Życie po stoczni: To była prawdziwa okazja?
W 2008 roku podczas wiecu przed budynkiem zarządu złożono trumnę. Był kir, zwiędłe kwiaty i napis: Stocznia Gdynia 1922-2009. Dziś w dokach i halach ponownie się buduje i naprawia statki. I nie tylko...
Obserwując w słoneczny czerwcowy poranek bramę nr 2, przez którą w tej chwili można się dostać na tereny postoczniowe, trudno sobie wyobrazić, że to miejsce jeszcze nie tak dawno było świadkiem tak dramatycznych wydarzeń. - Zamykamy i otwieramy szlaban tak naprawdę wyłącznie ze względów formalnych, tzn. sprawdzenia przepustki. Ruch jest taki, że właściwie brama musiałaby być non stop otwarta - mówi jeden z ochroniarzy pilnujących dostępu na teren dawnej stoczni.
Dawnej, bo Stocznia Gdynia SA istnieje już tylko formalnie. Trwa bowiem nadal proces kompensacyjny mający na celu sprzedaż majątku stoczniowego i zaspokojenie roszczeń wierzycieli zakładu. Zdecydowana większość majątku znalazła już nabywców i w efekcie na terenach stoczniowych działa obecnie kilkanaście podmiotów.
Oczywiście do okresu największej świetności stoczni wciąż nie ma co nawiązywać. Ponad 2 tys. pracowników zatrudnionych przez firmy działające w stoczni to nic w porównaniu z kilkunastoma tysiącami w szczytowym okresie czy nawet sześcioma pod koniec jej działalności. Ale to przecież dużo lepiej, niż gdyby wśród stoczniowych dźwigów miały krzyczeć mewy.
To właśnie rosnące zatrudnienie w działających tu spółkach było największym powodem do radości dla przedstawicieli Ministerstwa Skarbu z ministrem Aleksandrem Gradem na czele, którzy wiosną wizytowali gdyńską stocznię.
- Cała Polska dziś widzi, że życie w stoczni gdyńskiej tętni - mówił z dumą Grad. - Widzimy działalność biznesową zorganizowaną w sposób nowoczesny, gdzie wiele podmiotów współpracuje ze sobą. Dodawał przy tym, że firmy działające w byłej Stoczni Gdynia są dobrze zorganizowane, produkują i zarabiają, płacą podatki, a polscy podatnicy nie muszą do nich dopłacać.
- Choć wiele osób uważało, że w tym miejscu będzie hulał wiatr, widzimy, że jest to miejsce, gdzie jest praca, gdzie budowane są statki i inne urządzenia, a ludzie, którzy odchodzili ze stoczni, mogą do tych firm wracać - zapewniał Grad.
Zwiedzając wówczas stocznię, wielu towarzyszących ministrowi gości szeptało między sobą ironicznie, że na wizytację z centrali nowi stoczniowcy przygotowali się wzorowo. A jak wygląda stoczniowa codzienność?
Praktycznie dla wszystkich nabywców mienia "postoczniowego" była to znakomita okazja do zyskania terenów dających im nowy impuls do rozwoju. Tego nikt tu nie ukrywa.
- Wiele firm działających w tym rejonie z zainteresowaniem spoglądało na to, co się działo w stoczni, i liczyło na możliwość skorzystania z okazji uzyskania dostępu do stoczniowych doków. Tak samo było z nami i dlatego fakt, że udało się nabyć dwie działki, uważamy za duży sukces - mówi Andrzej Szwarc, dyrektor ds. rozwoju stoczni Crist, która nabyła w dwóch przetargach największą część terenów postoczniowych. Według niego, za przeniesieniem się do stoczni przemawiały przede wszystkim dwie kwestie - możliwość skupienia rozproszonej wcześniej działalności firmy w jednym miejscu, a przede wszystkim szansa na pozyskiwanie niedostępnych wcześniej zleceń, które wymagały dostępu do doków.
Piotr Lejman, prezes spółki Energomontaż- Północ Gdynia, spółki z grupy kapitałowej Polimex-Mostostal, która także ulokowała się na terenie dawnej stoczni, twierdzi, że nabycie części obszaru Stoczni Gdynia - tzw. rejonu montażu statków - wraz z suchym dokiem otworzyło spółce całkiem nowe możliwości rynkowe. - To dla nas duże wyzwanie i ogromne szanse na rozwój - podkreśla Lejman.
Ale apetyty rosną w miarę jedzenia i obaj nasi rozmówcy nie ukrywają, że już po kilku lub kilkunastu miesiącach obecności w gdyńskiej stoczni zaczyna się im robić tu ciasno. Liczba i zakres możliwych do pozyskania zleceń sprawiają, że konieczne będą dalsze inwestycje.
- Niewątpliwie nasze potrzeby są większe niż to, co mamy obecnie w stoczni, dlatego rozglądamy się za potencjalnymi miejscami z dostępem do wody, gdzie moglibyśmy realizować kolejne zlecenia. Niestety, takich miejsc nie ma zbyt wiele. Jeśli chcielibyśmy zaangażować się na przykład w energetykę wiatrową, to będzie to konieczne, gdyż takich projektów nie da się robić wewnątrz lądu - mówi Piotr Lejman.
Energomontażowi brakuje przede wszystkim zaplecza magazynowego, co ogranicza pole działalności w zakresie budowy urządzeń dla morskich farm wiatrowych. Aby liczyć na duże kontrakty z tej branży, trzeba mieć możliwość wyprodukowania znacznej liczby urządzeń - tego nie da się jednak zrobić bez kilkunastu hektarów, gdzie można by magazynować prefabrykaty.
Przedstawiciele obu spółek potwierdzają, że od początku działalności w stoczni na brak zleceń nie mogli narzekać. Crist realizuje w stoczni 20 zleceń. Do końca 2012 roku portfel zamówień jest już zamknięty, a w ciągu dwóch miesięcy firma zamknie także portfel na rok 2013. Na rok 2011 planowana sprzedaż sięgnie około 500 mln zł. - W roku 2012 planujemy wzrost o około 20 proc. i ta tendencja może się utrzymać także w kolejnych latach, bowiem potencjał techniczny tych terenów będzie się podnosił, a tym samym i nasza wydajność produkcyjna będzie coraz wyższa - prognozuje Szwarc.
Crist powstał jako typowa stocznia nastawiona na budowę i remonty tradycyjnych jednostek, ale prawdziwe zyski w tej chwili znaleźć można gdzie indziej. - Oczywiście mamy nadal swoich stałych klientów, dla których produkujemy jednostki takie jak promy fiordowe, statki holownicze czy rybackie, ale to nieduże kontrakty w porównaniu z projektami dla sektora offshore.
Chodzi o zlecenia na budowę elementów konstrukcyjnych dla morskich farm wiatrowych, jednostki obsługujące te farmy, statki przeznaczone dla sektora oil & gas, a także tradycyjne platformy wiertnicze. Dochodzą do tego także remonty lub zlecenia na przebudowę zbiornikowców na jednostki przeznaczone do takich właśnie celów.
Największe zlecenie realizowane w stoczni Crist to jednostka do budowy morskich farm wiatrowych dla konsorcjum Beluga-Hochtief Offshore. Będzie ona miała możliwość załadunku do 8 tys. ton, co umożliwi jej instalację ok. 40 turbin w ciągu roku. Zostanie wyposażona w dźwig, który będzie mógł podnieść masę 1500 ton.
Wartość zlecenia to prawie 200 mln euro. Budowa tradycyjnej jednostki to maksimum kilkadziesiąt milionów euro. Jeden taki nowoczesny statek już w stoczni Crist powstał i trafił na Morze Północne. W tym samym kierunku spogląda Energomontaż. Lada chwila rozpocznie się budowa fabryki do produkcji wielkogabarytowych elementów konstrukcji stalowych na potrzeby rynku offshore. Koszt tej inwestycji to około 50 mln zł, do czego trzeba też doliczyć 30 mln zł za samo nabycie terenu.
W fabryce staną trzy nowoczesne maszyny, jakich nie ma w całym basenie Morza Bałtyckiego. Celem inwestycji jest pozyskanie zleceń na budowę elementów platform wiertniczych, które byłyby na miejscu montowane i w całości wysyłane drogą morską do Norwegii.
Wartość takich projektów może sięgać stu milionów złotych i więcej. Spółka z nadzieją spogląda też na plany związane z rozwojem energetyki jądrowej. - Byliśmy wykonawcą kopuły reaktora do budowanej ostatnio elektrowni w Finlandii. Wiemy też, że jesteśmy na listach wszystkich potencjalnych dostawców technologii do planowanej elektrowni jądrowej - podkreśla Lejman.
Energomontaż nie odżegnuje się jednak od usług typowo stoczniowych. W doku stoi przeszło stumetrowy tankowiec, który przechodzi w spółce przegląd generalny. - Takich zleceń będzie coraz więcej, dok nie będzie stał pusty - zapewnia prezes spółki.
W Crist zaczynamy też prace nad uruchomieniem linii do prefabrykacji morskich siłowni wiatrowych. Będzie ona warta około 20 mln zł. Podobne plany snuje także prezes Energomontażu. A brak miejsca na magazynowanie wyprodukowanych elementów?
Okazuje się jednak, że z takimi trudnościami stoczniowe spółki próbują sobie radzić poprzez współpracę przy realizacji projektów, które każdą z firm z osobna z pewnością przerastają.
- Współpraca w tym gronie jest czymś naturalnym, bo znamy się wszyscy od wielu lat i nie zamierzamy rzucać sobie wzajemnie kłód pod nogi - zapewnia przedstawiciel firmy Crist.
Dotyczy to nie tylko współpracy przy realizacji konkretnych zamówień. Częstą praktyką pomiędzy sąsiadującymi ze sobą firmami jest dzierżawienie od siebie lub po prostu użyczanie określonego terenu lub infrastruktury pod realizację konkretnego zlecenia. Było to istotne szczególnie w pierwszych miesiącach po wprowadzeniu się do stoczni, gdy firmy próbowały jednocześnie produkować i przenosić działalność z innych miejsc.
- Zaczynamy już funkcjonować jak jeden zakład, bo chociaż jest to kilka samodzielnych spółek, to ich właściciele na co dzień się ze sobą spotykają. Doszliśmy po prostu do wniosku, że działając wspólnie, zyskamy więcej niż poprzez konkurencję pomiędzy sobą - podsumowuje dyrektor firmy Crist.
Ważną rolę w stoczni pełni Pomorska Specjalna Strefa Ekonomiczna. Została właścicielem części majątku stoczni i, co ważniejsze, podjęła się roli animatora współpracy między firmami.
- Pamiętajmy, że infrastruktura tego terenu nie była przystosowana do obsługi kilku różnych podmiotów. Naszym zadaniem jest właśnie doprowadzenie całości infrastruktury do stanu, w którym będzie ona wspomagać działalność firm, a nie ją utrudniać - mówi Jarosław Pawłowski, który w PSSE odpowiada za zarządzanie terenami stoczniowymi.
A pracy jest sporo. Drogi nie są przystosowane do obsługi tak dużego natężenia ruchu ciężkich pojazdów, brakuje parkingów. Jeszcze gorzej jest z dostępem do mediów.
- Zdarzały się już sytuacje, kiedy zimą ze względu na awarie czy przerwy w dostawach energii elektrycznej czy gazu musieliśmy wstrzymywać prace - przyznaje prezes Energomontażu. Pawłowski zapewnia, że wszystko jest na dobrej drodze, żeby już niebawem takich problemów nie było.
- W tej chwili kończymy uzgadniać z poszczególnymi inwestorami plan wszystkich inwestycji. Powinien on zostać zaakceptowany przez władze miasta jeszcze w tym roku.
Do końca tego roku ma działać nowoczesna sieć ciepłownicza. Sieć energetyczną Energa zobowiązała się zmodernizować do połowy 2012 roku. Prace nad inwestycjami drogowymi rozpoczną się w przyszłym roku.
PSSE ma także własne pomysły na zagospodarowanie części majątku stoczniowego. Chodzi o przystosowanie budynków biurowych do aktualnych standardów i wynajem powierzchni.
Planuje się przygotowanie hal, w których spółki z powstającego Parku Technologicznego mogłyby wdrażać swoje projekty.
Strefa chce też zmodernizować jeden z budynków z pomocą środków unijnych i zlokalizować w nim centrum wystawienniczo-konferencyjno-szkoleniowe. Ma to być także miejsce przyciągające działalność kreatywną.
- Mamy już pierwszego chętnego do ulokowania się w tym budynku. Jest to studio filmowe BreakThru Films - mówi z dumą Pawłowski. Ludzie w stoczni wierzą, że to miejsce najlepsze czasy ma dopiero przed sobą i już niebawem przestanie się kojarzyć z wielką prywatyzacyjną porażką.
Marcin Szczepański