Wielkie pieniądze płyną do Polski. Eksperci ostrzegają: to się może szybko zmienić
W 2022 roku napływ kapitału netto z tytułu zagranicznych inwestycji bezpośrednich wzrósł do 140,3 mld zł - podał Narodowy Bank Polski. Mogłoby być jeszcze więcej - mówią eksperci, którzy widzą ciemne chmury na horyzoncie.
- NBP: w 2022 r. napływ do Polski kapitału z tytułu zagranicznych inwestycji bezpośrednich wyniósł 140,3 mld zł
- To wzrost o 22,8 proc. r/r
- Najwięcej inwestują w Polsce firmy z Holandii, Niemiec i Luksemburga
- Zagraniczni inwestorzy zarobili w Polsce w ub.r. 128,9 mld zł - najwięcej w historii
- Zagraniczne firmy reinwestowały u nas rekordowe 75,8 mld zł
W 2022 r. napływ do Polski kapitału netto z tytułu zagranicznych inwestycji bezpośrednich wzrósł o 22,8 proc. do 140,3 mld zł - poinformował Narodowy Bank Polski. Złożyły się na to: reinwestycje zysków (75,8 mld zł), napływ kapitału z tytułu instrumentów dłużnych (35,7 mld zł) oraz napływ kapitału z tytułu akcji i innych form udziałów kapitałowych (28,8 mld zł).
Podobnie jak 2021 r. wysoki udział reinwestowanych zysków odnotowano w przypadku krajów o największych inwestycjach bezpośrednich: Holandii (16,5 mld zł), Niemiec (16,3 mld zł) oraz Luksemburga (11,9 mld zł). Odpływ kapitału odnotowano w przypadku podmiotów z Irlandii (-1,9 mld zł).
W 2022 roku zagraniczne inwestycje bezpośrednie trafiały głównie do podmiotów zajmujących się przetwórstwem przemysłowym (46,9 mld zł), działalnością handlową (30,6 mld zł) oraz finansową i ubezpieczeniową (13,9 mld zł).
Dochody z tytułu dokonanych w Polsce inwestycji bezpośrednich w 2022 r. osiągnęły historycznie największą wartość 128,9 mld zł. Reinwestowane zyski zanotowały - także najwyższy w historii - poziom 75,8 mld zł, co wynikało z bardzo dobrej sytuacji finansowej przedsiębiorstw z udziałem kapitału zagranicznego. Ponadto, wypłacone dywidendy wyniosły 41,7 mld zł, a dochody z tytułu dłużnych instrumentów finansowych (odsetek) zamknęły się w kwocie 11,4 mld zł. Największe dochody osiągnęli inwestorzy posiadający udziały w krajowych podmiotach bezpośredniego inwestowania związanych z przetwórstwem przemysłowym (49,1 mld zł), handlem (29,3 mld zł), działalnością finansową i ubezpieczeniową (8,0 mld zł), działalnością związaną z informacją i komunikacją (7,7 mld zł) oraz profesjonalną, naukową i techniczną (7,4 mld zł).
- Boom na inwestycje w Polsce to efekt niedawnej pandemii, która zwróciła uwagę inwestorów na skracanie łańcuchów dostaw. Można więc powiedzieć, że nasza część świata jest wręcz skazana na sukces - jesteśmy w dobrym miejscu na mapie i w dobrym czasie. To się może szybko zmienić, bo perspektywa wyjścia Polski z UE w ciągu kilku lat jest większa niż się wszystkim wydaje. Wielkie firmy inwestują nad Wisłą, bo wiedzą, że w razie takiej zmiany - która nie nastąpią przecież w ciągu jednej nocy - są w stanie na taką zmianę szybko zareagować - mówi Interii Biznes prof. Witold Orłowski, wykładowca Uczelni Vistula. Jak dodaje: - Znaczenie może mieć także rosnąca niesprawność administracji i całe otoczenie biznesu np. ewentualne zwiększenie problemu korupcji. - Samo bycie w UE niczego jeszcze nie gwarantuje - Bułgaria też jest w Unii, a przecież nie jest ulubionym miejscem z perspektywy zagranicznych inwestorów - zauważa.
O to, co przyciąga do Polski kapitał zagraniczny zapytaliśmy także Sławomira Dudka, prezesa i głównego ekonomistę Instytutu Finansów Publicznych.
- Atutem Polski pozostaje jej obecność w UE i pozycja znaczącego kooperanta niemieckiego przemysłu, a także duży rynek zbytu. Widać jednak, że zmienia się jakość tych inwestycji. Niedawna decyzja Intela o ulokowaniu fabryki w Polsce, bardzo nagłośniona przez rząd, powinna być widziana w kontekście - jej rola będzie pomocnicza w stosunku do wielokrotnie większej inwestycji w Niemczech. Coraz ważniejszym czynnikiem staje się rynek pracy - narastający kryzys demograficzny, a zwłaszcza potencjalny brak pracowników o określonych kwalifikacjach - mówi Interii Biznes ekonomista.
Jak wskazuje, "jedna z firm planujących dużą inwestycję w pobliżu dużego polskiego miasta zrezygnowała z niej, bo z jej analiz wynikało, że w perspektywie 5-10 najbliższych lat mogą być w niej kłopoty z zatrudnieniem".
- Dotąd firmy lokowały się w Polsce właśnie z powodu dobrej jakości kadr, ale nie przybywa ich w wystarczającym tempie - to ważne dla inwestycji długookresowych, bo np. rozmaite centra usług wspólnych można bardzo szybko relokować gdzie indziej. Dlatego także tak ważna okazuje się polityka imigracyjna, której w Polsce de facto nie ma. Do tego dochodzą niestabilność prawa, obniżona wiarygodność kraju na arenie międzynarodowej, polityczne uwarunkowania polityki podatkowej. Widać to też po inwestycjach portfelowych, polskie obligacje nie są już tak chętnie kupowane przez inwestorów z USA czy UE, coraz więcej jest u nas kapitału spekulacyjnego. Właśnie dlatego polska minister finansów jeździ po Azji i państwach arabskich. Sama zatem skala inwestycji nie powinna nas uspakajać - w końcu inwestorzy są także w Chinach czy Rosji, krążą też po Afryce - mówi Interii Biznes Sławomir Dudek.
- Polska zyskuje oczywiście na obecności w UE, choć jeszcze lepiej byłoby, gdyby nasz kraj wszedł jeszcze do strefy euro. Zyskujemy także na odwrocie od globalizacji czyli na nearsourcingu. Dla inwestorów mniej liczą się dziś koszty, a bardziej bliskość miejsc wytwarzania, a więc dostępność towarów - mówi Interii Biznes Piotr Kuczyński, główny ekonomista Domu Inwestycyjnego Xelion.
Ekonomista podkreśla, że "nasze kadry postrzegane są jako dobre i wciąż relatywnie tanie, balastem pozostaje zmienne prawo i niepewność dotycząca jego egzekwowania, zwłaszcza w razie ewentualnego sporu inwestora z władzami - stąd wiele firm w kontraktach używa zapisów z prawa kraju macierzystego".
- Brak rąk do pracy, który wynika z kryzysu demograficznego w całej UE, będzie problemem w najbliższych latach, jednak w skali 20-30 lat jego skutki zniweluje robotyzacja i powszechne użycie AI. Dlatego powinniśmy intensywnie inwestować w naukę, badania i rozwój, z czym dziś jest bardzo słabo. Zanosi się na to, że z automatyzacji produkcji w skali globu pierwsze zyskają USA i Chiny, potem rozwinięte kraje UE, a my będziemy na szarym końcu - podsumowuje Piotr Kuczyński.
Wojciech Szeląg