Turecki eksperyment. Stopy niskie, inflacja galopuje
W Turcji realna stopa procentowa wynosi minus 40 proc., bo taka jest różnica między inflacją, a główną stopą banku centralnego. Analitycy rynkowi przypuszczają, że szefowie tureckiej polityki monetarnej podejmą próbę obrony krajowej waluty w momencie, gdy za dolara trzeba będzie zapłacić 15 lir, a do tego poziomu brakuje już bardzo niewiele.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
Po ostatnich decyzjach Banku Centralnego Republiki Tureckiej stopa referencyjna pozostała bez zmian na poziomie 14 proc. W poprzednich miesiącach nad Bosforem przeprowadzono serię zadziwiających obniżek ceny pieniądza (z 19 do 14 proc.), choć w kraju szaleje inflacja. W lutym wyniosła ona 54,4 proc. Marcowy wskaźnik wzrostu cen zostanie ogłoszony na początku kwietnia, ale spadku inflacji nie należy się spodziewać.
Niedawne obniżki stóp procentowych były wymuszane przez prezydenta kraju Recepa Erdogana, którego kurs w polityce gospodarczej nie ma nic wspólnego z kanonami klasycznej ekonomii. W świetle "Erdoganomiki", inflacja wywoływana jest przez wysokie stopy procentowe i dlatego powinny być one obniżane. Prezydent Turcji liczy na to, że krajowa gospodarka będzie napędzana przez tani kredyt, inwestycje i eksport. Tańsze pieniądze mają przyczynić się do stworzenia dodatkowych miejsc pracy i zwiększenia produkcji przemysłowej. Ekipa Recepa Erdogana próbuje przekonać Turków do przechowywania oszczędności w lirach, a nie w euro czy dolarach i w ten sposób zwalcza tak zwaną "dolaryzację" gospodarki.
Tymczasem autorzy podręczników ekonomii zalecają, by w okresach szalejącej inflacji przeprowadzać podwyżki stóp procentowych. W ten sposób można wyhamować ekspansję kredytu, zachęcić ludzi do oszczędzania i w konsekwencji ograniczyć tempo spadku siły nabywczej pieniądza.
Skutkiem oryginalnej polityki monetarnej było nasilenie presji inflacyjnej i wielka deprecjacja tureckiej liry, która w 2021 roku straciła prawie 44 proc. wartości wobec dolara amerykańskiego. Przez poprzednie 10 lat lira zdewaluowała się o 87 proc. Wśród walut dużych krajów rozwijających się gorzej wypadło tylko argentyńskie peso, które w ciągu dekady straciło do dolara 96 proc.
Grupa Polsat Plus i Fundacja Polsat razem dla dzieci z Ukrainy
Waluta Turków rekordowo słaba była 20 grudnia zeszłego roku, kiedy za dolara płacono 18,35 liry. W pierwszych tygodniach tego roku kurs dolara utrzymywał się na względnie stałym poziomie 13-14 lir, ale dziś za amerykańska walutę płaci się 14,8 liry.
Ekonomiści z Credit Suisse są zdania, że skoro kurs dolara w lirach dryfuje w górę nieprzerwanie od początku marca, to turecki bank centralny prawdopodobnie zacznie ograniczać skoki walutowe powyżej poziomu 15 lir, zamiast bronić poziomu 14 lir, na którym wcześniej wydawał się koncentrować.
"Turcja prawdopodobnie odczuje znaczny wzrost deficytu na rachunku bieżącym nie tylko w wyniku gwałtownego wzrostu wydatków na import, ale także z powodu posiadania dużego przemysłu turystycznego, który jest uzależniony od przyjazdów z Rosji i Ukrainy" - napisano w raporcie Credit Suisse.
Analitycy z MUFG uważają, że lira poniesie dalsze straty przy wyższych cenach ropy naftowej. Podzielają ten pogląd ekonomiści Commerzbanku. "Jak dotąd lira nie była najbardziej dotknięta wydarzeniami w Rosji i Ukrainie. Jednak turecka waluta staje się coraz słabsza. Jednym z podstawowych powodów jest to, że bilans płatniczy kraju jest bardzo wrażliwy na ceny energii i surowców" napisano w raporcie Commerzbanku.
Rynki prognozują, że inflacja w Turcji utrzyma się na poziomie powyżej 40 proc. do końca tego roku. Innymi słowy, inwestorzy nie wierzą, że polityka ratunkowa banku centralnego lub rządu obniży inflację nawet w średnim terminie. W tym przekonaniu utwierdza ich najnowsza decyzja o utrzymaniu stopy referencyjnej na poziomie 14 proc.
Rynki źle odebrały komunikat Banku Centralnego Republiki Tureckiej, w którym kontynuowanie łagodnej polityki monetarnej uzasadniano tym, że inflacja wszędzie jest wysoka, bo "odbudowa światowego popytu, wysokie notowania surowców, ograniczenia podażowe w niektórych sektorach - zwłaszcza w energetyce - oraz wysokie koszty transportu doprowadziły do międzynarodowego wzrostu cen płaconych przez producentów i konsumentów".
Turcy dodają na swoje usprawiedliwienie także to, że banki centralne w krajach rozwiniętych wciąż utrzymują łagodny kurs w polityce pieniężnej. To jednak właśnie się zmienia. W Stanach Zjednoczonych Rezerwa Federalna podniosła stopy procentowe, a jeszcze w tym miesiącu ma zakończyć skup obligacji. Z kolei Europejski Bank Centralny wygasi "pandemiczny" program zwiększania zadłużenia.
Jacek Brzeski
***