Szkoły bez kawy i chipsów? MZ chce konkretnych zmian. Rewolucja nawet na stołówkach
Zmiany w szkolnych sklepikach i stołówkach są coraz bliżej. Ministerstwo Zdrowia szykuje nowe rozporządzenie, które może wyrzucić z placówek oświatowych nie tylko kawę, ale i większość popularnych przekąsek. Dla biznesu to sygnał: czas na radykalne przetasowania w ofercie.
Nowa rzeczywistość w szkolnych murach rysuje się coraz wyraźniej. Ministerstwo Zdrowia ruszyło z ofensywą. Resort chce nie tylko poprawić jakość żywienia dzieci, ale też wprowadzić jasne, rygorystyczne zasady gry dla firm działających w segmencie edukacyjnym. Nadchodzące przepisy oznaczają koniec wielu dobrze znanych produktów w automatach i sklepikach. To nie kosmetyczna korekta, ale zmiana kursu, która może kosztować. A kto nie zdąży się dostosować, zostanie w tyle.
Do tej pory była cichym bohaterem automatu w kącie korytarza. Teraz kawa najpewniej zniknie ze szkół i przedszkoli całkowicie. Według projektu rozporządzenia Ministerstwa Zdrowia, napoje zawierające kofeinę mają zniknąć z placówek oświatowych bez wyjątku. Dla operatorów vendingowych to utrata jednego z najlepiej rotujących produktów, który często był jednym z nielicznych generujących realny zysk.
Wysokomarżowy towar, dostępny o każdej porze dnia - kawa była w szkolnych automatach tym, czym hot dog na stacji benzynowej. Zakaz to nie tylko ubytek w ofercie, ale też sygnał dla całej branży: czas porzucić wygodne przyzwyczajenia.
Ministerstwo kierowane przez Izabelę Leszczynę nie kończy tylko na kawie. W grze są nowe limity zawartości cukru, tłuszczu i soli w produktach dopuszczonych do sprzedaży w szkołach. Brzmi technicznie, ale dla producentów oznacza to jedno: produkty muszą przejść selekcję, a wiele z nich z hukiem jej nie przejdzie.
Z badań przytoczonych przez portal dlahandlu.pl wynika, że mimo dotychczasowych ograniczeń, w wielu szkolnych sklepikach wciąż dominują przekąski wysokoprzetworzone. Nowe rozporządzenie to twardy reset, który wymusi kosztowną korektę w ofercie. Dla firm dostarczających do placówek oznacza to konieczność zmiany receptur, opakowań, a nierzadko całej strategii sprzedaży. Natomiast dla uczniów i nauczycieli zmianę przyzwyczajeń zakupowych na terenie placówek.
Nie tylko sklepiki będą musiały się dostosować. Reforma obejmie również szkolne stołówki, które - jeśli projekt wejdzie w życie - będą miały obowiązek serwowania co najmniej jednego posiłku roślinnego tygodniowo. I nie chodzi tu o sałatkę z ogórków, ale dania oparte na strączkach: soczewicy, ciecierzycy, fasoli.
To zmiana, która dla firm cateringowych oznacza konkretne wydatki. Powodem jest konieczność wprowadzenia szeregu zmian. Na stole tym znajdują się między innymi nowy sposób planowania jadłospisu, szkolenie personelu, dostosowanie zaplecza kuchennego. Cała rewolucja jedzeniowo-handlowa w szkołach ma odbyć się w czasie, gdy marże w sektorze żywienia zbiorowego są już mocno napięte.
Zgłaszanie uwag do projektu możliwe jest tylko do 18 lipca. Potem przepisy mogą wejść na legislacyjną ścieżkę bez powrotu. Jak podaje dlahandlu.pl, Ministerstwo Zdrowia zaprasza do udziału nie tylko szkoły i organizacje społeczne, ale też branżę handlową i spożywczą. Bo to właśnie te podmioty będą musiały ponieść ciężar dostosowania się do nowych realiów.
Ruchy resortu zdrowia nie są oderwane od światowych trendów - ale ich wdrożenie w polskich realiach oznacza głęboką zmianę w łańcuchach dostaw, logistyce i kalkulacjach biznesowych. Dla jednych - zagrożenie. Dla innych - otwarte drzwi do zupełnie nowego segmentu rynku.
W szkolnych korytarzach jeszcze pachnie kawą, a na półkach leżą znane przekąski. Ale ten krajobraz może się szybko zmienić. Na horyzoncie widać nie tylko zmianę przepisów, ale i nową ekonomię szkolnego żywienia. Kto pierwszy to zrozumie, ten sporo wygra.
Agata Jaroszewska