Upadające wieżowce
Recesja zatrzymała realizację niektórych z najbardziej ambitnych projektów budowy drapaczy chmur.
W okresie rozkwitu globalnego systemu finansowego, czyli w czasach tanich kredytów i drogiej ropy naftowej, przez świat przelewały się tak ogromne rzeki gotówki, że niektórzy wręcz nie wiedzieli na co ją wydać. Wielu deweloperów, zwłaszcza z krajów Bliskiego Wschodu, które wzbogaciły się na ropie naftowej, mogło pozwolić sobie na zaplanowanie budowy superwieżowców, jakich świat jeszcze nie widział. Gdyby ich wizje zostały zrealizowane, to do 2020 roku, czyli w ciągu dekady, najwyższy ukończony budynek współczesnego świata, 509-metrowy Taipei 101, znalazłby się na 20. miejscu listy najwyższych budowli na Ziemi.
Na zdjęciach: 10 drapaczy chmur zburzonych przez gospodarkę
Na zdjęciach: 10 najwyższych miast świata
Na zdjęciach: Tydzień z księciem Alwaleedem
Na zdjęciach: Największe centra handlowe świata
Na zdjęciach: Kraje najlepsze dla biznesu, 2009
Jednak nic z tego. Załamanie się światowej gospodarki przynajmniej na jakiś czas położyło kres takim marzeniom, zwłaszcza na Bliskim Wschodzie. Dzięki cenom ropy rzędu 145 dolarów za baryłkę, w tym regionie świata realizowano najbardziej ambitne projekty - według Council on Tall Buildings and Urban Habitats, organizacji monitorującej postęp budowy najwyższych wieżowców świata. W niewielkich emiratach leżących nad Zatoką Perską zaplanowano wzniesienie do 2020 roku aż 10 z 20 najwyższych budynków świata.
W samym tylko Dubaju miało powstać sześć z nich, choć całe Zjednoczone Emiraty Arabskie mają łącznie poniżej 5 milionów mieszkańców. W Kuwejcie, kosztem 132 miliardów dolarów postanowiono zbudować zaprojektowane od podstaw miasto, nad którym miał górować drapacz chmur o wysokości 1001 metrów, co miało być symbolicznym nawiązaniem do Baśni z tysiąca i jednej nocy. Koszt budowy miał równać się wysokości rocznego produktu krajowego brutto.
Gdy wysechł strumień naftowej gotówki i skończył się zalew tanich kredytów, zwyciężył głos rozsądku. Na Bliskim Wschodzie wstrzymano wiele projektów budowlanych. Również w innych częściach świata przed deweloperami piętrzą się liczne przeszkody. Na przykład, rosyjską gospodarkę pogrążył gwałtowny spadek cen surowców; na położonych przed kryzysem gospodarczym fundamentach przeznaczonych dla 612-metrowej Moscow Tower prawdopodobnie powstanie kilka skromniejszych wieżowców.
Chicago Spire, czyli 609-metrowy apartamentowiec o połowę wyższy niż Sears Tower, również napotkał na problemy z finansowaniem, podobnie jak przedsięwzięcie zagospodarowania placu po nowojorskim World Trade Center. Manhattański sektor usług finansowych, zdziesiątkowany przez kryzys ekonomiczny, raczej nie czeka z utęsknieniem na miliony nowych metrów kwadratowych powierzchni biurowej. W raporcie przygotowanym ostatnio na zlecenie Port Authority of New York and New Jersey czytamy, że po ukończeniu wszystkich projektów związanych z odbudową World Trade Center, na Manhattanie powstanie tyle nowej powierzchni użytkowej, że zapełnianie jej biurami potrwa do 2037 roku.
Jednakże, jak mówi Marshall Gerometta, edytor bazy danych w Council on Tall Buildings and Urban Habitats, gdy gospodarka odbije się od dna, powróci zapotrzebowanie na drapacze chmur. - Jeszcze nie czas, aby mówić, że którykolwiek z tych projektów zostanie ostatecznie anulowany - stwierdza Gerometta. - Choć mam świadomość, że przemawia przeze mnie optymizm.
Na zdjęciach: Osiem ukrytych skarbów Bliskiego Wschodu
Joshua Zumbrun