Wino powodziowe. Na ratunek zalanym winnicom
Lipcowa powódź zrujnowała dorobek wielu winiarzy z doliny rzeki Ahr w Niemczech. Wydobyte ze szlamu, nietknięte butelki trafiły na sprzedaż, a dochód wesprze zalane winnice. Zebrano już milion euro.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
Mówią, że to ich najgorszy rocznik i oczywiście trudno temu zaprzeczyć. Mimo to ani cent ze 120 euro, zapłaconych za na przykład sześć brudnych butelek wina z unikatowym stemplem "oryginalnie zabłocone" nie jest zmarnowany. Bowiem pieniądze ze sprzedaży tzw. wina powodziowego pomogą 50 winiarzom z doliny rzeki Ahr, których piwnice zostały zalane. I którym nic nie zostało.
Jednym z nich jest Benno Giller z Marienthal. Powódź dotknęła go najmocniej. Gdy nadeszła woda, schronił się z rodziną oraz gośćmi z jego pensjonatu na strychu i na własne oczy widział, jak wodne masy spłukują jego egzystencję. - Pracuję tu jako winiarz od 40 lat. To firma rodzinna od trzech pokoleń. I w kilka godzin wszystko znikło.
Winnica Gillesa to lubiany przystanek na Szlaku Czerwonego Wina. Można tu skosztować wina, którego Gilles produkuje 25 tysięcy litrów rocznie, a także przenocować w pokojach gościnnych. Ale nawet dwa tygodnie po powodzi Marienthal ciągle przypomina obszar kryzysu, a winnica Benno Gillesa to ruina.
- Szacuję, że 10 tysięcy butelek wina i wszystkie maszyny są do niczego. A także pół hektaru moich upraw - mówi. - Jeśli będę miał szczęście, to w przyszłym roku znów będę mógł produkować, aby uratować zbiory z 2022 roku.
W ogromnych dębowych beczkach w jego piwnicy jest 8 tysięcy litrów, które Gilles chce teraz rozlać do tysięcy brudnych od błota butelek. - Uda nam się, nie poddajemy się! - mówi.
Jego sąsiad winiarz Paul Schumacher tylko przez chwilę rozważał, by rzucić wszystko, gdy powódź zniszczyła pół jego winnicy. Gdy woda zalała jego salę degustacyjną, lodówka zawisła na lampie. I wisiała tam jeszcze po ustąpieniu fali powodziowej. - Pierwszego dniach myślałem sobie: Mój Boże, i co teraz? Ale jeśli finansowo będzie to możliwe, to spróbujemy pracować dalej - mówi.
Schumacher zdołał przynajmniej uratować 20 tysięcy butelek wina. Prawie na każdej są jeszcze etykiety. Butelki są myte u producentów owoców w pobliżu. W jego piwnicy są 42 beczki z winem, czekającym na rozlanie do butelek. Przed powodzią sprzedawał swe wino do Danii, Belgii i na Słowację.
Schumacher zawsze chciał produkować swoje własne wino. Zaczął skromnie 20 lat temu. W 2006 roku kupił winnicę w Marienthal. Z pięcioma hektarami powierzchni upraw winorośli nie należy do wielkich winiarzy w dolinie rzeki Ahr, ale to właśnie te małe winnice rodzinne szczególnie ucierpiały w wyniku katastrofy powodziowej.
- Myślę, że 60 procent winiarzy nie ma ubezpieczenia od klęsk żywiołowych - mówi Schumacher. - Ale wino jest tu gospodarczą siłą napędowa dla wszystkiego. Hotele, gastronomia i rzemiosło są zależne od produkcji wina. Jeżeli tego zabraknie, to ze wszystkim będzie krucho - dodaje.
Dokładnie do takiej sytuacji nie chce dopuścić Peter Kriechel, największy producent wina w regionie, a zarazem przewodniczący związku "Ahrwein e.V", który zajmuje się marketingiem miejscowych win. To on, razem z restauratorką Lindą Kleber jest pomysłodawcą sprzedaży wina powodziowego.
Cały pomysł polega na tym, że darczyńcy mogą kupić w internecie butelki wina, które przetrwały powódź w stanie, w jakim zostały wydobyte z błota. Butelki całkowicie pokryte szlamem mogą stać się symbolem regionu, bo kojarzą się zarówno z katastrofa powodziową, jak i z nastrojem optymizmu. Inicjatywa ruszyła w zaledwie trzy dni i już udało się zebrać ponad milion euro.
- Straciliśmy tu całą infrastrukturę. Nie ma mostów, ulic, wody, prądu, gazu. Tak będzie prawdopodobnie do przyszłego roku - mówi Kriechel. - Zniszczenia całej gospodarki mają niewyobrażalną skalę. Powrót do tego, co było będzie maratonem - dodaje.
Kriechel musiał spisać na straty ponad jedną czwartą z 200 tysięcy składowanych butelek, gdy zalało halę z tłoczniami. Przez dwanaście dni nie miał prądu, wszystkie maszyny są zepsute, a 22 pracowników nadal przemierza winnicę z wysokociśnieniową czyszczarką, by usunąć największy szlam. - W porównaniu do innych winiarzy i tak wyszliśmy z tego tylko lekko poobijani. Wielu kolegów straciło wszystko, co do jednej butelki - przyznaje.
Niezwykła solidarność, która widać w regionie, połączyła także producentów wina. I nie jest to tylko inicjatywa wina powodziowego. W winnicach doliny rzeki Ahr codziennie pracuje 60 kolegów znad Mozeli i innych części Niemiec, aby jakoś uratować tegoroczne zbiory. Z konkurentów stali się przyjaciółmi.
Do 1 września będzie można jeszcze kupić wina powodziowe. Peter Kriechel właśnie organizuje wysyłkę. Jest przekonany, że butelki wzbogacą każda piwniczkę z winami nie tylko jako symbol wsparcia dla zniszczonego regionu, bo wino nadaje się do picia. - Właśnie miałem telefon z laboratorium, które pobrało próbki tego wina. Powiedzieli, że zawartość butelek nie ucierpiała i można ją spożywać bez zastrzeżeń - mówi. To ważna wiadomość dla inicjatorów akcji, ale oczywiście przyświeca jej przede wszystkim cel charytatywny.
Już milion euro zebrano ze sprzedaży ubłoconych butelek wina ze zniszczonych przez powódź winnic w dolinie rzeki Ahr.
Oliver Pieper
Redakcja Polska Deutsche Welle