Felieton Gwiazdowskiego. Jak zdefiniować życie, skoro nie udało się to z potrzebą mieszkaniową
W ubiegłym tygodniu zacząłem pisać o bzdurach w VAT i miałem dziś kontynuować ten wątek, ale twórcy i interpretatorzy przepisów podatkowych nie pozwalają mi zapomnieć o moim ulubieńcu - czyli podatku dochodowym.
Ci uczeni mężowie, którzy ustawy podatkowe studiują z takim namaszczeniem jak rabini i mułłowie święte księgi wiary, pochylili się nad problemem, czy zakup komórki przynależącej do mieszkania lub remont garażu pozwalają na skorzystanie z ulgi w PIT.
Już samo słowo "ulga" jest w tym kontekście przezabawne. Chodzi bowiem de facto o zamianę mieszkań. Nawet jak się z kimś zamienię fizycznie - jego na moje - to i tak w sensie prawnym jest to "odpłatne zbycie". A jak następuje ono przed upływem 5 lat od nabycia, to trzeba zapłacić podatek. Chyba, że się je "zamieni" i pieniądze ze zbycia przeznaczy na nabycie innego.
Jak się sprzedaje złoto, to nie trzeba kupić złota, żeby nie płacić podatku. Tak samo jest z obrazami czy dolarami. Bo nikt nie wie, że kupiłem złoto i nie wie, że sprzedałem. A jak sprzedaję mieszkanie, to opiekuńcze państwo dowiaduje się o tym od razu. Pozwala jednak łaskawie nie zapłacić podatku, gdy w ciągu trzech lat wydam pieniądze na własne "potrzeby/cele" mieszkaniowe. I to jest właśnie ta niby "ulga". Ulga od głupoty ustawodawcy, urzędników fiskusa i sędziów sądów administracyjnych, z których większość - o zgrozo - to byli pracownicy fiskusa.
O tym, jaka jest różnica między potrzebą a celem, już tu pisałem kilka tygodni temu. I o tym, że zakup mieszkania z miejscem garażowym nie jest ani celem, ani potrzebą mieszkaniową. Teraz się okazuje, że przynajmniej komórka jest. I remont garażu. Tak stwierdził właśnie Dyrektor Krajowej Informacji Skarbowej w jednej z indywidualnych interpretacji podatkowych.
To jeszcze bardziej skomplikowane od rozważań o tym, co znaczy pojęcie "człowiek", prawną ochronę życia którego zapewnia Rzeczpospolita - zgodnie z art. 38 konstytucji - którego interpretacja wywołuje tyle emocji. A przecież mieszkania z "komórką" kupuje rocznie więcej osób, niż poddaje się aborcji. Skoro jednak nie da się prosto określić, co to jest mieszkanie, to jak określić, co to jest "życie"?
A jak już mowa o życiu i śmierci, to możemy wrócić do VAT. Jak się człowiek rodzi, za kołyskę podatek wynosi 23 proc. A jak umiera - to trumna jest na 8 proc. Taka "polityka prorodzinna" - o której też wspomina konstytucja. Przy czym trumna jest na 8 proc. tylko razem z usługą pogrzebową. Za samą trumnę trzeba zapłacić 23 proc. Pewnie dlatego, że ludzie mogliby - w ramach "nielegalnej optymalizacji podatkowej" - kupować jedną trumnę i przerabiać na dwie kołyski.
Jak ustawa o VAT wchodziła w życie w lipcu 1993 roku, w sklepach pojawiły się zielone taczki. Były tańsze niż takie same czarne. Bo zielone były "rolnicze" - bez VAT. Ten absurd wyeliminowano dość szybko. Pozostały inne. Kawa espresso była droższa od latte - czyli takiego samego espresso z mlekiem. Bo stawka VAT zależała nie od tego, ile było kawy w kawie, a ile było mleka.
Zestaw hamburger, frytki i cola był tańszy niż taki sam hamburger, frytki i cola kupowane oddzielnie - bo w zestawie cola na 23 proc. kosztowała "grosik", za to droższe były frytki z hamburgerem - na 8 proc. Cena loda w wafelku lub kubeczku plastikowym była inna niż tych samych lodów w pucharku szklanym - bo te drugie były do zjedzenia na miejscu. Więc zrezygnowano z lodów w pucharkach i za pucharki robiły wafle w kształcie pucharków. Pączki miały stawki trzy - 5 proc., 8 proc. i 23 proc. - w zależności od tego, czy były "dietetyczne", jaki miały termin przydatności do spożycia i czy były sprzedawana w kawiarni do kawy czy na wynos.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
Dziś mamy postęp. Kawa zawsze jest na 23 proc. Ba - według nowego stanowiska fiskusa nawet pączek, który sam byłby na 8 proc., zamówiony razem z kawą będzie na 23 proc. Dlatego proszę się nie zdziwić, jak w kawiarni po lockdownie będziecie dostawali dwa paragony - jeden na pączka, drugi na kawę. Bo przecież fiskus jeszcze nie wie, że pączka i kawę kupiła ta sama osoba. Ale niedługo będzie wiedział. Spółka "Aplikacje Krytyczne" stworzyła oprogramowanie do kas fiskalnych przekazujące informacje fiskusowi online. Więc jak będziecie płacić kartą, to pewnie nie dostaniecie dwóch paragonów. Tylko jak zapłacicie gotówką. Ale od płatności gotówką mamy odchodzić.
Ostatnio opublikowano nowy "wykaz towarów i usług opodatkowanych stawką podatku wysokości 5 proc.". Obejmuje on "ryby i skorupiaki, mięczaki i pozostałe bezkręgowce wodne - z wyłączeniem homarów i ośmiornic". Dlaczego akurat homary i ośmiornice, a nie, na przykład, ostrygi? Chodziło o "ośmiorniczki" - kojarzone politycznie od czasów słynnych biesiad u Sowy. A homar? Może dlatego - zauważę nieskromnie - że od lat drażniłem Ministerstwo Finansów, podając go w licznych prezentacjach jako przykład "tradycyjnego posiłku biednych ludzi", który musi być opodatkowany obniżoną stawką 5 proc. Teraz ostentacyjnie ją podwyższyli.
Biedni ludzie kupujący homary będą się musieli przerzucić na inne posiłki nadal opodatkowane stawką obniżoną. Na przykład wołowina Kobe (1000 zł/kg) z grzybami Matsutake (6000 zł/kg) i ziemniaczkami La Bonnotte (2500 zł/kg) - nadal mają stawkę 5 proc. Podobnie jak tuńczyk błękitnopłetwy (26 000 zł/kg). Nie! Zera mi się nie pomyliły. Oczywiście można tuńczyka błękitnopłetwego dopisać do homara i ośmiornic, ale mógłby zacząć być importowany - zgodnie zresztą z naukową klasyfikacją - jako "ryba makrelowata" - jak kiedyś taczki rolnicze. Więc - jak pisał Kisiel - socjalizm bohatersko zwalcza problemy nieznane innym ustrojom. Bo to wszystko dzieje się przecież w imię "sprawiedliwości społecznej". O tym, dlaczego to oszustwo napiszę w przyszłym tygodniu.
Robert Gwiazdowski, prawnik, przewodniczący Rady Programowej Centrum im. Adama Smitha