Remont mieszkania - wspólna akcja Habitat for Humanity i Procter & Gamble
Jadę w okolice Pola Mokotowskiego, ciesząc się słonecznym porankiem w Warszawie. To właśnie tu już wkrótce zamieszkają beneficjenci programu mieszkaniowego fundacji Habitat for Humanity, prowadzonego wraz ze Społeczną Agencją Najmu i przy wsparciu wolontariuszy z firmy Procter & Gamble.
Okolica jest cicha, blok znajduje się w otoczeniu zieleni. Już przed klatką witają mnie pracownicy w kaskach i rękawicach. Lokal nietrudno odnaleźć, prace remontowe idą pełną parą. W mieszkaniu spotykam młodych ludzi w biało-niebieskich koszulkach z logiem fundacji Habitat for Humanity oraz firmy Procter & Gamble, producenta takich marek jak Gillette®, Head&Shoulders®, Pampers® czy Oral-B®.
Odnajduję Małgorzatę Mejer, menedżer ds. komunikacji korporacyjnej w Europie Centralnej w P&G. Zaczynamy rozmowę, jednak słowa zagłuszają dźwięki młota i wiertarki, a ściana za mną zaczyna się niepokojąco ruszać. Przenosimy się na klatkę schodową, dołącza do nas koordynatorka ds. wolontariatu z ramienia Habitat for Humanity, Magdalena Więch.
- Mieszkanie to podstawa bezpieczeństwa każdego człowieka - zaczyna Małgorzata Mejer z firmy P&G. - Nasze produkty najczęściej używane są w domu. Chcielibyśmy, żeby poprawa jakości życia, którą sobie stawiamy za cel, sięgała jeszcze głębiej. Pomagamy więc osobom, którym tę podstawę jest trudno zbudować.
Pracownicy firmy P&G pojawili się w mieszkaniu jako wolontariusze. Współpraca z fundacją trwa już od pięciu lat. Tym razem mają pomóc Habitat for Humanity doprowadzić dwa lokale w Warszawie do stanu użyteczności, by później mogli w nich zamieszkać beneficjenci akcji. Te niecodzienne obowiązki wykonują w ramach swojej pracy w korporacji, na czas wolontariatu otrzymują dni wolne. Jak się dowiaduję, firma P&G chętnie wspiera tego typu inicjatywy.
- Mamy bardzo różne projekty wolontariackie. Jedni sadzą drzewa podczas Tygodnia Ziemi, inni remontują mieszkania. Mamy też program grantowy. Przekazujemy pewną pulę pieniędzy pracownikom, którzy na co dzień są zaangażowani w różne projekty społeczne - wylicza Małgorzata Mejer. - Nigdy nie mamy problemu, żeby zapełnić miejsca wolontariackie, jest wręcz przeciwnie, funkcjonuje zasada "kto pierwszy, ten lepszy". Z 50 miejsc, które mieliśmy do dyspozycji, pierwszych 20 zapełniło się w ciągu dwóch godzin. Chętni do pomocy znajdują się zawsze.
Wolontariusze robią niemal wszystko: skuwają i kładą kafelki, rozbierają ściany, budują ścianki działowe, kładą gładź, malują. Nie pracują jednak sami. Wśród nich spotykam panów, którzy doskonale wiedzą, co robić i czuwają nad przebiegiem prac. Habitat for Humanity zapewnia specjalistów. To właśnie oni nadzorują remont, a także zajmują się instalacją elektryczną i wodno-kanalizacyjną. Jednak praca wolontariuszy i wsparcie fundacji to przecież nie wszystko. Remont mieszkania wymaga nakładów finansowych.
- Część pomocy to praca wolontariacka, część pieniędzy pochodzi z darowizny naszych partnerów, właśnie takich jak P&G, a część materiałów pozyskujemy od naszych stałych darczyńców. Zależy nam na tym, żeby koszt budowy był obniżony, ponieważ nasi beneficjenci sami pokrywają niektóre wydatki. Otrzymują na to od nas nieoprocentowany kredyt, który są w stanie udźwignąć i powoli spłacić. Potem płacą również niewielki czynsz. Nie chodzi o to, by darować komuś mieszkanie, ważna jest współpraca. Zależy nam, by byli oni partnerami w tym procesie - zaznacza Magdalena Więch z Habitat for Humanity.
Celem fundacji jest wsparcie osób, które znalazły się pod kreską, ale dzięki pomocy zyskują wolę i siłę do walki, by za dwa czy trzy lata zacząć radzić sobie samodzielnie.
- Podczas większości projektów beneficjenci są obecni na budowie. Widząc wolontariuszy, zyskują niesamowitą siłę i poczucie, że nie są pozostawieni sami ze swoimi problemami. Z kolei pracownicy zmuszeni są do refleksji: "To mogłem być ja, każdy może znaleźć się w ciężkiej sytuacji". To daje inne spojrzenie na swoją pracę i życie - dodaje Magdalena Więch.
Gdy wracamy do mieszkania, ściany, przy której stałam, już nie ma. Dwie młode pracownice firmy P&G usuwają jej pozostałości. Przy zabezpieczaniu futryn i rogów zastaję Paulinę Sykut, ambasadorkę tegorocznej akcji. Udaje mi się zamienić z nią parę słów:
- Czaję się na malowanie i na szpachlowanie, bo ja jestem trochę artystka! Maluję prywatnie, a malowanie ścian jest bliskie malarstwu artystycznemu - mówi ze śmiechem, po czym dodaje już poważnie: - Jak popatrzyłam na to mieszkanie, to wspominałam własne dzieciństwo. Fajnie jest wspierać potrzebujących. To jest podstawowy powód, dla którego działam. Pochodzę z ubogiej rodziny, pamiętam ludzi, którzy nam pomagali. Czasem przyszedł ktoś pomalować nasze mieszkanie. Nic za to nie chciał, gdyż wiedział, że moja mama jest w trudnej sytuacji. Jak robi się coś dobrego, to człowiek czuje się lżejszy, uśmiechnięty. To jest dobre nie tylko dla tych, którym się pomaga, ale i dla nas samych.
Gdy wychodzę z mieszkania, Paulina chwyta za wałek malarski. Prace potrwają jeszcze parę dni, ale już wkrótce w tym miejscu zostaną stworzone normalne warunki do życia. Przypomina mi się poruszająca książka Filipa Springera "13 pięter" o problemach mieszkaniowych w Polsce. Łatwo nie jest nawet młodym ze stabilną sytuacją zawodową, nie mówiąc już o osobach starszych czy samotnych matkach. Rodzina, która zamieszka w tym lokalu, miała ogromne szczęście, że trafiła na ludzi, którzy chcą pomagać.
Aleksandra Pospiszyl