Witold Orłowski, wykładowca w Akademii Vistula: Nie jesteśmy gotowi na złe scenariusze, a innych nie widać

Ekonomiści już kilka lat temu ostrzegali premiera, że polska gospodarka nie jest gotowa na trudne czasy – bez skutku. Nie mam satysfakcji, że mieliśmy rację – mówi dziś prof. Witold Orłowski, ekonomista, wykładowca w Akademii Vistula.

Słoń i list do premiera Morawieckiego

- W roku 2018 grupa kilkunastu ekonomistów napisała list do premiera Morawieckiego. Stwierdziliśmy w nim, że o ile krótkookresowo polityka gospodarcza wygląda dobrze, to zaczyna być coraz bardziej ryzykowna. Nie widać tego tak długo jak mamy dobrą koniunkturę, ale w dłuższej perspektywie grożą nam bardzo poważne turbulencje finansowe i spowolnienie wzrostu. Wtedy premier odpowiedział, że "niepotrzebnie się martwimy", "nie ma żadnego ryzyka" i nazwał nas nawet "kochanymi ekonomistami". Mówił w jak znakomitym stanie są finanse publiczne, a nawet że "nie widzimy słonia w pokoju" - to angielski idiom używany w sytuacji gdy ktoś nie dostrzega rzeczy oczywistych. Dziś okazuje się że to nie my "nie dostrzegaliśmy słonia" - mówi Interii Witold Orłowski.

Reklama

Jak dodaje: - W finansach publicznych to jeszcze tego nie widzimy, bo rząd prowadzi grę z ukrywaniem wydatków i deficytu, ale widać już finansową destabilizację gospodarki, mamy inflację trudną do opanowania, spowalnia nam wzrost... - Oczywiście premier powie zaraz o pandemii i o Putinie, ale my właśnie o tym pisaliśmy nasz list! Ostrzegaliśmy że dopóki "coś" się nie wydarzy, wszystko będzie wyglądać znośnie, ale jak się wydarzy - a złe rzeczy na świecie zdarzają się częściej niż powinny - to grożą nam problemy. Nie mam satysfakcji ani gorzkiej, ani w ogóle żadnej - miałbym ją gdyby wtedy premier potraktował nasz list poważnie - podkreśla rozmówca Interii.

Stagflacja była nam pisana od lat

- Przez kilka lat mieliśmy politykę skutecznie promującą popyt, płace, świadczenia socjalne, wydawanie wszystkich pieniędzy budżetu bez robienia rezerw, a nawet przejadanie rezerw np. Funduszu Rezerwy Demograficznej, który miał służyć na przyszłość, a został zużyty na 14. emeryturę i to jeszcze przed pandemią, gdy jedynym powodem była wola polityków. Mieliśmy zerowe bezrobocie i świetny wzrost gospodarczy. Zarazem była to polityka kompletnie nieudolna jeśli chodzi o promowanie inwestycji czyli zdolności gospodarki do wzrostu. W sumie: jeśli się ma szybko rosnące płace czyli popyt, a nie ma dostatecznych inwestycji i nie rośnie wydajność pracy, to musimy dojść do wzrostu inflacji i hamowania gospodarki. Pisałem o tym już w 2020 roku, ale potem przyszła pandemia, która zakłóciła obraz, inflacja nie rosła, bo gwałtownie spadły ceny ropy naftowej. Lockdown "ukrył" fakt, że gospodarka zwalnia. Putin tylko dodał swoje do tego co i tak by się stało, zwiększył problemy do potęgi drugiej czy trzeciej. Zgoda zatem gdy premier mówi o winie Putina, nie ma zgody gdy mówi o wyłącznej jego winie o tym że gdyby nie Putin nie byłoby problemów. Nieprawda - byłyby i tak - zauważa Witold Orłowski.

Żądania górników zaczynają inflacyjną spiralę

- Przyszłość zależy od tego co dzieje się na świecie. Jeśli Rosja trwale ograniczy dostawy gazu do Niemiec (na razie zrobiła to na 10 dni "z powodu konserwacji", to czytelne ostrzeżenie), to dojdzie tam do ciężkiej recesji, a za Niemcami - w całej Europie czyli także w Polsce. Nie jesteśmy na to odpowiednio przygotowani - ani na recesję, ani na spiralę inflacyjną. Zwykle pierwsza powoduje zmniejszenie drugiej. Polityka polskiego rządu i banku centralnego doprowadziły do tego, że nawet jeśli czarny scenariusz się nie ziści i ceny energii nie będą rosły, to u nas inflacja pozostanie dwucyfrowa, bo ludzie oczekują jej wyrównania. Zawsze mówiłem, że zacznie się od górników, bo mają dużą siłę nacisku - i proszę, dziś wcale nie chcą podwyżek płac, a "rekompensaty za inflację". Za chwilę tak samo będzie w innych branżach - jeśli pracodawcy się na to zgodzą to ceny i płace zaczną za sobą wzajemnie gonić i Putin nie będzie z tym miał już nic wspólnego. Może być tak jak w Turcji - rok temu inflacja była tam taka jak dziś w Polsce. Trzeba walczyć z inflacją, ale nie ma jak, bo ta walka - podnoszenie stóp - uderzy we wzrost gospodarczy. Budżet naobiecywał bardzo wiele wydatków - poza oczywistymi czyli na obronę i uchodźców - a wszelkie rezerwy wydano już wcześniej. Jeśli rząd nie wesprze NBP w walce z inflacją to nic z tej walki nie będzie, a prognozy NBP że inflacja sama z siebie zacznie spadać jesienią, pozostaną kabaretowe - podsumowuje rozmówca Interii.

Grozi nam pułapka stagflacji

- Recesja nie musi ograniczyć inflacji - taki scenariusz to stagflacja. Najgorsze, że nie wiadomo co wtedy zrobić - podnosić czy obniżać stopy procentowe. To pułapka w której częściowo już jesteśmy. To wybór między zerowym wzrostem i wysokimi cenami, a mocną recesją i wysokim bezrobociem.

Los KPO pokaże czy leci z nami pilot

- W rękach polityków jest jeden instrument, który nie rozwiąże wszystkich problemów, ale na pewno mógłby je złagodzić - to Krajowy Plan Odbudowy. Każde pieniądze wydane na inwestycje będą przeciwdziałać recesji. Oczywiście te pieniądze mogą mieć skutek inflacyjny, ale strumień euro wzmocni kurs złotego i ograniczy ten efekt. Po tym czy polski rząd sięgnie po dziesiątki miliardów złotych, które na nas czekają pokaże, czy w umownym polskim kokpicie jest jakiś pilot czy może jest ich zbyt wielu i nie potrafią się dogadać - zastanawia się Witold Orłowski.

Rozmawiał Wojciech Szeląg 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »