Zawody od PIT-a wyzwolone

200 tys. prostytutek, 100 tys. żebraków - polskie enklawy wolne od płacenia podatków. Pierwsza grupa obraca 20 mld zł rocznie - przeciętny żebrak zarabia 1500 zł miesięcznie. Z tej puli państwo nie dostaje właściwie nic. Czy powinno się tolerować takie wyjątki wolne od ciężaru kasy fiskalnej i złośliwości zeznań podatkowych?

Czy opłaca się wyciągnąć rękę?

Eksperci wyliczyli, że żebraniem lub włóczęgostwem trudni się ok. 1 proc. każdego społeczeństwa. Według różnych szacunków, w Polsce jest od 30 do 100 tys. żebraków, z czego w samej tylko Warszawie kilka tysięcy osób.

Według "Wprost" w Polsce w 2001 r. mieliśmy jednego oficjalnego żebraka, który zgłosił się do śląskiego urzędu skarbowego. Złożył on zeznanie roczne, w którym wykazał 6 tys. zł przychodów z żebractwa jako jedynego źródła utrzymania. Według sondy przeprowadzonej wśród polskich "dziadów proszalnych", był to "żebrak statystyczny", bo dochody dziennie 15-20 zł netto najczęściej deklarowali ankietowani. Najlepsi potrafią podobno zarobić 10 razy więcej.

Reklama

"Kiedyś w ciągu jednego dnia zarobiłem 500 zł" - wyznał "Gazecie Finansowej" skrzypek grający w tramwajach. "Jak jest słaby dzień, zarabiamy kilkadziesiąt złotych. Jak lepszy, to ponad stówę"- twierdzi chłopak zbierający w duecie z kolegą. Większość żebrzących unika jednak odpowiedzi.

Według gazety, średnio "zbieracz" może w ciągu miesiąca zarobić 1000-1500 zł, jeśli "jest kiepsko", a 2-3 tys. zł, gdy "idzie dobrze". Tyle da się uzbierać "wyciągając dłoń" tylko 5 dni w tygodniu. Dla porównania, bezrobotny zatrudniony przy oczyszczaniu miasta dostaje... 600 zł miesięcznie. Badania wskazują także, że żebrzący mają skłonność do zaniżania swoich dochodów.

Czy można, gdzie i dlaczego?

Żebractwo nie jest w naszym kraju przestępstwem. Wykroczeniem jest natomiast nakłanianie małoletniego do żebrania oraz nachalne żebranie w miejscach publicznych. Sprawców można właściwie jedynie pouczyć lub ukarać mandatem kredytowym.

Niektórzy robią to z czystej biedy. Ale są i tacy, którzy z żebrania uczynili świetnie prosperujący biznes.

Jak prosić? Kto da?

Jak pisał w "Przekroju" (2004 r.) Tadeusz Łazarewicz, żebraczym eldorado jest Warszawa, do której zjeżdżają poszukiwacze jałmużny z całej Polski i Europy Wschodniej.

Andrzej Bukowski i Stanisław Marmuszewski, socjologowie z Uniwersytetu Jagiellońskiego, opisali w "Żebractwie w Polsce" najskuteczniejsze metody żebrania. Według nich, sposób "na laskę" (niewidomego) jest niemal trzykrotnie skuteczniejszy od "dziada" (z książeczką do nabożeństwa). W przeprowadzonym przez nich eksperymencie w ciągu 40 minut "dziad" zebrał 17 złotych, a ślepiec aż 50. Socjologowie stworzyli ranking najlepiej zarabiających żebraków - na jego szczycie znalazła się "kaleka", "ofiara losu" i "współczesny trędowaty".

Od niedawna zaczęto wyróżniać nowe "typy" żebraków - "samorzutnych parkingowych", "odstawiaczy wózków w supermarketach", a także mimów oraz przeróżnej maści muzyków - które dołączyły do tradycyjnych, znanych form.

Pieniądze dają przede wszystkim ludzie niezamożni, raczej starsi. Ludzie są najhojniejsi pod koniec tygodnia, bardziej zimą niż latem. Hojność rośnie wyjątkowo przed Bożym Narodzeniem i Wielkanocą.

Obok puszki kasa fiskalna?

Polską ubogą rzeczywistość przepełnia oburzenie na co jakiś czas pojawiające się i w powszechnej opinii uderzające przede wszystkim w najuboższych pomysły, mające ratować nasz nerwowo łatany budżet.

Wśród wielu - czasem niemal absurdalnych dyskusji - toczących się wokół polskiego dziurawego budżetu można usłyszeć i taką, która krąży wokół pomysłu opodatkowania żebraków. Rozkręcający tę debatę wychodzą z założenia, że nie wszyscy żebrzący robią to z powodu rzeczywiście dramatycznej sytuacji życiowej. Można założyć, że część z tych, którzy wyciągają dłoń i prosząco na nas patrzą, to tacy, którzy taki sposób na życie wybrali sobie świadomie, czy to z lenistwa, czy zwykłej nieudolności życiowej. Nie wszystkich do żebrania zmusił tragiczny splot życiowych losów.

I studentka, i tirówka...

Według "Wprost" (2000 r.) z usług prostytutek korzysta co 10. Polak. W Polsce jest ponad 200 tys. zawodowych prostytutek (w tym 60 tys. to cudzoziemki) i drugie tyle prostytutek. Te liczby to wyniki policyjnych szacunków.

W samej Warszawie jest co najmniej 4 tysiące prostytutek - poinformowało pod koniec maja br. "Życie Warszawy". Liczba jest co najmniej dziesięć razy wyższa niż oficjalne statystyki policji. W badaniach, na które powołał się dziennik policzono jednak tylko osoby zatrudnione w agencjach towarzyskich. Prostytuują się młodzi mężczyźni (ok. 300). Ponad 300 studentek i studentów z Krakowa, ankietowanych na przełomie listopada i grudnia ub.r., przyznało się do uprawiania prostytucji. W tej grupie najwięcej było męskich prostytutek homoseksualnych - informowała "Trybuna".

Polskie prostytutki pracują w agencjach towarzyskich i salonach masażu, przyjmują klientów we własnych mieszkaniach. W naszym kraju działa także kilkaset luksusowych call girls. Poza tym, są prostytutki uliczne i przydrożne (tirówki). Jak pisze tygodnik, w ten sposób dorabiają sobie studentki i pracownice budżetówki, gospodynie domowe, a nawet uczennice i wychowanki domów dziecka. Najmłodsze mają 12-13 lat, najstarsze - ponad 50.

Nielegalna, znaczy niemożliwa do opodatkowania

W Polsce prostytucja jest nielegalna. By zmienić jej status, trzeba wykreślić ten proceder z kodeksu - obecnie jest czynem niezgodnym z prawem. Gdyby prostytucja stała się legalna, wówczas można by ją było opodatkować.

Według szacunków, biznes związany z prostytucją obraca szacunkowo 20 mld zł rocznie. Do kasy państwa trafia z tego zaledwie kilka promili - agencje i salony płacą bowiem podatki na zasadach ogólnych, rozliczając się wyłącznie z pieniędzy, które klienci wydają na jedzenie czy alkohol. Salony masażu płacą znikomy podatek zryczałtowany, a niektóre z nich - jako świadczące usługi zdrowotne - miały nawet ulgi podatkowe. Jak się szacuje, opodatkowanie prostytucji mogłoby przysporzyć budżetowi Polski około miliarda złotych rocznie.

A Czesi uznali za oficjalny zawód i opodatkowali

Rząd Czech przyjął w lipcu br. projekt ustawy, uznającej prostytucję za oficjalny zawód. Zgodnie z projektem, kobiety i mężczyźni, chcący uprawiać najstarszy zawód świata, będą musieli uzyskać urzędowe zezwolenie, płacić podatki i poddawać się okresowym badaniom lekarskim. Za naruszanie tych przepisów będą grozić wysokie grzywny. Według oficjalnych szacunków, w Czechach jest obecnie ok. 25 tys. prostytutek. Zarobki tego sektora oszacowano na 290 mln euro rocznie. Kwota ta stale wzrasta, mając wpływ na wzrost czeskiego PKB. Jak wnioskują media, statystycy przy ustalaniu PKB uwzględniają dochody z prostytucji, czyli działalności nielegalnej.

Jak podają "Lidove Noviny", większość turystów z Wielkiej Brytanii przyjeżdża głównie do Pragi na tanie piwo oraz w celu skorzystania z usług seksualnych. Wśród Anglików i Irlandczyków zapanowała moda na spędzane wieczorów kawalerskich właśnie w czeskiej stolicy, co ułatwiają tanie linie lotnicze.

Z europejskiego podwórka

Włoskie prostytutki domagają się przyznania ich działalności statusu legalnej pracy zawodowej. Zwłaszcza te spoza Unii Europejskiej, bo uzyskanie zezwolenia na stały pobyt we Włoszech jest uzależniony od znalezienia stałego zajęcia. Jednak rząd włoski podchodzi do tego projektu niechętnie i nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie nierząd we Włoszech został opodatkowany.

Z kolei na Węgrzech - zgodnie z ustawą z 1999 roku - prostytucja jest legalna, ale tylko w specjalnie wyznaczonych "strefach tolerancji". Dotychczas nigdzie takich stref nie wyznaczono, więc w świetle prawa prostytutki pracują nielegalnie. Nad legalizacją prostytucji zastanawia się także Duma rosyjska.

W większości państw Europy Zachodniej prostytucja nie jest karalna, w niektórych zaś (Holandia, Niemcy) została zalegalizowana. Nie jest jednak możliwa legalna praca w seks-biznesie dla obywateli i obywatelek nowych państw Unii - takich jak Polska.

Czy ci, którzy żebractwo wybrali sobie za "zawód", żerują na ludzkim współczuciu - a można założyć, że używając najróżniejszych forteli są w stanie uzbierać niekoniecznie śmieszne sumy - powinni zostać opodatkowani? Czy polska prostytutka powinna rozliczać PIT-a, jak jej czeska koleżanka? Czy powinniśmy tolerować enklawy wolne od instalowania kas fiskalnych i płacenia podatków?

Na naszym Forum poruszamy ważne tematy:

Naciągnięci w hipermarkecie *** Biznes - droga przez mękę *** Uciec za granicę *** Z ojca na syna *** Złodziej zgodny z prawem? *** Urzędnicy szkodzą? *** PKP - terrorysta? *** Emerytura pod palmami? *** Odebrać paszporty? *** Ukarać pracodawcę *** Cleaner wyprze sprzątaczkę? *** Leczcie się! *** Niech kasa będzie z tobą! *** Kasa na plebanii? *** TVP - misja niemożliwa? *** Odpracować zasiłek *** Ciemność widać? *** Kosztowny nałóg palenia *** Etyka wysokich zarobków *** Jak odchudzić państwo? *** Żadnej pracy się nie boję... *** Handel, czyli pole walki *** Wiesz, co jesz? *** Jak naciąć pracodawcę? *** Zdrożeją instalacje LPG? *** Odejść z kasą *** Kasy dla mecenasów *** Zlikwidować biedę *** Kosztowne wykroczenia *** Maj - czas czynów społecznych *** Tylko dla naiwnych *** Zatkać "kominy" płacowe? *** Urzędnicze czary nad polskimi drogami *** Miliardy dolarów w kosmosie *** Promocja dopisana małym druczkiem *** TVP lubi wpuszczać w kanał?

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Biznes | PIT | zawód | prostytucja | zawody | kasy | żebrak
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »