W 2035 r. wybuchnie prawdziwa bomba
Problemy demograficzne kraju były tematem pierwszego posiedzenia Narodowej Rady Rozwoju, która jest gremium doradczym prezydenta. Zdaniem naukowców, demografia będzie miała wpływ na rynek pracy, produktywność i wzrost gospodarczy Polski, a także na sytuację sytemu zabezpieczenia społecznego i finanse publiczne. Zmieni się popyt na usługi finansowe, edukacyjne i opiekuńcze.
Chciałbym, żeby Rada zajmowała się przede wszystkim tym, co się zdarzy lub może się zdarzyć w Polsce, co daje jej szanse w ciągu najbliższych 20 lat - podkreślił prezydent Lech Kaczyński, określając zadania powołanej w czwartek 44-osobowej Rady. W jego opinii Polska potrzebuje dyskusji o charakterze długofalowym, która dotyczyć będzie zarówno szans, jak i zagrożeń dla naszego kraju.
Podczas czwartkowej debaty prezydent mówił, że nie oczekuje wypracowania jednej koncepcji w każdej sprawie. - To mogą być alternatywne koncepcje, ale bardzo by mi zależało, by były one sprecyzowane - powiedział L.Kaczyński.
Rada zrzesza 44 ekspertów z ekonomii, finansów publicznych, socjologii, demografii, ale również samorządowców, przedstawicieli pracodawców i związków zawodowych. W jej skład weszli m.in. profesorowie: Zyta Gilowska, Witold Orłowski, Michał Seweryński i Stanisław Gomułka. Prezydent zaproponował, by rada pracowała częściowo w zespołach.
Według członków Rady, spraw demograficznych nie trzeba traktować jako zagrożenia, lecz jako coś, co nieuchronnie nastąpi. - Starzenie społeczeństwa jest nieuchronne i nieodwracalne, nieporozumieniem jest traktowanie go jako zagrożenia - mówiła prof. Janina Jóźwiak z Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.
Zauważyła, że w 2035 r. na 100 osób w wieku produkcyjnym będzie przypadało 155 niepracujących. Starzenie się społeczeństwa będzie miało konsekwencje dla wydatków publicznych - systemu emerytalnego, większych wydatków na opiekę zdrowotną i opiekę nad starszymi osobami - mówiła Jóźwiak.
Prof. Zyta Gilowska przypominała, że była przeciwna pomysłowi dodatkowej składki opiekuńczej, co proponował ówczesny minister zdrowia Zbigniew Religa. - Wtedy, jako minister finansów, mówiłam "nie", ale później przyznałam mu rację, że jakaś forma ubezpieczenia opiekuńczego, która odciążyłaby system ubezpieczeń zdrowotnych, byłaby wskazana - powiedziała.
Prof. Stanisława Golinowska z Uniwersytetu Jagiellońskiego przekonywała, że nie sprzyja zapewnieniu opieki nad starszymi ludźmi wprowadzenie obowiązku posiadania wyższego wykształcenia przez pielęgniarki. Osób, które potencjalnie będą mogły się zajmować osobami starszymi, a więc głównie kobiet w określonym przedziale wieku, również zacznie brakować - mówiła. Przypominała, że wykwalifikowane pielęgniarki z Polski pracują obecnie w Europie Zachodniej.
W ocenie prof. Golinowskiej, obecne zabezpieczenie emerytalne - na poziomie 60 proc. zarobków, jest relatywnie dobre, jednak zmniejszanie się liczby pracujących prowadzi do pogłębiania deficytu Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Jej zdaniem system otwartych funduszy emerytalnych odchodzi od zasady solidaryzmu społecznego na rzecz większego rozwarstwienia - wypłaty emerytur zależą bowiem od zgromadzonych środków.
Dla Golinowskiej propozycje minister pracy Jolanty Fedak - zmniejszenia do 3 proc. składki przekazywanej OFE - mogą doprowadzić do podważenia zaufania obywateli do państwa, szczególnie przy słabej pozycji ZUS.
Minister pracy zauważyła, że zmiana ta pozwoli inaczej wykorzystać pieniądze, które i tak trafiają na zakup obligacji skarbu państwa leżących w sejfach OFE. W jej ocenie gdyby miliardy złotych trafiające co roku do OFE i zamrożone tam w obligacjach skierować na inne inwestycje, kraj rozwijałby się szybciej.
Prof. Witold Orłowski mówił, że sprawa obligacji nie jest najistotniejszym elementem potrzebnych zmian w systemie emerytalnym i rozwiązania jego problemów. W jego ocenie dla przyszłych emerytów lepiej mieć nawet słabe zabezpieczenie w kupionych przez OFE obligacjach skarbowych, niż mieć jedynie dopisywane do konta środki, które de facto nie istnieją. Jego zdaniem propozycja resortu pracy "to sposób na ukrycie deficytu FUS; reforma emerytalna była przeprowadzona m.in. po to, by go nie ukrywać, by był widoczny i by coś z nim zrobić" - mówił.
Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha przekonywał, że dla szybszego rozwoju Polski potrzebne jest zmniejszenie obciążeń pracodawców i opodatkowania pracy.
- Praca w Polsce jest dramatycznie opodatkowana. Obciążenia sięgają 80 proc. zarobków netto. Nie da się sfinansować rozwoju przy takich obciążeniach. Rozwiązaniem jest postawienie na gospodarność i zaradność obywateli, którzy przy takich obciążeniach podatkowych tą aktywność mniej przejawiają - mówił.
W jego ocenie dla rozwiązania problemów systemu emerytalnego należy wprowadzić ubezpieczenia dobrowolne w miejsce obowiązkowych. - Taki system obowiązuje w Kanadzie - nie ma składek. Po przekroczeniu pewnego wieku wszyscy otrzymują równe świadczenie od państwa. Nie potrzeba do tego wielkiego systemu informatycznego państwa, wystarczy zwykła lista mieszkańców. Jednocześnie można wpłacać środki do dobrowolnych firm ubezpieczeniowych i z tego źródła mieć środki na starość - mówił.
Doradca prezydenta Ryszard Bugaj mówił, że co prawda opodatkowanie pracy jest "dramatycznie wysokie", ale też "dramatycznie niskie" opodatkowanie kapitału. Przestrzegał przed zmianami w systemie emerytalnym, czy zasadach obliczania długu publicznego, polegającymi jedynie na zmianie nazewnictwa czy definicji. - To nie rozwiąże poważnych problemów, a sprawi wrażenie na świecie, że polska sytuacja finansów jest znacznie gorsza, niż jest na prawdę - mówił Bugaj.
Prof. Józefina Hrynkiewicz z Uniwersytetu Warszawskiego podkreślała, że w reformach nastawionych na rozwiązania kapitałowe zwykle ofiarami są grupy najsłabsze. Opiekę nad tymi grupami powierzono samorządom, a one nie dają sobie rady z tymi zadaniami. W jej ocenie należy ocenić skutki wprowadzenia 4 reform w 1999 r. - Założenia były słuszne, ale dużo spraw wymaga omówienia. Może Rada byłaby miejscem takiej dyskusji - mówiła.
Podsumowując dyskusję prezydent powiedział, że 20 lat po 1989 roku należy zacząć rozmawiać o udziale i zakresie odpowiedzialności państwa za sprawy obywateli.
Potrzebna jest debata bez dogmatu: wszystko, co zdecentralizowane jest dobre, wszystko, co zcentralizowane jest złe, wynikającego z reakcji po komunizmie - mówił Lech Kaczyński. - Tylko, że po komunizmie jest już 20 lat - dodał.
Prezydent nie wyklucza, że sprawy demograficzne są poza wpływem oddziaływania, ale w jego ocenie polityka rezygnacji - czyli uznania, że tak jest na pewno - nie jest słuszna. Również liczba ludności Polski ma i będzie miała znaczenie - choćby przy wprowadzeniu po 2017 r. nowego sposobu głosowania w Unii Europejskiej. Kolejne posiedzenie Rady zaplanowano na 25 lutego - ma ono dotyczyć finansów publicznych.