Co zbliża Kraków do Londynu?

Ceny mieszkań w Krakowie wzrosną w tym roku nie tak dynamicznie, jak w poprzednich latach. W dalszej perspektywie spodziewana jest stabilizacja cen, a nawet ich spadek w związku z wycofywaniem zagranicznego kapitału spekulacyjnego, poszukującego zysków w innych europejskich miastach.

Krakowscy specjaliści rynku nieruchomości uważają, że średnio w tym roku mieszkania zdrożeją od 5 do 10 proc. w mało prestiżowych lokalizacjach na obrzeżach, do 30 proc. w najlepszych miejscach w ścisłym centrum. Średnia cena za metr kwadratowy ustabilizuje się na poziomie 8-9 tys. zł, przy czym popularne mieszkania będą kosztować od 6 tys. za metr kwadratowy, a luksusowe apartamenty mogą kosztować nawet ponad 16 tys. zł za metr kwadratowy.

- Rynek w Krakowie będzie się stabilizował i nie będzie odnotowywał już tak spektakularnych wzrostów, jak np. w zeszłym roku, kiedy to mieszkania podrożały średnio o 30 proc. Z powodu mody na Kraków nadal mocno drożeć będą luksusowe apartamenty w centrum miasta, kupowane przez obcokrajowców oraz bogatych Polaków - powiedział analityk rynku nieruchomości Piotr Krochmal.

Reklama

Według niego, w Krakowie nadal obserwuje się nadwyżkę popytu nad podażą, choć ich liczba na rynku zmniejsza się. O ile w 2005 roku deweloperzy oddali do użytku 4,6 tys. mieszkań, to rok później było to już 6,6 tys. W tym roku będzie to podobna liczba lub większa.

- W Krakowie można już kupić od ręki gotowe mieszkanie na rynku pierwotnym, co jeszcze niedawno było nie do pomyślenia. Ludzie kupowali wtedy przysłowiową "dziurę w ziemi", inwestycje nie posiadające nawet pozwolenia na budowę - ocenił Krochmal.

Według niego, nadal największym powodzeniem cieszą się małe mieszkania od 40 do 50 m kw., co wynika z ograniczonej zdolności nabywczej mieszkańców. Pod tym względem Kraków jest najdroższym miastem w Polsce - za średnią krakowską pensję można kupić 0,4 metra kwadratowego nowego mieszkania. Wskaźnik ten zbliża gród Kraka do Londynu, gdzie średnia tamtejsza pensja pozwala na nabycie 0,35 metra kwadratowego.

- To pokazuje, że dochodzimy do ściany. Tego poziomu nie mogą już przyjąć nawet dobrze zarabiający Krakowianie, których stać na kredyty - dodał ekspert.

Według niego, w ciągu kilku następnych lat możliwa jest nawet 20 proc. korekta cen. Będzie to związane z wychodzeniem z Krakowa zagranicznego kapitału spekulacyjnego, dla którego nadchodzi najlepszy czas na realizację zysków z inwestycji i skierowanie ich na europejskie rynki wschodzące.

Na rynek wtórny, po 10-letnim okresie karencji, trafi też wiele mieszkań kupowanych z ulgą podatkową pod wynajem.
- Pierwsza iskra wywoła lawinę - może to nastąpić już w przyszłym roku - przewiduje Krochmal.

Ekspert rynku nieruchomości Małgorzata Petry Węcławowicz przywołuje przykład Irlandii, w której nastąpiła korekta cen nieruchomości.
- Mieszkania w Krakowie jeszcze są bezpieczną inwestycją, ale w ciągu najbliższych trzech lat można się liczyć ze spadkiem cen sięgającym nawet 30 proc. w najsłabszych lokalizacjach - powiedziała.

Według niej, za dalszym wzrostem cen mieszkań w Krakowie przemawia jednak moda na to miasto wśród inwestorów zagranicznych i wzrost liczby zamożnych Polaków. Czynniki te windować będą ceny luksusowych apartamentów. Za stabilizacją cen przemawia natomiast m.in. wzrost liczby mieszkań do sprzedania na rynku, wyśrubowanie ich cen do poziomu trudno akceptowalnego przez nabywców oraz rozwój budownictwa jednorodzinnego na obrzeżach miasta i w sąsiednich gminach. Z kolei korektę cen mogą przenieść wahania na rynku i zewnętrzne impulsy, np. zmiana stóp procentowych.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Kraków | ceny mieszkań | mieszkanie | nieruchomości
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »