Szef NBP uderza w analityków. "Świństwo i zdrada Polski"
Podczas swojej konferencji prasowej Adam Glapiński nie przebierał w słowach mówiąc o ekonomistach i analitykach bankowych, którzy, jego zdaniem, przekłamują informacje na temat aktualnej sytuacji gospodarczej w Polsce. - To jest świństwo, to jest szkodzenie krajowi, to jest zdrada Polski - stwierdził.
- Zanim przejdę do wyjaśniania przyczyn decyzji Rady Polityki Pieniężnej, powiem tylko tyle. Niestety żyjemy w trudnym czasie kampanii wyborczej. Jest jakieś wzmożenie wśród polityków, ale nie tylko. Też wśród ekonomistów czy "ekonomistów", którzy ulegają tym emocjom politycznym. Ja się nie będę do tego odnosił, do wszystkich wypowiedzi, które w mediach ostatnio są. One są niezmiernie głupie, a nawet idiotyczne - powiedział na czwartkowej konferencji prezes NBP Adam Glapiński.
- Można je streścić ogólnie w określeniu "inflacja bardzo spada", tak jak prezes Glapiński mówił, na łeb na szyję. Ale w rzeczywistości nie spada, tylko rośnie. Inflacja jest bardzo niska, ale w rzeczywistości wysoka. Wprowadzono nowe pojęcie "inflacji prawdziwej". Jest inflacja oficjalna Głównego Urzędu Statystycznego i europejskiego Eurostatu, ale to nie są prawdziwe inflacje, bo w rzeczywistości te są znacznie wyższe. Z taką postawą się trudno dyskutuje - kontynuował.
Jak zaznaczył szef NBP, od pięciu miesięcy ceny nie rosną.
- Po prostu ci ludzie są nierzeczywiści. Powinni pamiętać ci pseudoekonomiści, że nic w internecie nie ginie. Inflacja gwałtownie, szybko spada. W ostatnich miesiącach spadła o ponad połowę. W ostatnich pięciu miesiącach ceny nie rosną. W ostatnich pięciu miesiącach, patrząc miesiąc do miesiąca, ceny spadły lekko. W ostatnich sześciu miesiącach ceny mniej więcej utrzymały się na tym samym poziomie - mówił.
Zdaniem Adama Glapińskiego spadek inflacji w Polsce jest "niesłychanie szybki".
- Inflacja we wrześniu 2023 roku odniesiona do inflacji we wrześniu 2022 roku. To jest ta inflacja CPI, którą podajemy. To ta co spadła z 18,4 procent do 8,2 procent. Ogólnie niesłychanie szybki spadek, o ponad połowę - zaznaczył.
- A teraz drugi, ważniejszy dla konsumentów fakt, inflacja od pół roku jest mniej więcej jednakowa. Chciałoby się powiedzieć, że jest płaskowyż, który został obśmiany i już wszedł do polskiego języka. [...] Właściwie jest prawie równo, ta inflacja miesiąc do miesiąca się nie zmienia - dodał.
Szef NBP podkreślił, że jesteśmy obecnie w fazie "inflacji kroczącej".
- Miesiąc temu nastąpił radosny moment, w którym przestaliśmy być w świecie wysokiej inflacji. [...] Podręcznikowo, definicyjnie, w najprostszy możliwy sposób to wytłumaczyć jak dla głupiego Jasia. Już nie jesteśmy w świecie wysokiej inflacji. Jesteśmy w świecie umiarkowanej inflacji. Czasami nazywanej kroczącej. Wszyscy się z tego cieszmy - powiedział.
Adam Glapiński podkreślił, że NBP zamierza sprowadzić inflację do celu, który wynosi 2,5 proc. z odchyleniem o 1 punkt procentowy w każdą stronę.
- Już też kiedyś to powiedziałem i wytoczyło się na mnie stado rozszalałych buhajów, z tej totalnej opozycji polityków i zatrudnionych przez nich dyżurnych ekonomistów. Albo jakichś oszalałych. Że Glapiński powiedział, że inflacja 5-procentowa jest dobra. Nigdy czegoś takiego nie powiedziałem. Naszym celem jest 2,5-procentowa inflacja - wskazał.
- Zwracam się do tych wszystkich stacji, chociaż wiem, że jest to waleniem głową w mur. Jak ktoś chce szkodzić Polsce, to będzie szkodzić. [...] Miażdżąca większość mediów, nawet ekonomicznych, jest w rękach zagranicznego kapitału. [...] Oni chcą szkodzić Polsce i po prostu kłamią. Kłamią całą dobę. Całe kłamstwo, całą dobę, non stop, ani słowa prawdy [...] - powiedział.
Szef NBP stwierdził, że młodzi ludzie w Polsce są "ogłupieni bardziej niż w PRL".
- Od 51 lat wykładam na uniwersytecie. Tak ogłupionych młodych ludzi to nie przypominam sobie. Nawet w PRL-u. Bo w PRL-u wszyscy młodzi ludzie byli przeciw temu, co było w mediach. Młodzi ludzie, teraz też bądźcie przeciw temu, co w 90 procentach mediów się sączy. Tam są mówione głupstwa, kłamstwa. Apeluję do właścicieli mediów, bo dziennikarze i wydawcy nie mają nic do powiedzenia. Apeluję do właścicieli, możecie kłamać, ale trochę. Nie tak totalnie. Inflacja spadła, przepraszam że przed wyborami. Nie mieliśmy na to wpływu - stwierdził.
Zdaniem szefa NBP banki z zagranicznym kapitałem każą swoim analitykom mówić "idiotyzmy".
- Podobnie z analitykami bankowymi. Wiele instytucji ma nadal kapitał zagraniczny. I tylko analitycy tych banków z kapitałem spółek Skarbu Państwa mogą oceniać sytuację obiektywnie. Jakie katusze muszą przeżywać analitycy w tych bankach (zagranicznych - red.), że im każą mówić takie idiotyzmy. Że się skończyła ta wysoka inflacja. [...] Czy są tak cyniczni, że to dla nich bez znaczenia? - zaczął wypowiedź Glapiński.
- W domu żonie lub mężowi mówisz, że ta inflacja już nie jest wysoka. Dzieciom przy kolacji, że te stopy procentowe będą maleć, a w telewizji mówisz coś przeciwnego. To jak to jest tam Staszek czy Romek? Jakoś mu głupio, wiesz, rozumiesz. Mamy kredyt do spłacenia, rowerek chcesz dziecku kupić. Rozumiem, ale nie usprawiedliwiam. To jest świństwo, to jest szkodzenie krajowi, to jest zdrada Polski - kontynuował.
- Apeluję, opamiętajcie się! Możecie mówić, że inflacja spadła, bardzo spadła, ale że istnieją liczne zagrożenia. Mówcie to. Koniunktura na świecie pogorszyła się, u naszego głównego partnera handlowego - w Niemczech - pojawiła się recesja. To jest rozmowa - o niebezpieczeństwach, o zagrożeniach. A nie takie dyrdymały - podsumował.
Adam Glapiński przedstawił prognozę dotyczącą dalszej ścieżki spadku inflacji.
- W następnym miesiącu inflacja wyniesie 7 proc. "z czymś", na koniec roku będzie między 6 proc. a 7 proc., a koło połowy przyszłego roku wyniesie 5 proc. - powiedział.
Szef NBP zaznaczył, że Polska była jednym z pierwszych krajów, który zaczął podnosić stopy procentowe.
- U nas skończył się okres podwyższania stóp, przeszliśmy do obniżania, a ci pseudoeksperci mówią, że w USA i Strefie Euro podwyżki mogą być. [...] Jak to mówią Anglosasi, nie porównujmy jabłek z gruszkami. [...] My byliśmy krajem, który jako pierwszy zaczął podnosić stopy procentowe. No po Czechach. Kilka miesięcy. Ale też był atak, że za późno zaczęliśmy podwyższać. Ciągle jest atak. Ze za wcześnie obniżamy. Źle jak stopy rosną, źle jak maleją. Wszystko jest źle. Bo jest to polskie, bo dotyczy polskiego sukcesu - stwierdził.
Prezes Narodowego Banku Polskiego przyznał, że obniżka stóp procentowych we wrześniu (o 75 punktów bazowych) była "gwałtowna".
- Miesiąc temu obniżyliśmy stopy bardziej gwałtownie, zdecydowanie. Wówczas zapowiedziałem, że kolejne decyzje będziemy podejmować stosownie do napływających danych. Oparłem się pytaniom czy dalej będziemy obniżać i o ile. [...] Będziemy decydować stosownie do napływających danych. Ostatnie dane, które napłynęły, pokazały, że pokonaliśmy tę hydrę wysokiej inflacji - zaznaczył.
Adam Glapiński zdradził, jakie nastroje dominowały na ostatnim posiedzeniu RPP.
- Co braliśmy pod uwagę podczas wczorajszej dyskusji? Oczywiście, szczegółów tej dyskusji nie mogę zdradzić, ale tym razem bardzo różne stanowiska były prezentowane - powiedział.
Szef NBP wskazał czynniki, które przyczyniają się do spadku inflacji.
- W kierunku powrotu inflacji do celu, do tych 2,5 proc. oddziałują niższa presja kosztowa i popytowa w kraju i za granicą. Presja kosztowa radykalnie spadła. W sierpniu po raz pierwszy roczna dynamika cen produkcji sprzedanej przemysłu była ujemna - powiedział.
Rada Polityki Pieniężnej na październikowym posiedzeniu postanowiła obniżyć stopy procentowe o 25 punktów bazowych. Obecnie główna stopa Narodowego Banku Polskiego wynosi 5,75 proc. We wrześniu, po 11 miesiącach utrzymywania stóp na poziomie 6,75 proc., władze monetarne zaskoczyły i obniżyły stopy o 75 pb. Był to ruch o wiele większy niż prognozy ekonomistów.
Zarówno przewodniczący rady - Adam Glapiński, jak i kilkoro innych członków gremium wskazywało, że warunkiem dla cięcia stóp jest spadek inflacji do jednocyfrowego poziomu.
Jeszcze w sierpniu, CPI (inflacja konsumencka, rosła rok do roku o 10,1 proc., choć był to odczyt niższy od lipcowego - wówczas 10,8 proc. Według szybkiego szacunku GUS, tempo wzrostu cen we wrześniu wyniosło 8,2 proc. rdr, natomiast konsensus rynkowy zakładał odczyt na poziomie 8,5 proc. Pozytywnym sygnałem był spadek inflacji w relacji miesięcznej, który wyniósł -0,4 proc., i był najwyższy od stycznia 2016 roku.
Na hamowanie podwyżek cen konsumentów miały wpływ rządowe programy wprowadzone we wrześniu. Chodzi tu o darmowe leki dla dzieci i seniorów oraz wyższy limit zużycia prądu, który pozwala "zamrozić" ceny na rachunkach za energię na poziomie tych z ubiegłego roku. Dodatkowym czynnikiem były też tanie paliwa na stacjach. Choć w tym segmencie należy pamiętać, że obniżki przeprowadzone we wrześniu nie były podyktowane warunkami rynkowymi. Jak informujemy na łamach Interii Biznes od dłuższego czasu, benzyna i olej napędowy powinny być droższe o ok. złotówkę na litrze, z uwagi na wysokie ceny ropy oraz słabnącego złotego na tle dolara.
Jednocześnie ekonomiści oraz rynek prognozują, że październikowa obniżka nie była ostatnią w tym roku. Eksperci z BNP Parbias oraz Pekao wskazują, że do końca 2023 r. stopa referencyjna spadnie do pułapu 5,50 proc. - czyli o kolejne 25 pb. Inwestorzy natomiast zakładali jeszcze przed ostatnią decyzją, że dojdzie do obniżenia stóp proc. do poziomu 5,25 proc.