Trzeba radykalnie ograniczyć popyt na surowce energetyczne w UE

Objęcie sankcjami dostaw surowców energetycznych z Rosji w krótkim terminie wydaje się mało prawdopodobne. Część krajów unijnych wykazuje w tym obszarze dużą ostrożność i traci impet sankcyjny. Należy jednak podjąć jak najszybciej kroki ograniczające zużycie tych surowców, bo nie można wykluczyć, że zostaniemy ich pozbawieni z przyczyn od nas niezależnych – wynika z debaty eksperckiej przeprowadzonej przez Polski Instytut Ekonomiczny.

- Na rynku ropy widzieliśmy już w jakimś stopniu samosankcjonowanie się rynku. Zawieranie pewnych transakcji może budzić kontrowersje. Ale z drugiej strony przyzwyczajamy się do pewnych rzeczy. W Unii Europejskiej następuje rozmiękczanie stanowisk, liczenie, wyciąganie kalkulatorów. Wcale to nie jest oczywiste, że może dojść do tak radykalnego działania - mówi Joanna Maćkowiak-Pandera, prezes Forum Energii.

Zaznacza ona, że różne państwa mają różne uwarunkowania. O ile Polska jest w sytuacji, że wysokim kosztem, ale jest w stanie zrezygnować z surowców, bo dywersyfikowała rynek ropy i gazu w minionych latach, o tyle wiele innych krajów tego nie zrobiło. Dla nich mogłoby to oznaczać zaprzestanie produkowania energii.

Reklama

Możemy zostać odcięci, czy tego chcemy, czy nie

Prezes Forum Energii podkreśla, że trzeba jednak przygotować się na scenariusz wstrzymania dostaw ze Wschodu, bo nawet jeśli Unia sama z siebie nie podejmie decyzji o rezygnacji z zakupów z tego kierunku, ktoś może za nią taką decyzję podjąć. Do przerwania dostaw może też dojść z przyczyn losowych. - Część rurociągów może być przedmiotem ataków, ale też Rosja może zdecydować się na wstrzymanie wysyłki, gdy dojdzie do granicy bezsilności - mówi Maćkowiak-Pandera.

Apeluje też, by skoncentrować się na radykalnym ograniczaniu popytu. A możliwości w tym zakresie jest sporo. - Nie musi to oznaczać siedzenia w domach bez prądu i ciepła - informuje. Wskazuje choćby na optymalizację zużycia energii, stosowanie pomp ciepła, odblokowanie zasady 10H, która blokuje rozwój mocy wiatrowych na lądzie itd.

Robert Tomaszewski z Polityki Insight potwierdza, że Europa wytraca impuls sankcyjny, choć jego zdaniem sporo w tym obszarze zależy od zbliżającej się wizyty amerykańskiego prezydenta Joe Bidena. - Wydaje się, że nie będzie embarga na import ropy i gazu. Może zostaną podjęte symboliczne działania w obszarze węgla. Spodziewałbym się raczej próby poszukiwania bardziej miękkich mechanizmów nacisku - informuje.

Podkreśla przy tym, że odcięcie się od rosyjskiej ropy byłoby i dla Polski dużym wyzwaniem. Polskie rafinerie nigdy nie pracowały bez rosyjskiej ropy. Mamy za sobą kryzys chlorkowy, gdy wstrzymano przesył ropy z Rosji do Polski ze względu na jej zanieczyszczenie, ale - jak zaznacza analityk - mieliśmy wówczas duże zapasy surowca ze Wschodu w magazynach. Całkowite wstrzymanie zakupów z tego kierunku oznaczałoby konieczność przeprowadzenia inwestycji w rafineriach i zorganizowania alternatywnych dostaw gatunków podobnych do ropy rosyjskiej.

- Musimy przy całej skali problemu, z jakim obecne mamy do czynienia, pogodzić się z tym, że efektywność działania sektora rafineryjnego będzie spadała, że będzie on mniej zarabiał. Rafineria płocka zabudowana była z myślą o przerobie ropy Ural, inaczej jest w przypadku rafinerii w Gdańsku, która przygotowana była pod przerób ropy z Bliskiego Wschodu - mówi Tomaszewski. I dodaje, że musimy pracować nad ograniczaniem popytu na ropę.

Kluczowe ograniczenie konsumpcji

Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl, podkreślał, że zasoby surowców są ograniczone. Nieograniczona konsumpcja, z jaką mieliśmy dotychczas do czynienia, będzie musiała się skończyć. - Ważne jest, by skłaniać społeczeństwo do pewnych działań. Samoograniczanie się to cnota w obliczu zagrożenia wojennego. Trzeba się liczyć z reglamentacją pewnych dóbr; nie każdemu będzie się chciało kontrolować konsumpcję, tymczasem muszą wystąpić określone efekty - mówi. Dodaje, że samoograniczanie jest już widoczne.

Tomaszewski zwraca uwagę, że w obecnej, bardzo złożonej sytuacji, głos Polski zaczął być słuchany na arenie międzynarodowej. - Nasze wcześniejsze diagnozy związane z sytuacją na wschodzie się sprawdziły. Przyjęcie dwóch milionów uchodźców dało nam kapitał dyplomatyczny, by popychać Zachód w kierunku większość stanowczości - mówi.

Nie walczmy z transformacją!

Zastrzega jednak, że należy tym kapitałem właściwie dysponować. - Walenie głową w mur i podważanie transformacji czy Fit for 55 jest kompletnie bez sensu. Natomiast racjonalizacja transformacji jest absolutnie możliwa. To klucz. Powinniśmy wykorzystać obecną sytuację by Bruksela stała się bardziej stanowcza wobec Rosji, by zobaczyła nasze wyzwania i by była bardziej hojna, by nam pomóc - informuje analityk. Konieczne jest przy tym wykazanie się gotowością ze strony Polski do rozwiązania sporów związanych z sądownictwem itd.

Joanna Maćkowiak-Pandera uważa, że w sytuacji, w której rynki energii będą działać w zupełnie innych warunkach, zmieni się ocena opłacalności nowych rozwiązań. I tak choćby koszt produkcji zielonego wodoru, obecnie wynoszący ok. 450 zł za MWh, może być w przyszłości odbierany inaczej niż do niedawna, gdy mieliśmy do czynienia ze stabilnymi cenami nośników energii. - Okaże się, że nastąpi wywrócenie przekonań o kosztach i pewne technologie zaczną się rozwijać. A jak się sprawdzą i zostaną spopularyzowane, ich koszt spadnie, może nawet o 50 czy 80 proc. - mówi.

Monika Borkowska

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »