W hotelach nie ma już wolnych miejsc na ostatnie dni roku. Dlaczego wyjechać postanowiło aż tylu Polaków?
Mimo wzrostu cen Polacy znów wyjeżdżają chętniej i na dłużej. Koniec roku to pełne obłożenie niemal wszystkich obiektów hotelowych. Coraz większy wpływ na nasz sposób spędzania wolnego czasu mają też zmiany kulturowe.
- Liczba rezerwacji na ostatnie dni roku wzrosła o 41 proc. r/r
- W górach wzrost przekracza nawet 50 proc.
- Średni pobyt wydłużył się z 4,2 do 5,3 doby
- Średnia wartość rezerwacji wzrosła z 5298 zł przed rokiem do 7281 zł
- Goście hotelowi coraz częściej rezygnują z balu sylwestrowego
Koniec roku to dla branży hotelarskiej zawsze okres wytężonej pracy, tym razem jednak także z dużym poczuciem satysfakcji. Dane o rezerwacjach wskazują, że tym razem sezon zimowy powinien być o wiele bardziej udany od poprzedniego. Liczba rezerwacji wzrosła o 41 proc. r/r, a przychody o 51 proc. r/r. Największy wzrost rezerwacji - o ponad 50 proc. r/r - widać w polskich górach.
- Wzrost rezerwacji w górach jest wprost rewelacyjny. Zadecydowały o tym trzy tygodnie mrozu i śniegu na początku sezonu - mówi Interii Biznes Grzegorz Gacek, prezes zarządu HSP Management Sp. zoo i właściciel Hotelu Szczawnica Park Resort and Spa.
- Nad morzem jest bardzo, bardzo słabo. Niemcy przyjeżdżają rzadziej, bo ceny się wyrównują i Polska nie jest już dla nich tak tania jak kiedyś. Pogoda jest też dużo gorsza niż przed rokiem o tej porze - dodaje Grzegorz Gacek.
Zupełnie inaczej patrzy na to Marzena Mielczarek, ekspertka branży.
- Morze z zasady jest bardziej popularne od gór latem, ale tej zimy zainteresowanie obu opcjami jest podobne. Nad Bałtykiem przeważają osoby starsze i rodziny z dziećmi, które korzystają z części wellness i spa - mówi Interii Biznes Marzena Mielczarek.
- W Świnoujściu prawie nie ma polskich turystów, a Kołobrzeg to taki "niemiecki Ciechocinek". Ale niemieckich emerytów nie brakuje także w Karpaczu - dodaje ekspertka.
A to wszystko przy wzroście cen o ok. 20 proc. r/r. Średnia wartość rezerwacji (przyjmuje się, że chodzi o rodzinę: dwoje dorosłych i dwoje dzieci do 14 lat) wzrosła z 5298 do 7281 zł. Dane uwzględniają też fakt, że Polacy wyjeżdżają na dłużej - o ile w ub.r średni pobyt w okresie Nowego Roku trwał 4,2 doby, to w tym sezonie już 5,3.
- W zeszłym roku wzrost cen szokował - dziś Polacy się do nich przyzwyczaili. Uważam też, że ludzie bardziej zamożni z większym optymizmem patrzą w przyszłość po wyborach i chętniej wydają pieniądze w kraju niż za granicą. Często zapominamy jak istotnym elementem jest poziom optymizmu konsumenckiego. Dla porównania: kiedy pracowałem w Szwajcarii wzrost inflacji o 1 punkt procentowy powodował ograniczenie wydatków, natomiast w Grecji spadek inflacji z 18 do 16 proc. wywoływał euforię zakupów. W Polsce działa ten sam mechanizm - przekonuje Grzegorz Gacek.
- Branża analizuje trendy, ale musi też polegać na intuicji. Najdroższe hotele wyraźnie zrezygnowały w tym roku ze śrubowania cen. Rzadko zdarza się więcej niż 600-700 zł od osoby za dobę w hotelu pięciogwiazdkowym. Oczywiście są też hotele butikowe, które budują swoją elitarność i z zasady nie schodzą poniżej 1500 zł, ale jest ich niewiele. Z kolei w hotelach czterogwiazdkowych zdarzają się sprzedaże ratalne, by pozyskać gości, a nie schodzić z ceny. Nie ma już przecież bonu turystycznego ani dużego dofinansowania z firm. Coraz częściej też usługa hotelowa oddzielana jest od wyżywienia, bo goście lubią odwiedzać miejscowe restauracje, których poziom jest coraz wyższy, a ceny - konkurencyjne. Ceny w restauracjach hotelowych podnoszone są więc bardzo nieznacznie, właściwie na tyle, by utrzymać gastronomię i nie trzeba było zwalniać pracowników - mówi Interii Biznes Marzena Mielczarek, ekspertka branży.
Ale wysoka sprzedaż to także efekt zmiany sposobu działania hotelarzy. W zeszłym roku nastawili się na ofertę last minute, bo ceny ustalano w ostatniej chwili, a to dlatego, że nie wiadomo było jak wysokie koszty trzeba w nich uwzględnić. W tym sezonie branża postanowiła nieco zaryzykować i wcześnie wystawiła ofertę first minute np. na Boże Narodzenie - zaraz po wakacjach. Klienci mieli zatem większą pewność cen i sporo czasu na zastanowienie.
- Zmienia się też kontekst kulturowy, a nawet religijny. Kiedyś święta kojarzyły się z rodzinnym spotkaniem w domu, co oznaczało mnóstwo pracy i zmęczenie - ludzie, którzy doceniają komfort, wolą mieć to wszystko podane. Zapraszają więc rodzinę (nawet kilkanaście osób), albo wyjeżdżają sami, bo coraz ważniejsze od samych świąt stają się wolne dni między Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem - uważa Grzegorz Gacek.
- Podobnie jest z balem sylwestrowym. Wróciły już wigilie firmowe i inne imprezy, pod koniec roku chcemy więc po prostu odpocząć, zwłaszcza że porządny bal sylwestrowy to wydatek 800-1500 zł od osoby. Rozumiem więc ludzi, którzy wynajmują pokój, piją w nim szampana lub na chwilę pojawiają się na imprezie organizowanej przez lokalne władze w centrum miasta, słowem - preferują swobodę w dodatku za o wiele mniejszą cenę. Albo za te same 3000 zł lecą na weekend np. do Rzymu - podsumowuje Grzegorz Gacek.
- Wyjazdy zagraniczne np. do Egiptu to domena osób młodszych, które nie obawiają się np. zakłóceń w podróży. Klienci 40+ zostają w Polsce by np. doglądać swoich firm. Także stąd 100 proc. obłożenia na Nowy Rok w kraju - mówi Marzena Mielczarek.
- Wciąż powstają nowe obiekty, a jednak ceny nie spadają. Po prostu Polacy je akceptują, a rynek wciąż jest daleki od nasycenia - dodaje ekspertka.
Wojciech Szeląg