Rynek mieszkaniowy odreagowuje po wcześniejszych rekordach

W I półroczu br. deweloperzy wprowadzili do oferty wiele nowych inwestycji w celu uniknięcia obowiązku prowadzenia rachunku powierniczego dla tych inwestycji.

Część z nowych inwestycji to tak naprawdę zapowiedź przyszłych realizacji, których budowa ruszy w przyszłym roku lub nawet w kolejnych latach. W zależności od koniunktury na rynku mieszkaniowym niektóre z tych inwestycji mogą nigdy nie powstać. Podobnie jest z inwestycjami planowanymi, które nie zostały jeszcze wprowadzone do oferty.

O I połowie br. tzw. cud statystyczny sprawił, że w ofercie pojawiło się dużo nowych inwestycji, których oficjalna sprzedaż rozpoczęła się na długo przed faktycznym startem budowy. Najnowsze dane zebrane z rynku deweloperskiego wskazują na fakt, że w III kwartale deweloperów zrewidowało swoje śmiałe zamierzenia inwestycyjne. Cześć z nich całkowicie zrezygnowała z planowanych realizacji (tu uzasadnieniem była z reguły trudna sytuacja finansowa dewelopera), choć zdecydowana większość jedynie przesunęła swoje plany w czasie.

Reklama

Wiele z obecnie sprzedawanych inwestycji zakończy się (w rozumieniu prac budowlanych) nie w przyszłym ale dopiero w 2014 r., mimo iż wcześniejsze deklaracje przewidywały z reguły końcówkę 2013 r. Zjawisko odkładania i przesuwania inwestycji w czasie w szczególności dotyczy tych projektów, które pozostają na bardzo wstępnym etapie (przed rozpoczęciem budowy) i samo przesunięcie nie pociąga za sobą żadnych znaczących kosztów.

Emmerson
Dowiedz się więcej na temat: nieruchomości | ustawa deweloperska | rynki mieszkaniowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »