Wydatki zmniejszone inflacją
Nowe prognozy obniżające przyszłoroczną inflację z niedawnych 3 proc. do 2,1-2,2 proc. muszą znaleźć odbicie w budżecie na 2003 r. Wymaga to zmian w przyjętych już 2 lipca założeniach i prawdopodobnie korekty w dół wydatków. Chodzi o te, które rosną wraz z przyjętym wskaźnikiem inflacji.
Pierwsze spotkanie wicepremiera Grzegorza Kołodki ze związkowcami, do którego doszło w poniedziałek, zaraz po podaniu przez GUS informacji o rekordowo niskiej infalcji w lipcu, oceniane jest jako początek konsultacji społecznych. Chodzi o to, że za informacją GUS trzeba było po raz kolejny w tym roku zweryfikować prognozy inflacji na koniec 2002 r., a w konsekwencji także na rok następny.
Dla budżetu wskaźnik inflacji cały czas ma duże znaczenie, bo znacząca cześć wydatków jest co roku waloryzowana stosownie do wpisanej w budżet prognozy inflacji. Należą do nich renty i emerytury, dopłaty do ubezpieczeń rolniczych oraz płace w sferze budżetowej. Uzgodnione już z partnerami społecznymi założenia z 3 proc. inflacją w przyszłym roku, teraz, gdy trzeba będzie dokonać korekty i zmniejszyć wskaźnik do niewiele ponad 2 proc., wymagają kolejnej rundy rozmów. I z tych właśnie rozpoczętych rozmów wicepremiera bierze się przeświadczenie, że na pewno dojdzie do zmian w założeniach budżetowych na 2003 r.
Dla budżetu niższa inflacja jest równoznaczna z niższymi wydatkami na wszystkie świadczenia waloryzowane tym wskaźnikiem. Gdyby w dalszym ciągu, przy obliczaniu wydatków stosowana była tzw. zasada Belki, niższa inflacja byłaby równoznaczna z obniżeniem się wydatków o ok. 1,3 mld zł. O tę "zaoszczędzoną" na inflacji kwotę może zmniejszyć się deficyt budżetowy. Deficyt spadłby do 41,7 mld zł, a więc do zapowiadanego przez ministra finansów 40-miliardowego deficytu jeszcze trochę brakuje. Dojście do tego poziomu jest możliwe, ponieważ spodziewana jest korekta w górę tegorocznych dochodów, które są ważnym punktem wyjścia dla wyznaczania poziomu deficytu w następnym roku.
Izabella Wajszczuk