Unia walczy o biustonosze
Unia Europejska rozpocznie śledztwo w sprawie zbyt wielkiego wzrostu eksportu tekstyliów z Chin. Jeśli Pekin go nie ograniczy, Bruksela wprowadzi sankcje, choć w tej ostatniej sprawie porozumienia w UE nie ma.
Według danych Komisji Europejskiej, w pierwszym kwartale tego roku, od kiedy zniesiono wszelkie cła na import chińskich tekstyliów, kraje wspólnoty sprowadziły z Państwa Środka prawie 100 milionów podkoszulków, czyli o 164 proc. więcej niż przed rokiem.
W innych kategoriach odzieży ten wzrost był jeszcze silniejszy. Sprowadzono np. o ponad 400 proc. więcej swetrów i ponad 5 razy więcej męskich spodni. Problem dotyczy również: skarpetek, podkolanówek, płaszczy, staników i włókien lnianych. Cieszą się klienci, bo chińska odzież jest dużo tańsza, ale lokalni producenci załamują ręce - szwalnie w krajach Unii padają jedna po drugiej.
- Przepisy zezwalają, by roczny import, w porównaniu z rokiem wcześniejszym rósł w przedziale od 30 do 100 proc. Jeśli jest wyższy, to dopuszczalne jest wprowadzenie ograniczeń - tłumaczył unijny komisarz do spraw handlu Peter Mandelson.
W krajach Unii panuje powszechna zgoda, że należy zatrzymać chiński potop, ale jeśli chodzi o sposób powstrzymania tej fali, to zgody nie ma. Szwecja, Dania, Holandia i Niemcy sprzeciwiają się przywróceniu ceł. Ich zdaniem najlepiej by było, gdyby to same Chiny ograniczyły swój eksport do Europy.