Którym podatnikom fiskus ma pomóc
Prawo i Sprawiedliwość zgłosiło do Sejmu pomysł zwolnienia z podatku dochodów z odsetek od lokat bankowych. Rząd odniósł się do niego negatywnie, argumentując że wprowadził on element powszechności opodatkowania, a projekt PiS przeciw temu zmierza. Odrębne zdanie wygłosił jednak wicepremier Waldemar Pawlak. Przed wyborami łatwo wywołać podatkowe zamieszanie.
Odsetki i inne przychody z rachunków i lokat długoterminowych oraz obligacji powinny być zwolnione z podatku dochodowego od osób fizycznych - przekonuje wicepremier i minister gospodarki, który jak dowiadujemy się ze specjalnego, wydanego w tej właśnie sprawie komunikatu, przedstawił już taką propozycję ministrowi finansów.
Pomysł sprowadza się do zwolnienia z podatku odsetek od środków zgromadzonych na rachunkach i lokatach o terminie zapadalności powyżej jednego roku, co - jak przekonuje wicepremier - byłoby zachętą dla obywateli do oszczędzania długoterminowego. I wpłynęło na stabilność systemu finansowego w Polsce. Na tym postulaty te się nie kończą. Poza odsetkami od lokat, zwolnienie miałoby dotyczyć także odsetek od obligacji, co z kolei - jak tłumaczy Waldemar Pawlak - miałoby pozytywny wpływ na obsługę długu publicznego oraz płynność sektora finansów publicznych.
Opodatkowanie odsetek od oszczędności lokowanych czy to w bankach, czy w obligacjach ma od momentu wprowadzenia tego podatku grono zagorzałych przeciwników. Głównie - co zrozumiałe - wśród inwestorów. Podatek od odsetek teoretycznie płaci każdy z nas, jeśli tylko trzyma jakieś środki w banku, a rachunek na którym to robi jest - co daj Boże, bo wcale nie jest to obecnie regułą - oprocentowany.
Dla większości obywateli bez zacięcia inwestorskiego podatek ten stał się jednak w ostatnich latach przeźroczysty. Po pierwsze dlatego, że nie muszą go samodzielnie rozliczać. Robi to za nich bank. Po drugie, oprocentowanie rachunków spadło na tyle, że trzeba naprawdę włożyć sporo pieniędzy na rachunek, żeby podatek ten w ogóle odczuć. Nie mówiąc już o tym, że część tzw. ROR-ów nie jest oprocentowana wcale. A gdy nie ma odsetek, nie ma też podatku. Gdy zaś jest, jest na tyle niski, że w porównaniu z pobieranymi przez banki z różnych okazji opłatami, wydaje się być niezauważalny. Gdy jednak do ulokowania mamy trochę więcej gotówki niż to co zwyczajowo trzyma się na bieżącym rachunku rozliczeniowym, czy jakimkolwiek innym służącym do obsługi bieżących płatności, podatek ten zaczyna nieznośnie przeszkadzać, poważnie obniżając zysk z inwestycji.
Argumenty tych, których podatek ten uderza po kieszeni można oczywiście zrozumieć. Płacenie podatków nie należy do przyjemności. Jest jednak konieczne. Nie rozumiem, w czym lepsze są dochody z obligacji, czy lokat od dochodów z pracy i emerytur, by od tych pierwszych podatku płacić nie trzeba było, a od drugich już tak.
Propozycja wicepremiera, poza tym, że wprowadziłaby do systemu podatkowego element niesprawiedliwości, ma także i taką wadę, że w rzeczywistości promowałaby oszczędzanie w stosunkowo krótkim przedziale czasowym. Wystarczyłyby lokaty na rok i jeden dzień by od podatku uciec. Jeśli zaś pomysł ten miałby w istotny sposób pomóc finansom publicznym i sektorowi finansowemu, powinien promować oszczędzanie w naprawdę długich przedziałach czasowych, czyli np. w okresie 10-letnim. To miałoby jakiś sens.
Zwolnienie odsetek od ponadrocznych lokat i obligacji uczyniłoby system opodatkowania odsetek od lokat bankowych, obligacji i z zysków giełdowych mocno niesprawiedliwym. Z jednej strony znalazłoby się grono inwestorów, których stać na to by znaczne kwoty zamrozić na dłuższy czas. Z drugiej strony mielibyśmy zwykłych obywateli zmuszonych do płacenia podatku od niemal każdego dopisanego do rachunków bieżących złotego oraz inwestorów giełdowych, płacących podatek od zysków kapitałowych. Podatek ten nie powinien być mylony z podatkiem Belki, który jest ryczałtem pobieranym od odsetek.
W Polsce na razie istnieje powszechność opodatkowania. A to oznacza, że od każdego zarobionego złotego powinniśmy płacić podatek (chociaż trzeba uczciwie przyznać, że wyjątków od tej zasady nie brakuje, a lista zwolnień podatkowych jest wyjątkowo długa). Skoro płaci go emeryt od emerytury, rencista od renty, sklepikarz od zysku, a pracownik od pensji, nie ma racjonalnego powodu, by nie robili tego inwestorzy giełdowi czy rentierzy żyjący z pomnażania posiadanego już kapitału.
Trzeba też pamiętać, że już dziś od odsetek od wielu lokat podatku się nie płaci. Głownie z powodu zaniechań rządu, któremu w ostatniej chwili zabrakło odwagi, by ukrócić tzw. lokaty antybelkowe. Trik polega na codziennym naliczaniu odsetek i takim rozkładaniu lokat, by odsetki nie przekraczały 2,49 zł. Od takich odsetek podatek liczony według stawki 19 proc. wyniesie 49 gr. A każdy podatek mniejszy niż 50 gr równany jest do zera. Takie manewrowanie gotówką opłaca się wtedy, gdy mamy jej odpowiednio dużo.
Resort finansów miał już gotowy projekt ukrócenia tego procederu. Zmiana miała polegać na przejściu w przypadku podatku Belki z zaokrągleń do pełnego złotego, na zaokrąglenia do pełnych groszy. Rząd projektem jednak się nie zajął, mimo dwukrotnych przymiarek i ostatecznie trafił on ku zaskoczeniu na półkę. Jedynym efektem powstania projektu jest zniknięcie z mediów natarczywego reklamowania takich lokat przez banki. Żonglowanie lokatami z jednodniową kapitalizacją odsetek trwa jednak nadal w najlepsze. Podobną pobłażliwością dla przejawów twórczej optymalizacji podatkowej fiskus nie chce się wykazać w starciu ze zwykłymi firmami. Tu każda umowa może stać się nieważna z tego tylko powodu, że skutkiem jej wykonania jest obniżenie należnego od firmy podatku. W przypadku firm działanie takie nazywane jest "obejściem prawa podatkowego".
Wspomniany na początku projekt PiS miał zrównać sytuację tych, których stać na anty-belkowe lokaty, z posiadaczami zwykłych rachunków bankowych. To oczywiście zły kierunek, wprowadza bowiem kolejne odstępstwo od zasady powszechności opodatkowania na rzecz nierówności między podatnikami. Propozycja wicepremiera Pawlaka zmierza jednak w gruncie rzeczy do tego samego. Dopóty dopóki polskie obligacje rządowe cieszą się znośnym zainteresowaniem inwestorów bez zachęt podatkowych, rozwiązania takie są przedwczesne. Do rozważenia byłyby natomiast wtedy, gdyby Polska zaczęła mieć problemy ze sprzedażą kolejnych transzy obligacji. Na to na razie się nie zanosi.
Marek Kutarba
Autor jest zastępcą redaktora naczelnego "Dziennika Gazety Prawnej"