Węgiel z Polski na Ukrainę
Trzy lata po rozpoczęciu rosyjskiej agresji Ukraina w sferze energetycznej w dużej mierze pozostaje zależna od woli Kremla i kontrolowanych przez Putina separatystów z Donbasu.
Ukraina zużywa na potrzeby energetyki 24,5 mln ton węgla, z czego 9,5 mln ton antracytu. Mimo że już prawie trzy lata temu ukraińskie kopalnie w Donbasie wydobywające antracyt wymknęły się spod kontroli Kijowa, do dziś nie przebudowano działających nad Dnieprem elektrowni tak, by dostosować je do węgla innych marek.
Opór społeczny wobec handlu z Donbasem i Rosją jest dziś tak wielki, że ekipa Petra Poroszenki będzie musiała się zdecydować - albo przełamanie go siłą, albo przeprowadzenie "deantracytyzacji" energetyki.
- Musimy ustanowić przejrzysty system kształtowania taryf i doprowadzić do zmniejszenia kosztów wytwarzania energii. Robię wszystko, żeby zmniejszyć taryfy na energię elektryczną, w pierwszej kolejności dla tych, którym ciężko za nią płacić - zapewniał Petro Poroszenko w październiku 2014 r., a jego słowa do dziś widnieją na stronie internetowej prezydenta Ukrainy.
Jak to nad Dnieprem - słowa sobie, rzeczywistość sobie. Półtora roku później szefem odpowiedzialnej za politykę taryfową m.in. w energetyce Narodowej Komisji Regulacji Energetyki i Taryf Komunalnych z namaszczenia prezydenta-oligarchy, któremu komisja podlega, został 27-letni Dmytro Wowk - menedżer moskiewskiej filii należącego do Poroszenki koncernu cukierniczego Roshen, wcześniej pracujący w obsługującej inwestycje prezydenta-oligarchy firmie ICU.
Jedną z pierwszych decyzji komisji pod nowym kierownictwem było drastyczne podwyższenie wiosną zeszłego roku cen energii elektrycznej związane z przyjęciem jako podstawy ustalenia taryf na energię elektryczną formuły "Rotterdam Plus" - w koszty wytworzenia energii elektrycznej wpisano średnioroczną cenę antracytu w porcie w Rotterdamie powiększoną o koszt dostawy towaru drogą morską do ukraińskich portów. Jak przekonywały władze, w ten sposób Ukraina miała uniezależnić się od dostaw antracytu z Donbasu, zastępując go "rynkowym" z importu.
Tyle że w rzeczywistości nikt niczego kupować za granicą nie zamierzał. Antracyt, tak jak wcześniej, szedł do elektrowni z biedaszybów i kopalń Donbasu, tyle że ukraińscy odbiorcy płacili za niego horrendalną cenę zatwierdzoną przez człowieka Poroszenki, czyli faktycznie przez samego ukraińskiego prezydenta.
Równocześnie metodami administracyjnymi ograniczono wytwarzanie energii w elektrowniach atomowych i działających w oparciu o węgiel energetyczny, nakręcając równocześnie generację energii w działających na antracycie elektrowniach, w których udziały ma Rinat Achmetow - oligarcha oskarżany o współfinansowanie prorosyjskich bojówek.
Różnica w cenie pomiędzy antracytem z Donbasu a kosztem założonym w formule sięga ok. 40 dol. na tonie, dając w sumie kilkaset milionów dolarów rocznie do podziału pomiędzy uczestników projektu "Rotterdam Plus". Zaś Ukraina cały czas za pośrednictwem separatystów z Donbasu pozostaje pod energetycznym szantażem Kremla.
Uniezależnić Ukrainę od dostaw antracytu z Donbasu mogłoby przestawienie elektrowni na węgiel z kopalń Wołynia i Polski. Nie jest to nowy pomysł.
W grudniu 2014 r. w Warszawie odbyło się posiedzenie komitetu konsultacyjnego prezydentów Polski i Ukrainy, na którym omawiano m.in. sprawę współpracy gospodarczej i energetycznej obu krajów. Dwa tygodnie później podczas spotkania ówczesnej premier Ewy Kopacz z Petrem Poroszenką ukraiński prezydent zapewniał, że Kijów będzie sprzyjać realizacji nowych projektów inwestycyjnych i oczekuje na aktywność w tym zakresie polskiego biznesu. "Ukraińsko-polskie stosunki nigdy nie były na tak wysokim poziomie jak teraz" - zapewniał Poroszenko.
W styczniu 2015 r. ówczesny premier Ukrainy Arsenij Jaceniuk, komentując swoje rozmowy z Ewą Kopacz, informował o rozpoczęciu technicznych konsultacji w sprawie modernizacji ukraińskich elektrowni węglowych tak, by w przyszłości Kijów mógł w miejsce antracytu wykorzystywać polski węgiel ze Śląska.
Od tego czasu minęły przeszło dwa lata. Wydaje się, że przyszedł dobry moment, by powiedzieć "sprawdzam" i przekonać się, na ile zapewnienia oligarchicznej ekipy znad Dniepru są cokolwiek warte.
Nic nie stoi na przeszkodzie, by Polska wymogła na ekipie Poroszenki prawo do udziału w prywatyzacji opartej na węglu ukraińskiej energetyki, i to nie tylko jako dostawca, z którego można w każdej chwili zrezygnować, ale współudziałowiec. Uniezależnienie - przy polskim udziale - wschodniego sąsiada od rosyjskiej kontroli nad antracytem, a w konsekwencji nad energetyką, zwiększyłoby przy tym w sposób ewidentny bezpieczeństwo obu krajów, chroniąc Polskę przed ewentualną prorosyjską woltą kijowskiej ekipy.
Polska oferta uniezależniająca Ukrainę od antracytu z pewnością mogłaby liczyć na poparcie części ukraińskiego społeczeństwa, nastawionej na maksymalne odłączenie kraju od wpływów Kremla.
Koszty przestrojenia ukraińskich elektrowni z antracytu na węgiel energetyczny różnią się w zależności od źródła, jednak i tak nie są wysokie.
Według szacunków dokonanych przez Centrum Badań Energetyki na potrzeby państwowego koncernu energetycznego Centrenergo rekonstrukcja dwóch bloków energetycznych elektrowni Zmijiwskiej w obwodzie charkowskim ze zmianą paliwa z antracytu na węgiel energetyczny kosztowałaby łącznie 130 mln hrywien, czyli niespełna 10 mln zł za blok i zajęła od sześciu do ośmiu miesięcy. Minister energetyki i przemysłu węglowego Igor Nasalik koszt pełnej "deantracytyzacji" ukraińskiej energetyki szacuje na 15 mld hrywien, czyli ok. 530 mln euro.
Andrij Gerus, były członek Narodowej Komisji Regulacji Energetyki i Usług Komunalnych, jest przekonany, że wycofanie się przez ukraińską energetykę z wykorzystania antracytu nie byłoby procesem trudnym.
"Wystarczą trzy, cztery proste działania i w ten sposób będziemy mieć energetyczną niezależność już w ciągu kilku miesięcy. Nie widzę tu jakichś krytycznych problemów, gdyby tylko była wola ich rozwiązania" - komentował w wywiadzie dla kijowskiego radia "Hołos Stolycy".
Jesienią zeszłego roku ukraiński rząd opublikował rozszerzoną listę państwowych przedsiębiorstw przeznaczonych do prywatyzacji. Wśród kilkuset firm znalazł się koncern energetyczny Centrenergo z pracującymi na antracycie trzema elektrowniami: Uhlehorską, Zmijiwską i Trypilską o łącznej mocy 7,7 GW, zapewniający łącznie 14 proc. ogólnej mocy generacji Ukrainy, elektrociepłownie w Chersonie, Odessie, Mikołajowie i Dnieprze oraz udziały państwa w koncernie energetycznym DTEK Zachidenergo, w skład którego wchodzą elektrownie Ładyżyńska, Dobrotwirska i Bursztyńska o łącznej mocy 4,7 GW. Ostatnia z nich od 2002 r. włączona jest do europejskiej sieci energetycznej i działa niezależnie od ogólnego systemu energetycznego Ukrainy, tworząc obejmującą Zakarpacie oraz obwody iwanofrankowski i lwowski "bursztyńską wyspę energetyczną", eksportującą część wytwarzanej energii do Polski.
Do sprzedaży szykowani są też regionalni dystrybutorzy energii w Zaporożu, Mikołajowie, Tarnopolu, Charkowie, Chmielnickim, Odessie, Sumach, Czerkasach, Dnieprze (d. Dniepropietrowsk), Kijowie, obwodzie donieckim i Iwano-Frankowsku.
Oprócz firm branży energetycznej rząd zamierza sprzedać także ukraińskie kopalnie holdingów węglowych: Wołyńuhol, Krasnoarmiejskuhol, Selidowuhol, Pierwomajskuhol, Lwiwuhol, Lisiczanskuhol z łącznym wydobyciem ponad 7 mln ton węgla rocznie.
W warunkach ukraińskich o uczciwej prywatyzacji na zasadach rynkowych nie ma co marzyć. Proces prywatyzacyjny, o ile nie będzie poddany zewnętrznym naciskom, zamieni się w dzielenie energetycznego tortu przez oligarchiczną ekipę. Przejęcie kontroli przynajmniej nad fragmentem ukraińskiej energetyki jest niezbędnym warunkiem i gwarancją wymuszenia korzystnego z polskiego punktu widzenia jej "odantracytowienia" i przestawienia na polski węgiel. Nie ma w tej sytuacji powodu, by Polska biernie patrzyła na realizację niekorzystnego dla nas planu.
Tym bardziej, że w sierpniu zeszłego roku podczas spotkania Andrzeja Dudy z Poroszenką ukraiński prezydent sam zapraszał Polskę do udziału w prywatyzacji firm nad Dnieprem. "Nasza współpraca i udział polskich inwestorów w procesie prywatyzacji w Ukrainie, jaki został uruchomiony przez ukraiński rząd, jest dla nas ważny" - zapewniał.
Przed ewentualnym rozpoczęciem rozmów w sprawie "deantracytyzacji" ukraińskiej energetyki warto przysłuchać się ukraińskiemu filozofowi Serhijowi Daciukowi, który tak komentował wydobytą na światło dzienne sytuację w tym sektorze: "Nigdy nie myślałem, że zobaczę tę hańbę, że ukraińska władza, rosyjska władza, część ukraińskich ekspertów, władza tak zwanych Ługańskiej Republiki Ludowej i Donieckiej Republiki Ludowej razem ze wspólnotą międzynarodową będą przeciw ukraińskiemu społeczeństwu, które walczy o prawo do własnej strategii w swoim kraju. Ukraińska władza wspólnie z separatystami i rosyjską władzą działa przeciwko woli ukraińskiego społeczeństwa. To władza, jaka gotowa jest oddać część terytorialnej suwerenności Ukrainy, wbrew interesom swojego narodu w zamian za zadowolenie interesów ukraińskich oligarchów".
Trzeba też wiedzieć, z kim i jak prowadzić rozmowy.
Do "menedżera od prezydenckich słodyczy" w roli szefa komisji regulacji energetyki w lutym dołączyła 27-letnia córka jednego z członków Wyższej Rady Sprawiedliwości, czyli odpowiednika naszej Krajowej Rady Sądownictwa, Natalia Bojko. Objęła stanowisko wiceministra energetyki i przemysłu węglowego odpowiedzialnego za kontakty z krajami Unii Europejskiej. W wywiadzie udzielonym kijowskiej "Ekonomicznej Prawdzie" jednym tchem oświadczyła, że "na szczęście nigdy nie zajmowała się węglem i nie będzie się nim zajmować na swoim stanowisku", by zaraz potem poinformować, że zamierza skoncentrować się na przygotowaniu strategii energetycznej dla Ukrainy. "Węgiel to bardzo społeczny temat, a ja lubię w energetyce suchą gospodarkę i politykę. Mam naturalne pragnienie podążać w kierunku europejskich norm energetycznych" - wyjaśniała. Wśród obiektów swojego zainteresowania wymieniła m.in. umowę paryską w sprawie ograniczenia emisji CO2 nierozerwalnie związaną m.in. z wykorzystaniem węgla w energetyce.
Realne decyzje dotyczące ukraińskiej energetyki zapadają na spotkaniach takich jak ujawnione w lutym przez ukraińskie media. W kijowskiej siedzibie koncernu Rinata Achmetowa spotkali się wówczas: sam doniecki oligarcha, ukraiński prezydent Petro Poroszenko i szef wchodzącej w skład rządzącej koalicji partii Front Ludowy były premier Arsenij Jaceniuk. "Jaceniuk i Poroszenko razem regularnie spotykają się z Achmetowem, u nich wszystko w porządku.
To zgrany zespół" - komentował w wywiadzie udzielonym agencji prasowej Liga były prezydent Gruzji, a obecnie lider opozycyjnej wobec Poroszenki partii Ruch Nowych Sił Mikheil Saakaszwili, w którego ocenie ukraińskiej energetyce niezbędna jest jak najpilniejsza deoligarchizacja.
Michał Kozak
Autor jest publicystą serwisu informacyjnego ObserwatorFinansowy.pl
Polecamy: PIT 2016