Żenujący wyzysk
Kiedy w niedzielę 5 czerwca uczestniczyłem w "Marszu na Rzecz Kapitalizmu" w Szczecinie, niektórzy przechodnie reagowali na widok naszej demonstracji bardzo agresywnie, wyzywając nas od "złodziei", chociaż wśród manifestantów przeważali ludzie młodzi, nie wyglądający na "złodziei", ani - tym bardziej - na "kapitalistów".
Niektórzy jednak zgodzili się z nami rozmawiać, dzięki czemu poznałem przyczynę tej złości. Chodziło o hipermarkety, które swoim pracownikom płacą 500 zł miesięcznie. Tak się składa, że również JE abp Józef Życiński nie tylko za to samo skrytykował hipermarkety, nazywając płacenie pracownikowi 500 zł "żenującym wyzyskiem", ale w dodatku zagroził, że jeśli nie przestaną one łamać praw pracowników, to "Kościół zaapeluje do wiernych, by nie robili w tych sklepach zakupów".
Lepiej być bogatym i zdrowym, niż biednym i chorym
Ciekawe, co by się stało, gdyby hipermarkety okazały się zatwardziałe w swoim uporze, Kościół wezwałby wiernych do bojkotu tych sklepów, a wierni usłuchaliby tego wezwania. Rysują się dwie możliwości. Pierwsza - że właściciele hipermarketów, przerażeni skutkami bojkotu, podnieśliby pracownikom pensje, dajmy na to, do 1000 zł miesięcznie. Pracownicy byliby zadowoleni, Kościół z pewnością także, niczym Anioł Stróż z opowiadania Mrożka o niegrzecznym chłopczyku. Kiedy jednak okazałoby się, że wskutek podwyżki płac (od których naliczana jest również składka ZUS) wzrosły ceny towarów, to zadowolenie pewnie by się zmniejszyło.
Druga możliwość jest zdecydowanie gorsza; właściciele hipermarketów dochodzą do wniosku, że trzeba zwijać interes, więc sprzedają obiekt do pocięcia na złom, no a pracowników zwalniają z powodu likwidacji firmy. W tym przypadku autora wezwania do bojkotu przeklinaliby zarówno zwolnieni pracownicy (bo czyż nie lepiej jest mieć 500 zł, niż nic?), jak i klienci, którzy zamiast tanich towarów musieliby kupować droższe gdzie indziej.
Okazuje się, że każdy pomysł ma swoją jasną i ciemniejszą stronę. Guy Sorman tłumaczył mi kiedyś, że trzeba porównywać alternatywy istniejące. Kiedy bowiem porównuje się realną możliwość z wyobrażoną sytuacją idealną, to porównanie takie zawsze skłania nas do odrzucenia realnej możliwości na rzecz stanu idealnego. Każdy wie, że lepiej być bogatym, pięknym i zdrowym, niż biednym, brzydkim i chorym. Problem polega jednak na tym, że idealne sytuacje są właśnie idealne, wyobraźnia ludzka nie ma granic i wyobrazić można sobie wszystko, albo prawie wszystko. Musimy jednak przyznać, że coś takiego, jak wyzysk, też realnie istnieje, a skoro tak, to spróbujmy przyjrzeć mu się bliżej.
Mechanizmy wyzysku
W jaki sposób można człowieka wyzyskiwać? Najprostszy, najbardziej brutalny sposób praktykowany był w państwach socjalistycznych, które masowo wymuszały darmową pracę, tzn. pracę niewolniczą. Chodzi tu zarówno o Rzeszę Niemiecką, jak i Związek Radziecki, a dzisiaj - Koreę Północną i częściowo również ChRL. Jeśli można go tak nazwać, teoretyk pracy niewolniczej, generał NKWD Naftali Aronowicz Frenkiel, twórca systemu "kotłów" w GUŁ-agu mówił, że "z więźnia musimy wycisnąć wszystko w pierwsze trzy miesiące; potem nic nam po nim". Nie da się ukryć, że jest to wyzysk, co się zowie. Niemcy byli bardziej pedantyczni i w bilansie obozów koncentracyjnych uwzględniali nawet takie pozycje, jak "dochód z utylizacji zwłok".
Kolejny, bardziej już subtelny sposób wyzysku, to ucisk podatkowy, obejmujący również przymus tzw. "ubezpieczeń". Po co brutalnie wymuszać pracę niewolniczą, kiedy można osiągnąć podobny skutek bez kompromitującej ostentacji?
Na przykład w III Rzeczypospolitej, w której przywrócono socjalizm realny (1 stycznia 1989 r., kiedy weszła w życie ustawa o działalności gospodarczej, reglamentacją objętych było 7 (!) dziedzin, a obecnie została ona przywrócona w ponad 200 o b s z a r a c h działalności gospodarczej), właśnie praca jest obłożona najwyższą akcyzą, niczym najbardziej luksusowy towar. Rodzinie pracowników najemnych poza rolnictwem państwo zabiera w podatkach i przymusowych świadczeniach 83 proc. dochodu.
Kolejny, jeszcze bardziej subtelny sposób wyzysku polega na połączeniu systemu ograniczonej rezerwy bankowej z przepisami o prawnym środku płatniczym. System ograniczonej rezerwy bankowej umożliwia bankowi centralnemu emitowanie fałszywych pieniędzy. Ludzie z tego powodu może nie chcieliby się nimi posługiwać, ale rządy, z którymi banki dzielą się zyskami, zmuszają ich do tego przy pomocy ustaw o prawnym środku płatniczym. W rezultacie banki za fałszywe pieniądze kupują prawdziwe dobra, a w dodatku, wskutek pojawienia się na rynku dodatkowej ilości pieniądza, zgodnie z prawem podaży i popytu, spada jego cena, czyli wzrastają ceny innych towarów. Płacąc te wyższe ceny, wszyscy składają się na pokrycie korzyści banku, który dzieli się z rządem. Nazywa się to "inflacją", albo jeszcze bardziej wytwornie - "podatkiem emisyjnym".
I wreszcie kolejny sposób wyzysku, to wyłudzanie pracy nisko płatnej, albo i półdarmowej: pracownik w obawie przez utratą zatrudnienia godzi się na narzucone warunki.
Warto zwrócić uwagę, że trzy pierwsze, najbardziej brutalne i masowe sposoby wyzysku, mogą być i są praktykowane wyłącznie przez państwo, podczas gdy przedsiębiorcy prywatni mogą wyzyskiwać swoich pracowników jedynie poprzez wyłudzanie od nich pracy niskopłatnej lub półdarmowej.
Słoń w menażerii
Wobec hipermarketów podnoszone są oskarżenia, że stosują one tę właśnie formę wyzysku. Skoro wszyscy tak mówią, to pewnie tak jest. Temu wyzyskowi są poddawani pracownicy. Żeby jednak zostać pracownikiem hipermarketu, trzeba zgodzić się na podjęcie tam pracy. Dlaczego zatem ludzie, wiedząc o tych praktykach, godzą się na podjęcie pracy w hipermarketach? Odpowiedź jest prosta - ponieważ alternatywa jest jeszcze gorsza! A jest gorsza z powodu zastoju w gospodarce, któremu już szósty rok towarzyszy bezrobocie oscylujące wokół 20 procent. To jednak nie jest już winą supermarketów, tylko państwa, a ściślej - tych, którzy tym państwem rządzą.
Skoro tak, to wydaje się, iż nawoływanie do bojkotu supermarketów przypomina leczenie objawowe, którego skuteczność jest raczej niewielka, chociaż pacjent przed śmiercią może mieć wrażenie ulgi w cierpieniu. Można to chyba zauważyć już na pierwszy rzut oka, a w takim razie dlaczego ludzie skądinąd spostrzegawczy, jakoś nie dostrzegają tego słonia w menażerii? Krytykowanie prywatnych przedsiębiorców za praktykowanie wyzysku zapewnia łatwą popularność, a przy tym jest całkowicie bezpieczne, ponieważ odwraca uwagę ludzi od faktycznych sprawców ich kłopotów, którymi są rządzący państwem.
Nie posądzam oczywiście JE o siuchtę z "elitami politycznymi", raczej myślę, że wstrząsnęły nim jakieś sugestywne opowieści, chociaż skądinąd pamiętam, że z różnych jego wypowiedzi można było odnieść wrażenie autentycznego zaangażowania po stronie nieboszczki Unii Wolności, która z upodobaniem nazywała się partią "ludzi rozumnych", a która położyła spore zasługi w przywracaniu w Polsce socjalizmu realnego. To bardzo ładnie, że dygnitarze Kościoła aktywizują się w walce z wyzyskiem, ale byłoby jeszcze ładniej, gdyby okazali się bardziej spostrzegawczy i skierowali ostrze swej krytyki pod adresem głównego winowajcy.
Stanisław Michalkiewicz