Turystyka: Synoptycy zapowiadają wyjątkowe lato
Prawie całej Europie grozi w tym roku susza z powodu niespotykanych upałów na początku wiosny. Synoptycy natomiast już zapowiadają wyjątkowo upalne lato.
Do modlitw o "dar deszczu" wezwał arcybiskup Florencji kardynał Giuseppe Betori. Nie czekając na wezwanie arcybiskupa o deszcz w wielu parafiach Toskanii, ale także regionów Wenecji i Górnej Adygi, modlą się nie tylko rolnicy. Wszyscy zdają sobie sprawę, że jeśli nic się nie zmieni, Włochy czeka klęska suszy.
Co prawda w zimie spadł niespodziewanie śnieg, w sumie jednak opady deszczu były o dwie trzecie mniejsze niż zwykle o tej porze roku. Tegoroczny marzec jest najcieplejszy od co najmniej piętnastu lat. Zbiornik wody Bilancino, który zasila Toskanię, wypełniony jest zaledwie w jednej trzeciej, a w głównej rzecze regionu Arno jest o dziewięćdziesiąt procent wody mniej niż zwykle.
Na wysuszonym gruncie nie rośnie zboże i połowa upraw, dwa miliony kwintali wartości 60 milionów euro, skazana jest na zagładę. Synoptycy już zapowiadają wyjątkowo upalne lato. Bardziej optymistyczne są prognozy krótkoterminowe, z których wynika, że padać będzie na Wielkanoc.
Średnia dochodu na głowę mieszkańca wynosiła we Włoszech w 2010 roku 19.251 euro. Poinformowało o tym tamtejsze ministerstwo finansów, po analizie deklaracji podatkowych złożonych w roku ubiegłym. Deklaracje podatkowe złożyło 41 i pół miliona osób.
Dochody blisko połowy z nich - dokładnie 49 procent - nie przekraczały 15 tysięcy euro rocznie, a jednej trzeciej nawet dziesięciu tysięcy. Z drugiej strony osoby, których roczny dochód wynosił więcej niż sto tysięcy euro stanowiły jeden procent podatników, a 300 tysięcy tylko siedem dziesiątych procent.
Najzamożniejsza jest Lombardia, gdzie średni roczny dochód wynosi 22 tysiące 710 euro, a najuboższa Kalabria (niecałe czternaście tysięcy). Ponad dziesięć i pół miliona osób zarabia tak mało, że nie musi płacić podatków. Nieznana jest natomiast liczba tych, którzy uchylają się od ich płacenia. Szacuje się, że skarb państwa traci w ten sposób około 120 miliardów euro rocznie.
_ _ _ _ _
W tym roku szczególne problemy z tym cennym zasobem ma Portugalia. Kraj ten od wielu tygodni boryka się z dotkliwą suszą. Zima to w Portugalii zazwyczaj pora intensywnych opadów, dzięki którym przyroda nad Atlantykiem może przygotować się na trudy zwykle długiego upalnego i suchego lata. W tym roku pogoda jest jednak wyjątkowo piękna z punktu widzenia turystów, a niesprzyjająca dla rolników, strażaków i przyrodników.
Od połowy grudnia deszcz nawiedził Portugalię kontynentalną zaledwie kilkukrotnie, a opady były bardzo skąpe. Tak mało deszczu zimą nie spadło w tym kraju od ponad 80 lat. Sytuacja staje się coraz bardziej dramatyczna, zwłaszcza dla rolników.
Dotkliwa susza mogła zniszczyć już nawet 40 procent upraw zbóż, a także owoce i drzewa cytrusowe.
Dała się także we znaki hodowcom bydła. Istnieją poważne obawy, że przyczyni się też do wyjątkowo intensywnej fali letnich pożarów, z którymi co roku boryka się Portugalia. Susza to nie jedyny, dotyczący wody, problem Portugalczyków. Jeszcze w tym roku ma zostać sprywatyzowana spółka Aguas de Portugal, odpowiedzialna za dostawę wody, jej pozyskiwanie, oczyszczanie i recykling. Jednak zdaniem wielu osób, jej cenne zasoby nie mogą być przedmiotem interesów, bo to uderzy w najbiedniejszych.
Może oznaczać racjonowanie wody w przyszłości. Ale zmiany klimatyczne i nadmierna eksploatacja jej zasobów mogą też na zawsze zmienić krajobraz Anglii, pozbawiając ją części rzek. Przysłowiowa angielska mżawka odeszła do historii. Miniony rok był niezwykle suchy i już przed Bożym Narodzeniem wprowadzono racjonowanie wody dla 65 tysięcy domów na południu Anglii. Telewizja pokazuje niemal puste zbiorniki wodne, firmy wodociągowe radzą o imporcie wody ze Szkocji i Walii do Anglii. Ekstremalnym efektem suszy i nadmiernego czerpania wody z rzek jest ich wysychanie. W hrabstwie Sussex pod Londynem po rzece Lavant pozostały tylko mosty i porośnięte trawą łożysko, którym można urządzać długie spacery.
W unikatowej geologicznie środkowej Anglii strumienie i rzeczki po prostu wsiąkły w kredowe podłoże - i mogą już nigdy nie powrócić na powierzchnię. Poziom wody podskórnej jest najniższy od 1976 roku, a rządowa Agencja do spraw Środowiska ostrzega, że poziom wód na wszystkich rzekach Anglii może w tym stuleciu obniżyć się o 80 procent.
Dla milionów rodzin jest ona za droga. 2 miliony rodzin we Francji nie jest w stanie zapłacić rachunku za wodę, a jej ceny zmieniają się w zależności od regionu. Bretończyków metr sześcienny kosztuje siedem i pół euro, więcej niż w najdroższym pod tym względem Luksemburgu. W regionie paryskim za tę samą ilość wody płaci się niecałe trzy euro, ale już na przedmieściach położonych nad Sekwaną i Marną niemal dwa razy tyle. Tylko jeden procent zużywanej wody służy do picia, dwanaście procent do gotowania, aż 39 procent do kąpieli. Tymczasem na Forum w Marsylii, gdzie zebrało się 20 tysięcy delegatów ze 140 państw tematem numer jeden jest zapewnienie wszystkim mieszkańcom Ziemi równego prawa dostępy do wody pitnej.