Ukraińskie finanse publiczne w warunkach wojny
Rosyjska agresja i spowodowany nią drastyczny spadek PKB bardzo negatywnie odbiły się na stanie finansów publicznych Ukrainy.
Makroekonomiczne dane jednoznacznie pokazują, że obrana przez Zachód ścieżka wspierania Ukrainy w walce z rosyjskim agresorem prowadzi donikąd. Partnerzy Ukrainy mają dziś trzy możliwości - wstydliwie ustąpić po raz kolejny przed Putinem, niestabilnie - tak jak teraz i w finalnym rezultacie jałowo - wlewać w ukraiński system finansowy miliardy dolarów, albo wreszcie ustalić stabilny program makroekonomicznego wsparcia na poziomie odpowiadającym potrzebom i jednocześnie wesprzeć naszego sąsiada realnie uzbrojeniem pozwalającym przełamać kręgosłup rosyjskiemu agresorowi i zająć się powojenną odbudową zrujnowanej gospodarki.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
Jak wielkie straty wyrządza wojna finansom publicznym naszego sąsiada pokazują szacunki dotyczące spadku PKB, a co za tym idzie i wpływów bieżących do budżetu.
Według wyliczeń przedstawionych jeszcze wiosną przez byłego wiceszefa NBU Ołeksandra Sawczenkę dzień wojny kosztuje Ukrainę 2 mld dolarów. "Na jakiś miliard dolarów raszyści niszczą naszą infrastrukturę, a na jakiś miliard my nie otrzymujemy PKB. Nasz PKB niestety spadnie więcej niż o 35 proc. Do wojny było to 200 mld dolarów i będzie dobrze, jeśli będzie on większy niż 100 mld dolarów. Są jeszcze straty pośrednie - to wywóz ludzi. Rosjanie kradną naszych ludzi i wywożą ich na Syberię. Robiłem wyliczenia, każdy człowiek wywieziony z Ukrainy to strata rzędu 150 tys. dolarów. A oni już pół miliona wywieźli" - komentował.
Tempo spadku PKB jest jednak już większe niż wówczas szacował ekonomista - według opublikowanych ostatnio danych Państwowej Służby Statystyki Ukrainy realny PKB naszego sąsiada był na koniec pierwszego półrocza niższy aż o 37,2 proc. w stosunku do poziomu sprzed roku i o 19,1 proc. niższy niż na koniec I kwartału tego roku.
Wiosną Bank Światowy (BŚ) przewidywał, że PKB Ukrainy spadnie w tym roku o 45,1 proc., podczas gdy przed wojną analitycy BŚ mówili o wzroście rzędu 3,2 proc. Liczba mieszkańców Ukrainy z dochodami poniżej faktycznego minimum egzystencji może w tym roku sięgnąć 70 proc. w porównaniu z 18 proc. w zeszłym roku. Przy braku pakietu powojennej pomocy może się ona utrzymywać do 2025 r. na poziomie ponad 60 proc. Konsumpcja prywatna spadnie w tym roku o połowę, państwowa o 10 proc., a inwestycje kapitałowe zmniejszą się o 57,5 proc. Eksport towarów i usług spadnie o 80 proc., natomiast import o 70 proc. Relacja długu publicznego do PKB zdaniem analityków BŚ wyniesie 90,7 proc.
BŚ był co prawda, w opublikowanej na początku października swojej jesiennej prognozie, już trochę mniej pesymistyczny, szacując tegoroczny spadek PKB na 35 proc. a przyszłoroczny wzrost na 3,1 proc., to jednak wciąż nie ma się z czego cieszyć, bo - jak zauważają analitycy BŚ - skutki wojny będą wykraczały poza perspektywę krótkoterminową. Działalność gospodarcza będzie bowiem prowadzona w warunkach zrujnowanych mocy produkcyjnych, szkód wyrządzonych areałowi ziemi rolnej i przy zmniejszonej liczbie rąk do pracy, szczególnie jeśli do kraju nie wrócą uchodźcy, którzy wyjechali za granicę, chroniąc się przed wojną. Tymczasem akurat to, zdaniem BŚ, jest coraz bardziej prawdopodobne, bo w miarę tego, jak działania wojenne się przedłużają i stają się coraz bardziej brutalne, uchodźcy adaptują się do życia w krajach, które ich przyjęły. Perspektywa ich powrotu jest tym mniejsza, że o ile w 2021 r. na poziomie uznawanym za biedę, czyli z mniej niż 6,85 dolara na dzień nad Dnieprem żyło 5,5 proc., o tyle w tym roku jest to już 25 proc. mieszkańców.
Tegoroczny deficyt budżetu Ukrainy może sięgnąć 50 mld dolarów. "Oczekuję że na koniec roku będziemy mieli łączny deficyt budżetu państwa około 50 mld dolarów. To będzie około 30-35 proc. ukraińskiego PKB" - komentował stan finansów państwa doradca ekonomiczny prezydenta Ukrainy Ołeh Ustenko, podkreślając, że nie jest to wynik polityki gospodarczej tylko skutek wojny.
Trudno się dziwić pustej kasie państwa, skoro na utrzymanie armii Ukraina wydaje dziś przeszło 4 mld dolarów miesięcznie, a równocześnie z miesiąca na miesiąc maleją wpływy podatkowe. W czerwcu pokrywały one już zaledwie 19,4 proc. wydatków państwa.
Stan, w jakim znajduje się dziś Ukraina, najlepiej pokazują najnowsze dane ministerstwa finansów. We wrześniu do budżetu państwa napłynęło 156,1 mld hrywien, czyli licząc po oficjalnym kursie banku centralnego ok. 4,26 mld dolarów, natomiast wydatki budżetowe wyniosły 295,2 mld hrywien, co daje ok. 8 mld dolarów.
W sumie wydatki budżetu za pierwsze trzy kwartały tego roku wyniosły 1,745 bln hrywien, a deficyt budżetowy sięgnął w tym okresie 493,4 mld hrywien. Ukraina zadłużyła się w tym czasie na 749 mld hrywien, czyli ok. 20 mld dolarów - większość z tej sumy stanowiły wpływy ze sprzedaży obligacji w wysokości 443,3 mld hrywien, z czego 315 mld hrywien kupił bank centralny. Ze źródeł zewnętrznych napłynęło jedynie 273,5 mld hrywien, czyli licząc po obecnym kursie NBU 8,6 mld dolarów.
Jeszcze wiosną Ukraina apelowała do zachodnich partnerów o stabilne wsparcie makroekonomiczne rzędu 5 mld dolarów miesięcznie. "Niezbędność takiej sumy potwierdziły MFW i Bank Światowy. To środki, jakich potrzebuje budżet Ukrainy, żeby wykonać wszystkie swoje socjalne i humanitarne zobowiązania" - komentował wówczas ukraiński premier Denis Szmyhal. Niestety do dziś pieniądze napływają nad Dniepr bardzo niestabilnie i w niewystarczającej kwocie, w dodatku ostatnio wypłata transzy obiecanej przez Unię Europejską była długo blokowana przez rząd Niemiec. Według danych ministerstwa finansów w czerwcu Ukraina otrzymała 3,37 mld dolarów wsparcia makroekonomicznego zza granicy, w lipcu 2,75 mld dolarów, a w sierpniu 4,69 mld dolarów.
Skutek jest taki, że rząd szuka pieniędzy, gdzie tylko może. Pod koniec lipca był zmuszony doprowadzić do technicznej niewypłacalności państwowego giganta gazowego Ukrainy Naftohaz. 26 lipca upłynął termin obsługi wyemitowanych przez spółkę obligacji, jednak kilka dni wcześniej rząd jako jedyny akcjonariusz zabronił kierownictwu Naftohazu wykonywania zobowiązań z obligacji spółki bez wcześniejszego uzgodnienia takich działań z Radą Ministrów. Naftohaz pieniądze na rachunku miał, jednak potrzebne były one w kraju i rząd nie dał zgody na ich wypłatę nabywcom obligacji.
Od tego czasu nic się nie poprawiło i we wrześniu Ukraina dostała pomoc międzynarodową w wysokości zaledwie 2 mld dolarów.
W założeniach budżetowych na przyszły rok ukraińskie ministerstwo finansów wskazało, że dla pokrycia deficytu budżetu chciałoby pozyskać za granicą aż 37,5 mld dolarów. Problem w tym, że biorąc pod uwagę ratingi Ukrainy na rynku komercyjnym, będzie o to bardzo trudno i tak naprawdę pozostaje tylko liczyć na kolejne pomocowe programy ze strony zachodnich sojuszników.
Agencja Fitch obniżyła w lipcu ocenę wiarygodności kredytowej Ukrainy z poziomu CCC do poziomu C, czyli zagrożenia niewypłacalnością. "Wszystko wskazuje na to, że wojna będzie trwała i w przyszłym roku, a perspektywy jakiegoś politycznego uregulowania w drodze rozmów są słabe. Ukraiński rząd, odzwierciedlając dominującą opinię społeczeństwa, wątpliwe by zrezygnował z terytoriów. Uważamy że prezydent Federacji Rosyjskiej Putin będzie kontynuował realizację celu podrywania suwerennej niezależności państwa ukraińskiego. Jednocześnie nie wiadomo, czy któraś ze stron będzie miała dostateczną przewagę wojskową dla osiągnięcia celu, co może doprowadzić do długotrwałego konfliktu. Wyczerpujący charakter rosyjskiej taktyki wojennej, włączającej powszechne zniszczenie infrastruktury, prowadzi do ogromnych strat ekonomicznych i ludzkich" - uzasadniała agencja swoją decyzję co do obniżenia ratingu Ukrainy.
W sierpniu Fitch jeszcze bardziej obniżył rating Ukrainy - aż do poziomu RD, czyli ograniczonej niewypłacalności. Podobnie zrobiła agencja ratingowa S&P.
Michał Kozak, dziennikarz ekonomiczny, korespondent Obserwatora Finansowego na Ukrainie
Zobacz również: