Na razie nieźle radzimy sobie z rosnącym wkładem własnym kredytów
Wyniki akcji kredytowej za I kw. 2016 zdają się wskazywać, że podwyższony wkład własny nie jest przeszkodą dla polskich kredytobiorców. Na dobre dane odnośnie kredytów z pewnością przełożył się program MDM, równocześnie jednak poprawia się struktura wskaźnika LtV, co oznacza, że kredytobiorcy wykładają coraz większy wkład własny.
Z danych raportu Amron - Sarfin dla Związku Banków Polskich wynika co prawda, że w I kw. 2016 liczba zawartych umów zmniejszyła się w stosunku do wcześniejszego kwartału o ponad 8 proc., a ich wartość o blisko 11 proc. jednak rok do roku wyniki te są lepsze odpowiednio o 6,09 i 5,07 proc.
Z pewnością stosunkowo dobre dane odnośnie kredytów wynikają z chęci klientów, by skorzystać jeszcze z programu MDM, zanim środki na ten rok się skończą, co jak wiemy już się stało. Wkrótce wstrzymane zostanie przyjmowanie wniosków o dopłaty na 2017.
Program MDM, który jest obecnie głównym motorem zamachowym popytu zbliża się ku końcowi. Oznacza to, że klienci banków będą już - bez wsparcia państwa - musieli samodzielnie radzić sobie z koniecznością sprostania wymogom kredytowym, zwłaszcza w kwestii wysokości wkładu własnego. Ten od przyszłego roku wyniesie już 20 proc. wartości nieruchomości.
Jak na tę chwilę Polacy dają sobie radę z zapewnieniem odpowiednich środków własnych na zakup mieszkania? Okazuje się, że póki co jest całkiem nieźle.
Ponad połowa kredytów przyznanych w pierwszym kwartale miała wskaźnik LTV (loan to value) mniejszy niż 80 proc. , co oznacza, że kredytobiorcy pokryli z własnych środków przynajmniej 20 proc. wartości mieszkania. Sukcesywnie spada udział kredytów z najniższym wkładem. Tych o wskaźniku LTV powyżej 80 proc. było w całej puli nieco ponad 47 proc. W stosunku do poprzedniego kwartału ich udział zmniejszył się o 2,25 p.p.
Natomiast kredyty z pozostałych kategorii wskaźnika LtV zyskały na popularności, tj. udział tych o wskaźniku LtV od 30 do 50 proc. wzrósł o 0,76 p.p. do poziomu 6,58 proc., a tych z LtV pomiędzy 50 a 80 proc. - do poziomu 34,94 proc., czyli o 2,34 p.p.
Czy takie wyniki oznaczają, że Polacy dysponują wystarczającymi środkami, by sprostać wymogowi rosnącego wkładu własnego? Wg przedstawicieli Związku Banków Polskich raczej są pokłosiem ciągle sporej popularności zakupów mieszkaniowych w celach inwestycyjnych.
"Okazję do zakupów na rynku mieszkaniowym - przy niskich cenach i rosnącej ofercie mieszkań na rynku pierwotnym - wykorzystują nadal ci, którzy dysponują gotówką lub wycofali swoje oszczędności z lokat bankowych oraz innych instrumentów finansowych i zainwestowali je w nieruchomości przeznaczane na wynajem. Rentowność z najmu nadal zdecydowanie przewyższa zwroty z lokat oferowane przez instytucje finansowe. Istotny udział - 10,86 proc. - kredytów o niskim wskaźniku LtV (poniżej 30 proc.) w strukturze nowo udzielonych kredytów mieszkaniowych świadczy również o tym, że tani kredyt jest wykorzystywany do sfinansowania remontów oraz modernizacji domów i lokali mieszkalnych nabywanych przed dekadą, w okresie boomu kredytowego" - napisano we wstępie do raportu.
Rzeczywistą odpowiedź na to, na ile polscy kredytobiorcy potrafią sobie poradzić z wysokim wkładem własnym poznamy w dalszej części roku, gdy nie będzie już możliwe finansowanie zakupów ze wsparciem MDM z puli tegorocznej. Najważniejszy test przyjdzie jednak od stycznia, gdy minimalny wkład wyniesie 20 proc. wartości nieruchomości.
Przy średnich cenach transakcyjnych w WGN na poziomie 6000 zł we Wrocławiu, 6500 w Krakowie i 7500 zł w Warszawie, przy zakupie 50 metrowego mieszkania daje to konieczność wyłożenia z własnej kieszeni.