10 miliardów do wzięcia
Rząd Hiszpanii będzie zmuszony wprowadzić plan ratunkowy dla krajowego budownictwa. Ma on zatrzymać spadające zatrudnienie w sektorze budowlanym.
Gabinet Jose Luis Zapatero chce pożyczyć od Publicznego Instytutu Kredytowego (instytucja ministerstwa finansów zwykle promująca nowe technologie i ekologiczne źródła energii) 10 mld euro. Pieniądze te mają trafić do firm budowlanych i właścicieli domów i ulżyć im w zaczynającym się kryzysie. Rząd chce też dać obywatelom 400 euro na głowę w formie upustu podatkowego.
Nie cały jednak hiszpański rząd myśli w ten samo sposób. Minister finansów Pedro Solbes przestrzega przed sięganiem po publiczne pieniądze, co w efekcie może powiększyć różnicę w oprocentowaniu 10-letnich obligacji w Niemczech, Włoszech i Hiszpanii (do 60 punktów bazowych) i wielkie perturbacje skarbu państwa. Zagrożona może być nawet wysokość deficytu (teraz na poziomie 10 procent PKB). Skutkiem tego pieniądze mają ostatecznie dotrzeć do potrzebujących przedsiębiorstw, ale w formie pożyczek a nie subsydiów.
Z gospodarką hiszpańska trzeba postępować zdecydowanie - w styczniu przybyło 132 tys. bezrobotnych, sprzedaż nowych samochodów spadłą aż o 12,7 procent, od czerwca co miesiąc spadają ceny domów. Mogą to być oznaki nadchodzącej recesji. Problemy sektora budowlanego (12,6-proc. udział w PKB, najwięcej w Europie) to prawdopodobne problemy całego kraju.
Akcja rządu Zapatero ma też wyraźny akcent polityczny. 9 marca w Hiszpanii będą wybory i kłopoty wielkich firm budowlanych byłyby rządzącej ekipie bardzo nie na rękę. Dlatego też grupom budowlanym Llanera i Ereaga zawieszono spłatę zadłużenia... Jak socjalizm to socjalizm.
(KM)