Ile trzeba dopłacić za nowy lokal?
Średnie ceny transakcyjne nowych lokali zwykle są wyższe. Dane Narodowego Banku Polskiego wskazują, że różnica na korzyść rynku wtórnego może wahać się od kilku do kilkudziesięciu procent. W jednej z krajowych metropolii średnia dopłata do nowego metrażu nie przekracza 5 proc. Na mieszkaniowej mapie Polski znajdują się też miasta, w których różnica cenowa pomiędzy rynkiem pierwotnym i wtórnym jest wyższa od 30 procent...
Dzięki informacjom zebranym przez NBP można łatwo obliczyć, jakie było zróżnicowanie średnich cen transakcyjnych nowych i używanych lokali (od I kw. 2013 r. do III kw. 2014 r.). Wyniki zaprezentowane na poniższym wykresie dotyczą dziesięciu największych miast kraju. W tej grupie uwagę zwracają głównie dwa ośrodki miejskie - Kraków i Katowice. W stolicy Małopolski analizowana różnica od początku 2013 r. nie przekracza 5 proc. Jej poziom trzykrotnie był nawet niższy od zera. To oznacza, że w I kw., III kw. i IV kw. 2013 r. wyższe ceny transakcyjne miały używane lokale.
Niewielkie zróżnicowanie przeciętnych kosztów zakupu 1 mkw. można zaobserwować także na warszawskim rynku pierwotnym i wtórnym. Podobnie jak w przypadku Krakowa różnice związane z lokalizacją nowych oraz używanych mieszkań obniżają ogólny wynik. Konkurencyjność cenowa budowanych "M" często jest rezultatem dużej odległości od centrum miasta. Intensywna zabudowa peryferyjnych części Warszawy i Krakowa (np. Białołęki oraz Dębnik) przyczynia się do obniżania średniej ceny transakcyjnej na rynku pierwotnym. Wspomniane zjawisko jest mniej widoczne w miastach, które cechują się niższym kosztem zakupu dobrze zlokalizowanych gruntów inwestycyjnych (przykłady: Poznań, Wrocław i Gdańsk).
Informacje zamieszczone w poniższej tabeli potwierdzają, że bardzo duża rozbieżność cenowa występuje na terenie Katowic, Bydgoszczy i Łodzi (odpowiednio: 40,75 proc., 36,51 proc. i 38,68 proc. w III kw. 2014 r.). Wspomniane miasta już od kilkunastu lat borykają się z poważnymi problemami o charakterze demograficznym (m.in. szybkim spadkiem liczby mieszkańców i ujemnym saldem migracji). W przypadku Łodzi dodatkowym problemem jest relatywnie wysoki poziom bezrobocia.
Wymienione czynniki sprawiają, że istniejący zasób lokali jest coraz większy w stosunku do zapotrzebowania mieszkańców Katowic, Łodzi i Bydgoszczy.
Taka sytuacja stabilizuje ceny używanych mieszkań na niskim poziomie. Presja cenowa ze strony rynku wtórnego ogranicza liczbę inwestycji deweloperskich. Trzy analizowane miasta nie bez przyczyny wyróżniają się niewielką liczbą ukończonych i rozpoczętych lokali w przeliczeniu na 1000 mieszkańców. Pod koniec 2013 r. ten wskaźnik wyniósł 2,94 (Łódź), 4,69 (Katowice) i 5,08 (Bydgoszcz). Analogiczne wyniki dla Warszawy, Krakowa, Wrocławia i Gdańska to 12,25, 18,07, 17,83 oraz 16,00 (patrz poniżej).
Zaprezentowane wyniki nie uwzględniają kosztów wykończenia, które musi ponieść nabywca nowego "M". Większość mieszkań na krajowym rynku pierwotnym wciąż jest oferowana w stanie deweloperskim - mówi analityk portalu. Tę przewagę rynku wtórnego w pewnym stopniu może zrównoważyć fakt, że część używanych lokali wymaga sporych nakładów. Mieszkania do generalnego remontu na największych rynkach stanowią 20-25 proc. całej sprzedaży. Odsetek lokali wymagających odświeżenia jest zbliżony.
Różnice pomiędzy nowymi i używanymi mieszkaniami dotyczą również takiej kwestii jak energochłonność. W przypadku powstających budynków wielorodzinnych roczne zużycie energii pierwotnej na ogrzewanie i przygotowanie ciepłej wody nie przekracza 100-110 kWh/mkw. Kamienice oraz bloki wybudowane w technologii wielkopłytowej cechują się energochłonnością większą o 150-250 proc. Ich kompleksowa termomodernizacja (m.in. ocieplenie ścian) pozwala na obniżenie wspomnianej wartości do 50-60 proc. W dłuższej perspektywie czasowej nawet taka różnica energochłonności będzie skutkowała znacznie wyższymi kosztami eksploatacji używanego mieszkania.
Andrzej Prajsnar
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze