Trudno nam będzie dogonić Słowację

Polska ma małe szanse, by stać się tygrysem Europy. Dlatego że - w odróżnieniu od np. Słowacji - nie mamy naprawionych finansów państwa - twierdzi prof. Leszek Balcerowicz, prezes NBP.

"Puls Biznesu": Panie profesorze, kilka dni temu Rada Polityki Pieniężnej (RPP) podjęła decyzję o pozostawieniu bez zmian stóp procentowych i neutralnego nastawienia w polityce pieniężnej. Czy jest pan zadowolony z poziomu inflacji?

Leszek Balcerowicz: Nie jest rzeczą sensowną odnosić się do inflacji w okresie miesiąca czy dwóch, tak jak nie jest sensowne odnoszenie się do wzrostu w ciągu jednego roku. Trzeba patrzeć na tendencje, a dane bieżące trzeba zawsze analizować pod kątem tego, czy siły, które się za nimi kryją, będą trwałe czy nie.

Reklama

Ale RPP znów rozminęła się z celem inflacyjnym.

Tak naprawdę nie ma znaczenia, czy w określonym miesiącu, np. w grudniu, inflacja była zgodna z celem, gdyż to czysta symbolika. Mamy obecnie cel ciągły, a nie okresowy grudzień do grudnia. Przy celu inflacyjnym liczy się relacja faktycznej inflacji do celu inflacyjnego w dłuższym okresie. Cele roczne były wcześniej - w czasie redukowania inflacji do europejskiego poziomu. Pierwsza rada wykonała wielką pracę, a mianowicie dała Polsce inflację na poziomie dojrzałych krajów Zachodu. I dała piękny podarunek następnej.

Szczególnie w sierpniu pamiętnego lata, podnosząc stopy do 22 proc...

Stopy z przeszłości trzeba odnosić do sytuacji i zadań z przeszłości. Ważniejszy jest jednak dzień dzisiejszy. W momencie, gdy inflacja osiąga niski poziom, należy odejść od celu rocznego i skupić się na ciągłym, czyli dążyć, by inflacja w przyszłości w średnim okresie była możliwie bliska celu. Nie da się tego osiągnąć każdego miesiąca. Gospodarka podlega bowiem rozmaitym nieoczekiwanym wstrząsom, takim jak skok cen ropy naftowej czy rosyjska blokada naszego eksportu. Należy pamiętać, że niezależność banku centralnego stworzono po to, by w polityce monetarnej nie ulegać wpływom chwilowych wydarzeń czy presji polityków.

Jaki jest zatem, w pana opinii, optymalny poziom inflacji dla naszego kraju?

Wśród ekonomistów jest praktycznie zgoda, że ciężkim błędem było dopuszczenie przez Zachód do wysokiej inflacji w latach siedemdziesiątych. Jednym z nielicznych wyjątków był Bundesbank, który nie popełnił takiego błędu i potem stał się wzorcem dla Europejskiego Banku Centralnego. Niektórzy wybitni badacze twierdzą, że inflacja powinna być zerowa, czyli, że poziom cen powinien być stabilny. Inni sądzą, że powinna być nieznacznie dodatnia, m.in. dlatego, że ich zdaniem płace nie są dostatecznie giętkie w dół. Polska jest krajem, w którym niska inflacja ma bardzo krótką historię i bagatelizowanie tego czynnika uznałbym za brak ostrożności.

Ale sam pan założył cel inflacyjny na 2,5 proc. Kiedy ten poziom powinniśmy osiągnąć?

Ten cel przyjęła cała Rada Polityki Pieniężnej. Nie chciałbym wikłać się w podawanie konkretnego miesiąca, bo tu jest sporo niepewności. Z punktu widzenia reguł poprawnej polityki monetarnej, nastawionej na średnią perspektywę, nie ma większego znaczenia, za ile dokładnie miesięcy w horyzoncie oddziaływania tej polityki ów poziom osiągniemy. Wiadomo, że od momentu podjęcia decyzji upływa sporo czasu, zanim efekty zaczną być zauważane. O wiele ważniejsze jest to, co będzie działo się z inflacją, gdy dojdzie ona do celu.

Jakie czynniki bierze pod uwagę RPP, wypracowując swoje decyzje?

Mamy w NBP bardzo dobry pion analityczny, który co miesiąc przedstawia radzie obraz czynników kształtujących inflację. Po pierwsze, uwzględnia on ceny zewnętrzne, m.in. ropy, ale także inflację w krajach, z którymi jesteśmy najmocniej związani. Po drugie, prognozuje wzrost gospodarczy i porównuje go z przyjętą wcześniej prognozą. Po trzecie, analizuje informacje docierające z rynku pracy: tempo wzrostu prac, zatrudnienia, jednostkowe koszty pracy. Rada otrzymuje też np. informacje o zmianach cen żywności.

RPP otrzymała takie informacje i utrzymała stopy na niezmienionym poziomie. A jak będzie za miesiąc? Członkowie rady mówią różne rzeczy.

Mamy raczej nietypową strukturę rady pod względem udziału w niej pracowników NBP (tylko prezes) w porównaniu z reprezentacją świata zewnętrznego. Wpływa to zapewne na komunikację z otoczeniem.

Jak pan ocenia takie słowa: "Będę namawiał Prezesa Balcerowicza do obniżenia stóp procentowych"?

Mogę powiedzieć, że jestem w dobrym towarzystwie premiera Tony'ego Blaira, który też był "namawiany". Mówiąc poważniej, ja kieruję się konstytucyjnym obowiązkiem i zwykłem opierać swoje decyzje na analizie danych, a nie na głosach polityków, niezależnie od tego, jaki mam do nich stosunek.

Ale Przemysław Gosiewski, szef klubu PiS, powiedział po ostatnim posiedzeniu rady, że RPP, nie decydując się na obniżki stóp, uzasadnia konieczność jej likwidacji w nowym projekcie konstytucji...

Groźby likwidacji RPP to nacisk, jaki dotychczas nie zdarzał się w wypowiedziach polityków o bieżącej polityce pieniężnej. Nie przypominam sobie tak brutalnych reakcji politycznych.

Jak ocenia pan perspektywy wzrostu gospodarczego w przyszłym roku?

Wszystkie znane mi prognozy pokazują, że w przyszłym roku wzrost będzie szybszy niż w 2005. To oczywiście cieszy. Warto jednak przyjąć dłuższą perspektywę, aby dostrzec czynniki, od których zależy, czy będziemy w stanie nie tracić dystansu np. w stosunku do Słowacji.

Czyżby Słowacja nas aż tak wyprzedziła?

Mamy dobre perspektywy na przyszły rok. Obecny rząd dostał w prezencie gospodarkę w bardzo dobrym stanie. Wzrost przyspiesza, przy nieznacznym tylko deficycie w obrotach z zagranicą, a wyniki przedsiębiorstw biją rekordy, co oznacza, że mają one duży potencjał finansowania inwestycji. Obecny poziom zreformowania gospodarki powoduje jednak, że mamy małe szanse stać się tygrysem Europy. Dlatego że - w odróżnieniu od np. Słowacji - nie mamy naprawionych finansów państwa. W efekcie mamy zbyt wysokie podatki, bo za duże są wydatki budżetu. Ponadto, o ile wiem, sądy są tam znacznie sprawniejsze i jest więcej prywatnej własności. Najważniejsze jest tu pytanie, czy obecny układ rządzący wykorzysta dobrą sytuację wyjściową do reformowania Polski w imię dalszego rozwoju naszego kraju, czy też - że tak powiem - "skonsumuje" dobrą sytuację wyjściową. Dla mnie dobrym politykiem nie jest ten, który lepiej ogra drugiego, ale ten, który więcej zrobi dla reform prorozwojowych.

Dlaczego tak długo trwa wyrażenie przez Komisję Nadzoru Bankowego (KNB) zgody dla Unicredito na przejęcie Banku BPH przez Pekao?

KNB opiera się w swoich decyzjach na materiałach dostarczonych przez wnioskodawcę. Pewne materiały wciąż napływają, a z tego, co wiem, kolejne napłyną jeszcze na początku stycznia. Te dokumenty są analizowane przez profesjonalny zespół Generalnego Inspektoratu Nadzoru Bankowego (GINB). I dopiero na podstawie kompletnych analiz i dokumentacji GINB, KNB podejmuje decyzję. Dodam, że zamierzam zaproponować, aby głosowanie nad tym wnioskiem było jawne.

A co pan myśli o łączeniu banków takich jak Pekao i BPH?

Jako przewodniczący Komisji Nadzoru Bankowego nie mogę wypowiadać się publicznie, czy mi się taka transakcja generalnie podoba czy nie. Uważam, że w państwie praworządnym takie wnioski o zezwolenia kierowane do urzędów należy rozpatrywać wyłącznie z punktu widzenia mandatu prawnego, jaki ma dany urząd.

Rozmawiali: Kazimierz Krupa Paweł Kubisiak

Puls Biznesu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »