytety, takie jak zmiany klimatu, obronność czy migracja, a to powinno - jak podkreślają te kraje - wykluczać cięcia. Ich zdaniem budżet nie może więc być mniejszy niż poprzedni. 

Choć w propozycji Rady ma być mniejszy, to jednak Michel chce przesunięcia kilku miliardów euro do biedniejszych krajów, co ma sprawić, że będą bardziej skłonne do kompromisu. Do biedniejszych krajów ma także trafić więcej środków dzięki nowej konstrukcji budżetu, która pozwoli na przesunięcia między poszczególnymi programami unijnymi, np. filarami Wspólnej Polityki Rolnej. Ta elastyczność ma obejmować również politykę spójności. Propozycja zakłada też większy poziom współfinansowania projektów ze środków UE.  

W efekcie przykładowo, według nieoficjalnych wyliczeń polskie dyplomacji, na propozycji Michela Polska zyskuje 19 mld zł w relacji do projektu przedstawionego przez Komisję Europejską.   Propozycja Michela zakłada też, że budżet będzie zasilany nowymi źródłami, pochodzącymi z opłaty za niepoddane recyklingowi opakowania plastikowe i z wpływów z handlu emisjami CO2. To nie jedyne, wymieniane w stolicach państw członkowskich i Brukseli potencjalne źródła nowych dochodów. W tym kontekście często wymieniane były np. podatek cyfrowy od wielkich koncernów czy podatek węglowy. Kwestie dodatkowych źródeł dochodu będą więc także wymagały kompromisu. 

Innym z omawianych na szczycie zagadnień ma być przedstawiona jeszcze w 2018 r. przez Komisję Europejską propozycja powiązania dostępu do środków unijnych z przestrzeganiem praworządności, czyli tzw. warunkowość. Szef Rady Europejskiej w swoim projekcie utrzymał ten mechanizm. Jest jednak istotna zmiana dotyczącą decydowania o zamrażaniu środków. Aby do tego doszło potrzeba będzie kwalifikowanej większości państw członkowskich, co oznacza, że będzie to trudniej zrobić niż w propozycji przedstawionej przez Komisję Europejską.  

Sprawa ta wywołuje sporo kontrowersji w Brukseli. Jeden z wysokich unijnych urzędników powiedział w środę dziennikarzom, że ten mechanizm ma chronić budżet unijny, a nie rządy prawa. Wyjaśnił, że chodzi w nim o prawidłowe korzystanie ze środków unijnych. "Jest sporo niezrozumienia co do tego, czym ma być warunkowość dotycząca praworządności w przyszłym budżecie UE. Ideą tej propozycji, co jest bardzo ważne, jest ochrona budżetu UE, a nie praworządności. (...)

Chodzi o prawidłowe korzystanie ze środków unijnych, prawidłową realizację budżetu" - powiedział. Wskazał, że ta propozycja "nie ma być substytutem dla artykułu 7 traktatu".   Inną problematyczną kwestią, która będzie musiała być rozwiązana na szczycie, będą rabaty w budżecie. Chociaż na unijne ramy finansowe składają się składki członkowskie państw, obliczane proporcjonalnie do ich dochodu narodowego, to obecnie pięć krajów płaci jednak mniej niż powinna, bo wywalczyła sobie rabat. Są to: Holandia, Szwecja, Dania, Niemcy i Austria.   Jak informują unijne źródła, ponad 20 państw członkowskich jest jednak za zniesieniem rabatów i ta kwestia może się też okazać sporna podczas rozmów budżetowych. W propozycji negocjacyjnej Michela zapisał, że rabaty w budżecie UE mają mieć charakter "regresywny", czyli można to zinterpretować w ten sposób, że będą stopniowo zmniejszane. Do braku szczegółów dotyczących rabatów krytycznie podchodzi część krajów, w tym Polska.  

Propozycja szefa RE zakłada też zwiększenie kapitału Europejskiego Banku Inwestycyjnego, co zostało przyjęte z zaskoczeniem przez wiele państw członkowskich.   Szczyt rozpocznie się w czwartek o godz. 15 od spotkania z przewodniczącym Parlamentu Europejskiego Davidem Sassolim. Następnie 27 przywódców rozpocznie rozmowy we własnym gronie.   Zawarcie porozumienie budżetowego na szczycie nie kończy sprawy. Ostateczny kształt unijnych ram finansowych musi zostać wynegocjowany z Parlamentem Europejskim i poparty przez niego na sesji plenarnej. "To też nie będzie łatwe i zajmie czas" - powiedziało źródło.  

Z Brukseli Łukasz Osiński (PAP)

Michel usłyszał od delegacji PE, że jego propozycja ws. budżetu nie przejdzie.Konsultacje wpisują się w ciąg rozmów, które mają przybliżyć UE do wypracowania porozumienia ws. kształtu unijnej kasy na lata 2021-2027. Choć szef Rady Europejskiej uwzględnił niektóre z wniosków PE w swojej propozycji, zwłaszcza jeśli chodzi o nowe zasoby własne, to zaproponowany przez niego poziom wydatków odpowiadający 1,074 Dochodu Narodowego Brutto UE27 (DNB) został uznany za niewystarczający. "To niedopuszczalne, by żądania Parlamentu Europejskiego nie zostały uwzględnione w żadnym z działów wieloletnich ram finansowych - podkreślił po wtorkowych rozmowach wiceszef Europejskiej Partii Ludowej Siegfried Muresan. - Podczas spotkania dziś rano wyraźnie powiedziałem, że propozycja budżetu w obecnej formie nie zostanie poparta przez Parlament".
Eurodeputowani nie biorą bezpośredniego udziału w negocjacjach, ale po uzgodnieniu przez szefów państw i rządów porozumienia ws. budżetu musi ono zostać przegłosowane przez PE. Groźby dotyczące odrzucenia umowy pojawiały się również przy okazji poprzedniego budżetu siedem lat temu, ale wówczas PE ostatecznie poparł porozumienie.

Zdaniem Muresana zaproponowany poziom wydatków jest zbyt niski we wszystkich obszarach mających znaczenie dla przyszłości Europy. PE broni funduszy dla młodzieży, na badania, klimat, politykę spójności, innowacje, cyfryzacje, a także bezpieczeństwo i obronę. "Nie będziemy akceptować faktu, że w tych negocjacjach będą zwycięzcy i przegrani. Razem musimy podjąć wysiłek, aby znaleźć rozwiązanie, które zrównoważy wszystkie potrzeby i nie pozostawi nikogo w tyle" - podkreśliła szefowa frakcji Socjalistów i Demokratów Iratxe Garcia Perez. Hiszpańska polityk relacjonowała, że przekazała Michelowi, że oczekuje zmiany w podejściu do tego tematu ze strony unijnych liderów na czwartkowej Radzie Europejskiej. Również przewodniczący grupy Odnowić Europę Dacian Ciolos uznał, że liczby zaproponowane przez Michela są "bardzo rozczarowujące i przez to nie do zaakceptowania". "Państwa członkowskie powinny się powstrzymać od grzęźnięcia w ideologicznych negocjacjach związanych z 1 proc. DNB.
Po brexicie Odnowić Europę oczekuje większej solidarności, zaangażowania i ambicji (...). Zgodziliśmy się na ambitny program oparty na reformach i inwestycjach z (Europejskim) Zielonym Ładem i agendą cyfrową. Te ambicje muszą mieć odzwierciedlenie w wieloletnich ramach finansowych" - zaznaczył Ciolos. Komisja Europejska, której pierwotny projekt budżetowy opiewał na 1,11 proc. DNB, czyli niespełna 40 mld euro więcej niż propozycja Michela, uznała liczby przedstawione przez przewodniczącego Rady Europejskiej za dobrą postawę do kompromisu.

Wysokiej rangi źródła z KE ostrzegły, że bez porozumienia ws. budżetu nie będzie możliwe działanie na podstawie tzw. prowizoriów budżetowych. Dzieje się tak, jeśli nie ma porozumienia ws. rocznych budżetów. W przypadku siedmiolatki nie ma jednak do tego podstaw prawnych, co oznacza, że nie można przeznaczać ani jednego euro na nowe projekty czy programy. "Taki scenariusz to byłby horror i katastrofa" - mówiło źródło. Brak porozumienia nie oznaczałby, że w 2021 r. do państw członkowskich nie trafiłyby żadne pieniądze z unijnej kasy, bo rozpoczęte już teraz inwestycje rozliczane są zgodnie z zasadą n+3, czyli nawet do 3 lat po ich zakontraktowaniu w ramach obecnego budżetu.

 Z Brukseli Krzysztof Strzępka

Jaki konsensus?

 1,074% PNB - tyle ma wynieść całkowity budżet Unii Europejskiej w kolejnej perspektywie budżetowej 2021-2027 wg kompromisowej propozycji C.Michela - Prezydenta Rady Europejskiej.

Płatnicy netto UE proponowali wcześniej aby było to 1% PNB a Komisja Europejska i Parlament UE ok. 1,1% PNB. Najnowsza propozycja jest nieco bardziej hojna dla Polski, która miałaby otrzymać w ciągu 7 lat ok.  69 mld euro zamiast 64 mld euro proponowanych wcześniej przez Komisję Europejską oraz wobec ok. 85 mld euro w obecnej perspektywie (2014-2020). Zwiększona miałaby być alokacja na wspólną politykę rolną oraz fundusz spójności.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: UE | budżet UE
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »