Wejście z poślizgiem
Przygotowania do uroczystości wstąpienia Polski do Unii Europejskiej trwały do ostatniej chwili. Jeszcze o godzinie 21.00, czyli w chwili, gdy na placu Zamkowym miał się rozpocząć okolicznościowy koncert, nieopodal, na Krakowskim Przedmieściu, wieszano unijne flagi.
- Nie za późno te przygotowania? - pytał jeden z przechodniów. - Teraz nam kazali - usprawiedliwiał się wieszający chorągiewki mężczyzna. Jego poczynania cały czas filmowała ekipa telewizyjna.
Na plac Zamkowy powoli schodzili się w tym czasie widzowie. Powoli, bo na scenie wciąż było pusto. Choć, zgodnie z harmonogramem, koncert powinien się rozpocząć dobrych kilkadziesiąt minut temu, widzowie wciąż mogli podziwiać tylko teledyski. - Dlaczego się tak spóźniają? - denerwowała się dziewczyna z dreadami. - Nie jesteśmy jeszcze w Unii, więc mogą sobie pozwolić na spóźnienie - ironizował jej przyjaciel.
- Szkoda nóg na takie wejście - komentował oddalając się inny niedoszły uczestnik koncertu, znudzony przedłużającym się oczekiwaniem na początek imprezy. - Jednak Giertych miał trochę racji - dodał jego kompan, który również postanowił opuścić plac.
Rację liderowi LPR z pewnością przyznali także inni uczestnicy imprezy, którzy pod kolumną Zygmunta zjawili się, aby zademonstrować niezadowolenie z faktu wejścia Polski do Unii. Jeszcze przed godziną 23.00 wnieśli na plac transparent z hasłem "UE NIE!" i ustawili się tuż obok osób trzymających flagi unijne. Przeciwnicy akcesji pojawili się także wcześniej na Krakowskim Przedmieściu. Jeździli kilkunastoletnią, na pierwszy rzut oka, furgonetką z wypisanym wielkimi literami hasłem: "Polskie lobby przeciw Unii Europejskiej". - Może nie chcą mieć lepszego samochodu - komentował ten widok jeden z przechodniów.
Business is business
Wejście do Unii Europejskiej niektórzy uznali za świetną okazję do zarobku. Na placu Zamkowym co krok można spotkać było ludzi handlujących balonami, maskami i najróżniejszymi innymi świecidełkami rodem z odpustów.
- Pojedynczy balon 2 zł, podwójny 4 złote, czyli mniej niż 1 euro - zachęcał sprzedawca. Co te balony mają wspólnego z naszym wejściem do Unii Europejskiej? - No, można dobrać takie w kolorach unijnych - wyjaśniał niezrażony niczym handlarz.
Zawiła droga do Unii
Nasza droga do Unii nie była prosta. Nic więc dziwnego, że także droga na główne uroczystości akcesyjne na placu Piłsudskiego, także okazała się zawiła. Goście zaproszeni pod Grób Nieznanego Żołnierza byli odsyłani przez ochroniarzy, np. od wejścia przy ul. Wierzbowej do wejścia przy ul. Moliera, a potem z powrotem. Cześć z przybyłych z pewnością zraziła się tym nieporządkiem i m.in. dlatego na pl. Piłsudskiego nie było wcale tłumów.
Jeszcze trudniej było trafić na miejsce niektórym politykom. Posłowie Tadeusz Iwiński i Piotr Gadzinowski przeszli dostojnie przed grobem, potem jednak pobłądzili i zamiast pod trybunę honorową trafili między... dziennikarzy. Zaraz jednak naprawili swój błąd.
Wystąpienia polityków przyjmowane były różnie. Jedynym, którego publiczność przywitała brawami, gdy wchodził na mównicę, był pierwszy niekomunistyczny premier Tadeusz Mazowiecki. Natomiast, gdy przemawiał prezydent Aleksander Kwaśniewski, wśród zebranych odezwały się gwizdy i okrzyki dezaprobaty. Nie trwały jednak długo. W czasie wystąpienia głowy państwa do gwiżdżących podeszło dwóch, odzianych w skóry harleyowców. - Uspokój się, synku - padło krótkie polecenie i okrzyki oraz gwizdy błyskawicznie ucichły. Uroczystości nie zakłóciły też eurosceptycy z transparentami "UE NIE!" i "74% Polaków jest przeciw UE".
Prezydent, zgodnie z programem, miał zakończyć przemówienie na dwie minuty przed dwunastą. Równo o północy na maszt wciągnięta miała być unijna flaga. Wystąpienie Aleksandra Kwaśniewskiego przedłużyło się jednak i kulminacyjny punkt programu nastąpił dobrych kilka minut po północy.
Zmiany, zmiany, zmiany
Gdy flaga unijna załopotała na maszcie, zgromadzeni zaczęli powoli zbierać się do domów. Przed godziną 1.00 ulicą Królewską szedł dość gęsty pochód. Grupka młodzieży krocząc dziarsko, śpiewała "Odę do radości", dość nieźle trzymając się beethovenowskiej melodii. W pewnym momencie jeden z maszerujących zauważył: - Słuchajcie, oda to przecież teraz nasz hymn. Chyba nie wypada go tak profanować...
Choć jego uwaga wywołała spontaniczny śmiech, młodzież przestała śpiewać odę. W później ktoś zaintonował... "Ukochany kraj".
Nocne autobusy przy Marszałkowskiej były przepełnione, jak w godzinach szczytu. Nie wszyscy jednak spieszyli się do domów. W barze na rogu Królewskiej gromadzili się zgłodniali i nieco zmarznięci uczestnicy uroczystości. Niektórzy z nich, wbrew obowiązującej wciąż prohibicji, uczcili wejście Polski do Unii nieco mocniejszymi trunkami. Teraz zastanawiali się nad zmianami, jakie przyniesie akcesja:
- Słyszałeś, Józek - mówi niezbyt wyraźnie jeden z nich - od 1 maja izby wytrzeźwień już nie będzie.
Bartłomiej Mayer