Felieton Gwiazdowskiego: Czy rzeczywiście Smith był zwolennikiem progresji?

Po mojej (prowadzonej tu przez ostatnie trzy tygodnie) krucjacie przeciwko progresji podatkowej usłyszałem, że przecież sam Adam Smith był jej zwolennikiem. Więc spieszę donieść, że nie był.

Rozważania Smitha na temat opodatkowania wpisują się w całość jego poglądów filozoficznych i ekonomicznych. Obrońcy progresji przywołują opinię Smitha, że "nie jest rzeczą nierozsądną, aby bogaci uczestniczyli w publicznych wydatkach nie tylko proporcjonalnie do swych dochodów, ale nieco powyżej tej proporcji".

Jednak stwierdzenie "stosownie do swych możliwości" pojawiło się w jako zaprzeczenie podatków nadmiernie wygórowanych i nie oznaczało bynajmniej zgody na różnicowanie opodatkowania. Gdy w Księdze V, w Rozdziale II, Części II "Badań nad naturą i przyczynami bogactwa narodów" Smith przystępuje do analizy podatkowej, omawiając podstawowe zasady podatkowe, pisze wyraźnie o "proporcjonalności" podatków.

Reklama

Cytat przytoczony dla uzasadnienia progresji pochodzi z uwag szczegółowych Smitha odnoszących się do "podatków od czynszu z domów". "Nieco powyżej proporcji" miało być opodatkowane jedynie komorne, co miało klasyczne, liberalne uzasadnienie ekonomiczne: komorne płaci się za używanie czegoś, co nie jest środkiem produkcji. Gdyby więc podatek od komornego był odpowiednio wysoki, większość ludzi starałaby się go uniknąć, zadowalając się w miarę możliwości mniejszymi mieszkaniami i obracając większą część dochodu na inne wydatki, bardziej produkcyjne i korzystniejsze z punktu widzenia całego kraju i społeczeństwa.

Smith bardzo wyraźnie stwierdził, że "poddani każdego państwa powinni przyczyniać się do utrzymania rządu w jak najściślejszym stosunku do ich możliwości, czyli proporcjonalnie do dochodu, jaki każdy z nich pod opieką państwa uzyskuje. Jednostkom, które składają się na wielki naród, wydatki rządowe wydają się podobne do wydatków administracyjnych współdzierżawców wielkiego majątku; wszyscy muszą w nich uczestniczyć proporcjonalnie do wielkości dzierżawy, jaka na każdego z nich przypada. To co nazywa się równością lub nierównością opodatkowania, polega na tym, czy się tej zasady przestrzega, czy też się ją lekceważy".

Zdaniem Smitha ściąganie podatków musi opierać się na pewnych niewzruszalnych zasadach: równości, pewności, dogodności i taniości podatków. Niestety, niektórzy "aktywiści" intelektualni (słowo "aktywiści" robi karierę, więc i ja się nim z lubością posługuję), przyznając mu rację, dokonują "nowoczesnej" wykładni tych zasad - a w szczególności pierwszej z nich.

Zasada równości podatkowej zakładała, że wszyscy podatnicy uzyskujący taki sam dochód powinni być tak samo traktowani, bez żadnych przywilejów. Była ona w istocie zasadą powszechnego opodatkowania. Miała więc charakter iście rewolucyjny i wpisywała się zarówno w filozofię, jak i praktykę polityczną XVIII wieku. Deklamowała zniesienie różnic i przywilejów stanowych i uzupełniała nową ideę równości wobec prawa. Podatki mieli płacić wszyscy, bez względu na pochodzenie i wszyscy płacący podatki mieli mieć takie same prawa. Początkowo oznaczało to w praktyce zaakceptowanie cenzusu majątkowego w rodzących się demokracjach w myśl zasady, że o sprawach państwa mogą wypowiadać się tylko ci, którzy łożą na jego utrzymanie. Było to wymierzone nie tylko w "uciemiężoną klasę robotniczą", jak widzieli to socjaliści różnej orientacji, ale także w zbankrutowaną arystokrację.

Z upływem czasu sytuacja uległa jednak zmianie. Postępy demokracji sprawiły, że coraz więcej do powiedzenia w państwie mieli ci, którzy najmniej przyczyniali się do jego utrzymania.

Carl Menger zauważył, że "nie ma większej nierówności, jak traktować na równi rzeczy nierówne. Jeżeli jest jedna cena za bilet tramwajowy, to jest nierówność, gdyż człowiek bogaty może zapłacić więcej. Tam gdzie mamy do czynienia z mechaniczną równością, powstaje duża nierówność". W praktyce nie sposób zróżnicować cen biletów tramwajowych w zależności od zamożności pasażera. Czy można w związku z tym mówić o równości w klasycznym tej zasady znaczeniu?

Jeżeli uznać, że osoby o różnych dochodach nie powinny być traktowane w taki sam sposób, gdyż zróżnicowanie ich dochodów uzasadnia różne ich traktowanie, to również należałoby uznać, że osoby uzyskujące taki sam dochód, które znajdują się w diametralnie różnych sytuacjach pod innymi względami powinny być zróżnicowane w sposobie ich traktowania przez prawo podatkowe.

Autor "Bogactwa narodów" nie używał terminu "equity" lecz "equality". Był też przeciwnikiem podatków bezpośrednich, a więc także podatku dochodowego, gdyż podatki takie wiążą się z uciążliwym badaniem i kontrolą podatników, co z jednej strony zagraża ich wolności, a z drugiej krępuje aktywność gospodarczą. Z jego prac można wywieść co najwyżej akceptację podatku dochodowego proporcjonalnego. Ten pogląd opiera się na ekwiwalentności korzyści (benefit) jaką podatnik uzyskuje, co pozwala traktować podatek jako "opłatę ponoszoną za udzieloną ze strony państwa ochronę".

Niestety, aktywiści lingwistyczni mają tendencję do przeinaczania znaczenia słów, a podatki progresywne traktują jako karę nakładaną na tych, którym się w życiu powiodło lepiej niż im. Więc przypomnę, że Dante w "Boskiej komedii" umieścił zawistników w gorszym miejscu czyśćca niż chciwców. Niestety, nie napisał nic o "aktywistach". Za jego czasów takimi jeszcze się nie przejmowano.

Robert Gwiazdowski, prawnik, przewodniczący Rady Programowej Centrum im. Adama Smitha



Felietony Interia.pl Biznes
Dowiedz się więcej na temat: podatki | Adam Smith | Centrum im. Adama Smitha
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »