Felieton Gwiazdowskiego. Czy państwo odpowiada za długość postępowań sądowych?
Natrząsam się tu od kilku już tygodni z przepisów o opodatkowaniu podatkiem dochodowym sprzedaży nieruchomości przed upływem pięciu lat od jej nabycia. Dziś taka ciekawostka: w "demokratycznym państwie prawnym urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej" te pięć lat nie liczy się wcale od momentu gdy podatnik zawarł akt notarialny i zapłacił deweloperowi za swoje mieszkanie. NSA uznał, że termin biegnie od momentu wpisania właściciela do księgi wieczystej - taki wpis ma bowiem charakter konstytutywny.
To prawda - ma charakter konstytutywny dla prawa cywilnego. Ale przecież mamy "autonomię prawa podatkowego". NSA swój sprawiedliwy wyrok (bo przecież zgodnie z konstytucją i ustawą o ustroju sądów administracyjnych wymierzają one sprawiedliwość) wydał w stanie faktycznym, w którym sąd wieczystoksięgowy pozostawił wniosek o wpisanie do księgi nowego właściciela bez rozpoznania, bo przy podziale geodezyjnym gruntu, na którym stał budynek, w którym podatnik kupił mieszkanie pojawił się jakiś błąd w numeracji działek. Procedury administracyjne i sądowe z jego naprawieniem trwały lat pięć. Więc podatnika, sprzedającego mieszkanie, za które zapłacił pięć lat wcześniej, i w którym przez pięć lat mieszkał postanowiono opodatkować.
Co prawda WSA w Olsztynie rację przyznał podatnikowi w jego sporze z fiskusem, ale NSA w wyroku II FSK 576/16 naprawił ten karygodny błąd sądu wojewódzkiego i wymierzył podatnikowi sprawiedliwość - czyli podatek. Oczywiście można deliberować, że przecież państwo nie może odpowiadać za błędy dewelopera i geodety. Ale za długość postępowań sądowych też nie odpowiada? Pewnie nie - bo to wina podatników którzy się pieniaczą i za dużo skarg składają. A co by się stało, gdyby sąd nie wpisał do księgi wieczystej właściciela z powodu zwykłego niedopatrzenia? Bo mu się gdzieś wniosek zawieruszył? Tez podatnik miałby płacić?
Ten wyrok NSA ma jednak konsekwencje nie tylko dla tych, którym się wydawało, że nie zapłacą podatku dochodowego od sprzedaży mieszkania na skutek upływu owych mitycznych pięciu lat od jego nabycia. Ma konsekwencje również dla tych, którzy nowe mieszkanie kupują i chcieliby skorzystać z tak zwanej "ulgi mieszkaniowej". Oczywiście nie jest to żadna ulga - pisałem już tu o tym kilka tygodni temu. Jak zamieniam mieszkanie, to nie mam przecież z definicji żadnego dochodu do opodatkowania. Ale często mieszkanie zamienia się de facto w taki sposób, że sprzedaje się komuś jedno a kupuje drugie od zupełnie kogoś innego. Jak między sprzedażą a kupnem nie miną trzy lata (do niedawna były to tylko dwa lata) to łaskawy fiskus nie opodatkuje przychodu ze sprzedaży. I nazywa to "ulgą". No chyba, że podatnik kupił mieszkanie od dewelopera, ale z niezależnych od niego powodów wpis do księgi wieczystej się przeciągnął poza tę granicę czasową od sprzedaży jego mieszkania. Wtedy "buli podateczek".
Teraz nam doszły covidowe komplikacje. Jak państwo ogłosiło epidemię i wszystko zamknęło, stanęły budowy i deweloper będzie miał poślizg - to też podatnik zapłaci. Krajowa Administracja Skarbowa wyjaśniła właśnie (interpretacja 0113-KDIPT2-2.4011.228.2020.2.AKU), że przewidziane w tarczy antykryzysowej zawieszenie terminów dotyczy tylko terminów procesowych, zaś terminy dotyczące ulgi mieszkaniowej to terminy materialne, które nie podlegają przywróceniu. Podatnik sprzedał nieruchomość w 2018 roku, przed upływem pięciu lat od nabycia. Zadeklarował, że chce skorzystać z ulgi mieszkaniowej i przeznaczyć pieniądze na zakup nowego mieszkania, na co miał czas do końca 2020 roku - wtedy był jeszcze termin dwuletni. W 2019 roku zawarł umowę deweloperską na zakup nowego mieszkania. Jednak w kwietniu 2020 roku deweloper poinformował go, że z powodu epidemii termin zakończenia robót budowlanych może się przesunąć. I dopiero wtedy można będzie podpisać umowę przeniesienia własności. Kiedy sąd dokona wpisu do księgi wieczystej - bo się porobiły zaległości - też nie wiadomo. Jest ryzyko, że się to może skończyć po 31 grudnia 2020 rok. Będzie musiał "zabulić podateczek".
Poważni eksperci zgodzili się tą interpretacją. I to ci sami, których widywałem paradujących w koszulkach z napisem Kons-TY-tuc-JA. Więc powtórzę, że próby opodatkowania podatkiem dochodowym podatnika, który de facto dokonał zamiany mieszkania nie uzyskując z tego tytułu żadnego przychodu, pod jakimś formalnym pozorem, są sprzeczne z art. 2 art. 30 i art. 75 Konstytucji. "Państwo prawne urzeczywistniające zasady sprawiedliwości społecznej" (art. 2) którego "władze publiczne prowadzą politykę sprzyjającą zaspokojeniu potrzeb mieszkaniowych obywateli" (art. 75) narusza "przyrodzoną i niezbywalną godność człowieka, która stanowi źródło jego wolności" (art. 30) opodatkowując zamianę mieszkania, w wyniku której podatnik nie uzyskuje żadnego przychodu. Może jednak to słowo "społeczna" przy "sprawiedliwości" ma decydujące znaczenie i sądy dokonują wykładni przepisów zgodnie z doktryną wypracowywaną w ubiegłych dekadach?
Robert Gwiazdowski, prawnik, przewodniczący Rady Programowej Centrum im. Adama Smitha