Unia gra na zwłokę
Finał przewodnictwa Szwecji w Unii Europejskiej zapowiadał się niezwykle obiecująco. Gospodarze, wyraźnie przychylni idei rozszerzenia, po sukcesie szczytu w Geteborgu pragnęli zakończyć swój debiutancki występ na europejskiej scenie organizując dodatkową rundę negocjacji.
Polska miała nie tylko zamknąć rozdział rozmów dotyczący energii, ale także ustalić wspólne stanowisko w obszarze Środowisko, aby można go było zamknąć już w lipcu.
Taki scenariusz wyraźnie promowany przez przedstawicieli kraju Trzech Koron wydawał się jednak nie na rękę kilku kluczowym państwom członkowskim. Utrzymywanie dużego dystansu między Polską a pozostałymi kandydatami w zamykanych rozdziałach stało się przecież ulubioną taktyką negocjacyjną Unii.
W ten sposób koniec przewodnictwa Szwecji w Unii odarł nas ze złudzeń. Polska ani nie zamknęła negocjacji o energii, ani nie uzgodniła stanowiska z UE o środowisku. W pierwszym przypadku powodem było jednodniowe opóźnienie Brukseli w przekazaniu stanowiska do zaopiniowania państwom członkowskim. Zaś na drodze do zakończenia rozmów o środowisku stanął m.in. problem ochrony wód przez azotany pochodzenia rolniczego, a konkretnie - gnojowicy.
Sprawa nie tylko z pozoru wydaje się brzydko pachnieć. Z jednej strony Bruksela odrzuca zbyt dużą liczbę wniosków o okresy przejściowe w środowisku z drugiej zaś podnosi larum, kiedy się z nich wycofujemy. W całej sprawie jest jednak jeden dobry akcent. Tym razem w rozmowach z Unią krajowym negocjatorom nie można było odmówić profesjonalizmu. Wycofanie się z wniosków o okresy przejściowe poparli niezwykle dokładną i obszerną analizą. Zabrakło im profesjonalizmu. Ale to chyba było do przewidzenia.