W naszym kraju potrzebne jest tanie państwo!

Wbrew pozorom i opiniom różnego rodzaju komentatorów, publicystów, polityków, nowy rząd nie będzie miał dużo czasu na przeprowadzenie najpilniejszych reform. Zegar zaczął już tykać, a jego wskazówki przesuwają się nieubłaganie szybko. Tymczasem do Polski dużymi krokami zbliża się spowolnienie gospodarcze. W warunkach kryzysu trudniej będzie podejmować działania modernizujące państwo.

- Na przestrzeni ostatnich czterech lat w wymiarze opinii publicznej funkcjonował twardy pogląd, iż rząd Donalda Tuska nie mógł przeprowadzić żadnych odważnych reform, gdyż w okresie jego kadencji, co rok (właściwie poza rokiem 2008) odbywały się jakieś wybory. Argument, który rząd traktował jako swoiste alibi, w gruncie rzeczy go pogrąża. To nie jest dobre tłumaczenie. To w istocie świadczy, że rząd nie kierował się w pierwszej kolejności dobrem państwa, obywateli, lecz przyświecało mu myślenie typowo kunktatorskie, kalkulowanie korzyści dla własnej partii, uleganie presji słupków popularności. Niewiele jest okoliczności, które mogą usprawiedliwiać impas w podejmowaniu reform. Na pewno nie należą do nich względy socjotechniczne, obliczone na chęć utrzymywania wysokiego poziomu poparcia i wygrywanie kolejnych wyborów. W polityce trzeba umieć płynąć pod prąd. Poważna polityka musi polegać na podejmowaniu wyzwań. Tylko myślenie w kategoriach długofalowych interesów państwa, dobra wspólnego, pomyślności obywateli, przebiegające niejednokrotnie wbrew opinii publicznej - posiada przymiot elitarności. Zaś cała reszta to poppolityka. Z drugiej strony można się zastanawiać, czy rzeczywiście okres, na który przypadła pierwsza kadencja rządów Donalda Tuska był niekorzystny dla przeprowadzenia ważnych reform. Stabilna większość w parlamencie, poparcie czołowych ośrodków opiniotwórczych, wysoki poziom poparcia dla rządzącej partii w realizowanych regularnie badaniach sondażowych - dawno już żadna większość parlamentarna nie posiadała tak sprzyjającej koniunktury społeczno-politycznej. A jednak mimo wszystko reform nie przeprowadzono.

Reklama

Zerwać z miękkim populizmem

Premier Donald Tusk często odwoływał się do filozofii małych kroków oraz myślenia w kategoriach tu i teraz. Część komentatorów nazywa taką postawę pragmatyzmem. Jednak w rzeczywistości to nie ma nic wspólnego z pragmatyzmem. Wszystko zależy bowiem od tego, co rozumiemy pod pojęciem działań pragmatycznych i z jakiej pozycji je definiujemy. Z punktu widzenia politycznej kalkulacji Platformy Obywatelskiej, partykularnych interesów tej partii, była to postawa pragmatyczna. Ale z punktu widzenia racji państwa, dobra obywateli, postępowanie takie cechowało się w jakimś sensie populizmem. O populizmie można bowiem mówić w aspekcie pozytywnym (aktywnym), przejawiającym się w działaniu, gdy ktoś na użytek polityczny rozbudza nierealne oczekiwania, bądź posługuje się hasłami, czy postulatami oderwanymi od rzeczywistości; ale również w ujęciu negatywnym (biernym), wyrażającym się w braku działania, kiedy rządzący w oparciu o rachubę polityczną, unikają trudnych decyzji. Platforma Obywatelska w wielu sytuacjach, przed podjęciem określonego przedsięwzięcia, zamawiała badania socjologiczne, testowała opinię publiczną. To znaczy, że kluczowe kryterium jej strategii rządzenia sprowadzało się do utrzymania wysokiego poziomu popularności, nie narażeniu się opinii publicznej, nie naruszeniu istniejącego status quo, czy uderzeniu w grupy interesów. Tymczasem wielcy politycy - tacy, których określa się mianem mężów stanu - powinni umieć iść na przekór opinii publicznej, dążyć do usunięcia nieefektywnego status quo i uderzać w grupy interesów, jakkolwiek nie byłyby one silne. W ciągu ostatnich lat swojej pierwszej kadencji rząd Donalda Tuska uprawiał filozofię miękkiego populizmu. Sam premier wiele raz mówił, że rządzenie nie może polegać na tym, aby ludzi bolało. Jeżeli w przestrzeni państwa rządzenie uznamy za synonim leczenia w obszarze społecznym, to zrozumiemy absurdalność takiego postawienia spraw. Tym bardziej, jeśli zastosujemy analogię organizmu ludzkiego do organizmu państwa, to przekonamy się, że w wielu sytuacjach bolesne, chirurgiczne cięcia są nieodzowne, aby pacjent mógł przeżyć. Leczenie czasami musi boleć, lecz później przychodzi ulga.

Perspektywa EURO 2012

Okres nadchodzącej kadencji będzie trudny. W oficjalnej narracji najważniejszych czynników opiniotwórczych dominuje pogląd, że stwarza on lepsze perspektywy do przeprowadzenia najpilniejszych reform. Jednak jest to ocena powierzchowna i nadmiernie uproszczona. Uwarunkowania do przeprowadzenia reform nie będą łatwe. Trudno się spodziewać, aby rząd rozpoczął jakiekolwiek modernizatorskie działania do końca obecnego roku, kiedy musi dojść do ukonstytuowania nowego parlamentu, uformowania nowego/starego rządu i gdy trwa polska prezydencja w Unii Europejskiej. Tymczasem kolejny rok upłynie pod znakiem EURO 2012, wysiłki rządu zostaną skoncentrowane na przygotowaniu tej wielkiej międzynarodowej imprezy. Do Polski przyjadą setki tysięcy kibiców z całego Starego Kontynentu. Trzeba im będzie zapewnić bezpieczeństwo, luksusowe warunki życia oraz sprawny transport. To wysiłek logistyczny o olbrzymiej skali trudności. Nasz kraj nie posiada w przeprowadzaniu podobnych przedsięwzięć należytego doświadczenia. Działania związane z przygotowywaniem EURO 2012 mogą więc zdominować poczynania rządu. Kolejny rok, 2013, jest teoretycznie wolny; w okresie jego trwania nie zaplanowano żadnego ważnego wydarzenia. Jednak już w roku następnym odbędą się wybory do parlamentu europejskiego i samorządowe. Pierwsza polityczna batalia rozegra się wiosną, druga na jesieni. Platforma Obywatelska posiada przyzwoitą reprezentację w gronie eurodeputowanych i sprawuje władzę samorządową w największych polskich miastach. Naturalną siłą rzeczy może być zainteresowana utrzymaniem dotychczasowego stanu posiadania. Z kolei to może w istotny sposób hamować determinację podejmowania reform. Wówczas górę weźmie znów zimna polityczna kalkulacja. Jeżeli PO zainicjuje poważne reformy w drugiej połowie 2012 lub w 2013 r., to ich negatywne społecznie konsekwencje przypadną właśnie na czas wyborów do Europarlamentu oraz wyborów samorządowych.

Dylemat Tuska

Horyzontem działań obecnego rządu jest rok 2015. Mało kto docenia znaczenie faktu, że w tym momencie dojdzie w Polsce - już po raz drugi w historii III Rzeczpospolitej - do tak zwanej wielkiej politycznej koniunkcji. Wybory parlamentarne nałożą się na prezydenckie. W takich warunkach prezydent Bronisław Komorowski będzie zmuszony do zintensyfikowany działań na rzecz własnej popularności. Niewykluczone, że w większym stopniu zechce uwypuklić swoją niezależność od rządu, wejść w rolę klasycznego arbitra. W obszarach newralgicznych społecznie może posiadać większą determinację do recenzowania prac rady ministrów, wetowania konkretnych ustaw, bądź kierowania ich do Trybunału Konstytucyjnego. Cezura roku 2015 jest ważna. Premier Donald Tusk zdążył już ogłosić, że nie będzie kolejny raz ubiegał się o funkcję premiera. W tym kontekście jednak nie można zapominać o scenariuszu, który od kilku miesięcy krąży w kuluarach, że Tusk implementuje w polskie warunki polityczne zmodyfikowany wariant Putina i po czterech latach najbliższej kadencji, zechce zamienić pałac przy Alejach Ujazdowskich, na ten, który znajduje się przy Krakowskim Przedmieściu. "Tusk będzie u władzy jeszcze przez 15 lat" - brzmiał niedawno tytuł umieszczony na okładce tygodnika "Polityka". Dla wielu jest to scenariusz science fiction (dla mnie również nie jest najbardziej prawdopodobny, bo polityka jest dynamiczna), jednak realnych walorów nie można mu odmówić. W polityce nie ma rzeczy niemożliwych. W takiej sytuacji i Donald Tusk byłby zainteresowany grą na zbijanie społecznej popularności, a rywalizacja z obozem prezydenckim wykluczyłaby szansę na jakiekolwiek reformy. Warto zwrócić uwagę, że Platforma Obywatelska nie posiada obecnie w przestrzeni władzy żadnej konkurencji, tymczasem socjologia uczy, że tego typu uwarunkowania sprzyjają powstawaniu konfliktów wewnętrznych w łonie struktur władzy, napędzanych przez poszczególne grupy interesów.

Reformy emerytalne nie wystarczą

Wedle wszystkich znaków na ziemi i niebie, najpóźniej w roku 2013 nadciągnie do Polski co najmniej spowolnienie gospodarcze, o ile nie dotkliwy kryzys ekonomiczny. Mówią o tym jednoznacznie wszyscy czołowi polscy ekonomiści, nawet ci zbliżeni do ośrodka rządowego. Czasu pozostało więc mało! Czas już nie pracuje dla rządzących! Trzeba działać szybko, najlepiej od zaraz! Jakich reform Polska potrzebuje w pierwszej kolejności?

W dyskursie publicznym wymienia się najczęściej zmiany w przestrzeni systemu emerytalnego - zrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn, przy jednoczesnym wydłużeniu go do 67 lat; likwidację przywilejów tzw. środowiska służb mundurowych, którego przedstawiciele dotychczas w bardzo wczesnym wieku mogli korzystać z uprawnień emerytalnych. Jednak przeprowadzenie tego projektu będzie wymagało od rządzących olbrzymiej odwagi, są to działania społecznie niepopularne, poza tym oznaczają uderzenie w potężne, mobilne wyborczo grupy interesów. Struktury policji, wojska, służb specjalnych posiadają ogromną siłę nacisku i nie zawsze mieszczące się w granicach prawa argumenty. Tak samo reforma KRUS, choć merytorycznie niesamowicie pożądana, i odpowiedzialny rząd powinien podjąć się próby jej przeprowadzenia, z uwagi na charakter koalicyjnego partnera Platformy Obywatelskiej może okazać się niemożliwa. PSL nie podejmie ryzyka przyjęcia postawy niezgodnej z wyobrażeniami własnego elektoratu, nawet gdyby było to uzasadnione z punktu widzenie interesu państwa. Ludowcy stanowią środowisko o wyjątkowo partykularnym nastawieniu. Jednak pomijając nawet element determinant politycznych - sama reforma systemu emerytalnego może nie wystarczyć. Dynamika problemów demograficznych będzie wraz z upływającym czasem szybko narastać. Zmiany w obrębie emerytur są istotne, ale mogą się okazać wysiłkiem nie na skalę wyzwań; pieniędzy w budżecie i tak kiedyś może zabraknąć. Zamieszanie wokół OFE pokazuje, że już w tym roku były z tym poważne problemy.

Projekt sanacji państwa

W obecnej sytuacji Polski potrzebne są nie pojedyncze, cząstkowe reformy, lecz szeroki projekt sanacji państwa. Należy ustanowić nowy społeczny ład, przeprowadzić cały pakiet głębokich reform w wymiarze ustrojowym, administracyjnym, gospodarczym, społecznym, kulturowym i aksjologicznym. W newralgicznym sektorze finansów publicznych samo przejście z budżetu resortowego na zadaniowy przyniesie miliardowe oszczędności. Pieniądze rozdzielane według zadań, a nie skostniałych, przerośniętych administracyjnie struktur, będą wydawane racjonalnie. Straci na tym urzędnik, ale zyska obywatel.

Gruntowna reforma systemu podatkowego, obniżenie stawek podatkowych lub wprowadzenie czytelnego i ujednoliconego podatku liniowego, w połączeniu z możliwą do rozważenia abolicją dla przestępców gospodarczych, zaktywizuje przestrzeń gospodarczą, zwiększy przedsiębiorczość Polaków, spowoduje, że ludzie będą wychodzić z tak zwanej szarej strefy i mimochodem (czasami nawet sobie tego nie uświadamiając), pracować na sukces państwa, działać na rzecz dobra wspólnego. Według znanego polskiego kryminologa, prof. Brunona Hołysta obszar szarej strefy jest bardzo rozległy i generuje ogromne dochody: "Są różne szacunki, jeżeli chodzi o szarą strefę. Jedni mówią, że to jest 30 proc. dochodu narodowego, inni mówią - 40, jeszcze inni, że to nawet 50 proc. To jest już kwestia określenia zakresu tej ciemnej strony gospodarki. Ale on jest bardzo duży" - mówił wybitny polski prawnik w wywiadzie dla "Gazety Finansowej". Podobnie były dyrektor Biura Analiz i Informacji Urzędu Ochrony Państwa - Piotr Niemczyk, straty państwa z tytułu samego tylko nielegalnego przemytu papierosów, alkoholu oraz paliw szacuje na więcej niż 10 proc. deficytu budżetowego. Obniżenie podatków na krótką metę spowodowałoby straty państwa, ale na długą poważne zyski, a przede wszystkim zdynamizowanie rozwoju gospodarczego. Zaś podniesienie poziomu inwestycji prywatnych, przy jednoczesnym zmniejszeniu korupcji, doprowadzi wtórnie do absorpcji nowych technologii z zewnątrz i zwiększy innowacyjność całej polskiej gospodarki.

Jest cały szereg pożądanych zmian w obszarze prawa, w tym również prawa konstytucyjnego. Rozstrzygnięcie profilu ustrojowego w stronę modelu prezydenckiego bądź kanclerskiego. Rzeczą drugorzędną jest, czy w Polsce będzie funkcjonował system kanclerski, czy prezydencki, ale niech ten dylemat będzie wreszcie, raz na zawsze rozstrzygnięty. To zwiększy sprawność oraz skuteczność działania naczelnych organów państwa, nada współpracy pomiędzy nimi bezkonfliktowy charakter (osobiście opowiadam się za ustrojem prezydenckim, ale to jest kwestia wtórna, najważniejsze jest wyraźne rozstrzygnięcie problemu). Potrzebne są zmiany w sferze prawa gospodarczego, wprowadzenie udogodnień i zachęt dla przedsiębiorców. Ustanowienie prostych, czytelnych i zarozumiałych dla wszystkich reguł działania. Nie oszukujmy się - nieodzowna będzie również głęboka reforma struktur terytorialnych państwa. Obecny stan 16 województw i 379 powiatów jest nie do utrzymania. Liczbę województw należy zredukować do 8, najwyżej 10 jednostek o charakterze regionów; zaś powiat ma sens jedynie w formule dawnych województw. Optymalna struktura powiatów nie powinna wynosić więcej niż 60 i mniej niż 49 ośrodków. Taka głęboka reforma usprawni funkcjonowanie państwa i doprowadzi do automatycznej redukcji zatrudnienia w obrębie administracji, co w wydatnym stopniu obniży wydatki budżetowe.

W Polsce potrzebne jest tanie państwo!

W kontekście systemu podatkowego do rangi symbolu urasta opodatkowanie kościoła katolickiego. Zabieg ten przyczyni się do zwiększenia poczucia sprawiedliwości oraz solidarności społecznej. Nie może być tak, że jakaś grupa, czy instytucja jest stawiana ponad prawem. W kosztach funkcjonowania państwa wszyscy muszą partycypować. W przestrzeni gospodarczej należy odważnie iść w stronę rozwiązań liberalnych. Postawić na kreację przedsiębiorczości, uwolnienie społecznej energii, zaś pomoc socjalną ograniczyć do niezbędnego minimum - dla tych ludzi biednych, skrzywdzonych przez los, którzy naprawdę tego potrzebują, a nie tych, którzy po zasiłki, bądź inne świadczenia społeczne przyjeżdżają mercedesami. Aby jednak wszystkie te reformy wprowadzić, potrzebna jest polityczna odwaga, determinacja męża stanu i wizjonerstwo.

Odważnie, ale z rozwagą

Przed polskim rządem, który za chwilę zostanie uformowany, staną olbrzymie wyzwania. Czasu na przeprowadzenie reform wbrew pozorom wcale nie jest wiele. Polityczny zegar już zaczął odliczanie. Każda stracona chwila może mieć wymierne przełożenie na gospodarczy rozwój. Premier Donald Tusk pochodzi z Gdańska, miasta, o które rozpoczęła się II wojna światowa; w którym narodziła się "Solidarność", rozpoczynając drogę Polski do wolności; którego społeczeństwo słynie z nieprawdopodobnego wręcz bohaterstwa i odwagi. Dewizą Gdańska są słowa "Nec temere, nec timide" ("Nie lekkomyślnie, nie bojaźliwie"). Jednego czego można życzyć Donaldowi Tuskowi, to aby jako premier polskiego rządu, właśnie w tym duchu działał.

Roman Mańka

Autor jest zastępcą redaktora naczelnego "Gazety Finansowej", publicystą miesięcznika ekonomicznego "Home&Market" i komentatorem politycznym magazynu "Gentleman".

Gazeta Finansowa
Dowiedz się więcej na temat: tanie państwo | tanie | spowolnienie gospodarcze | państwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »