Patologiczny tryb tworzenia ustaw podatkowych jedną z najważniejszych przyczyn kryzysu finansowego
Patologiczny tryb tworzenia ustaw podatkowych jest jedną z najważniejszych przyczyn kryzysu finansowego.
Często zastanawiałem się czytając uzasadnienia do projektów ustaw podatkowych, czy też zestawienia postulatów zgłoszonych w trakcie tzw. uzgodnień międzyresortowych tych projektów, co jest rzeczywistym celem owych regulacji.
Dotyczy to zwłaszcza podatku od towarów i usług oraz akcyzy, gdzie idzie o największe pieniądze, które można zarobić (lub stracić) dzięki ustawodawcy; warto więc wiedzieć po co tworzone są nowe przepisy.
Pierwszą, najprościej postrzegalną cechą tych dokumentów jest... brak jakichkolwiek merytorycznych treści: nie tylko dla postronnych czytelników - również dla zawodowców - przedstawione tam cele są albo zupełnie banalne albo nie mają nic wspólnego z treścią uzasadnianą w proponowanych przepisach. Jedno słowo jest używane prawie w co drugim zdaniu: "doprecyzować" - większość projektów zmian ma wyłącznie na celu owo "doprecyzowanie", bo stan dotychczasowy był (jakoby) niedostatecznie jasny (ciekawe dla kogo?), a owego "doprecyzowania" chórem domaga się bezimienna rzesza podatników.
Można nawet zaryzykować tezę, że uzasadnienia projektów ustaw są tak mętne lub napisane są w tak niezrozumiałym języku, że ich lektura jest stratą czasu.
Najbardziej spektakularnym dowodem tego stanu rzeczy jest praktyczna nieobecność uzasadnień ustaw w judykaturze: tu przecież - chcąc ustalić ratio legis - sąd powinien sięgnąć do oficjalnego uzasadnienia projektu aktu prawnego. Nie robi tego, bo nie ma tam czego szukać.
Podobny charakter mają upowszechniane w ostatnich latach "założenia projektów ustaw": po kilku zdaniach opisujących treść przyszłego przepisu, pojawia się "uzasadnienie", które niczego nie uzasadnia lub mówi o czymś bez związku z treścią proponowanych zmian.
Najlepszym tego przykładem są założenia dotyczące zmian w ustawie o podatku od towarów i usług przyjęte przez rząd w dniu 19 sierpnia br. dotyczące tzw. odwrotnego obciążenia: oczywiście "doprecyzowując" te przepisy wprowadza się "uszczelnienie systemu" polegające w tym przypadku na tym, że sprzedaż dzienna na rzecz jednego nabywcy w wysokości do 20 tys. zł netto (10 tys. zł przy więcej niż jednym punkcie sprzedaży) podatnikiem będzie dostawca, czyli musi wystawić faktury z 23% VAT.
Ale to ograniczenie ma niewiadomo dlaczego mieć zastosowanie tylko do niektórych towarów z załącznika nr 11 do ustawy a do innych nie. Dlaczego? Oczywiście oficjalnie nie wyjaśniono. Przyczyny podaje codzienna prasa, bo jakaś izba reprezentująca producentów stali przeciwstawiła się wprowadzeniu tego ograniczenia do swoich towarów i ... rząd ustąpił.
Aż dziw bierze, jaką mają oni siłę perswazji, bo w tym samym czasie, gdy producenci cydru chcieli - aby zagospodarować miliony ton gnijących jabłek - obniżenia akcyzy, resort odpowiedział twardo: nie, choć nie idzie tu o jakiekolwiek duże pieniądze.
Dlaczego tak się dzieje?
Odpowiedź jest wbrew pozorom prosta: tworzenie przepisów prawa podatkowego w Polsce polega na tym, że politycy, a przede wszystkim wysocy urzędnicy faktycznie piszący to, co później przyjmuje rząd i Sejm, lawirują między interesami tych, których dotyczą projektowane regulacje.
Kto z nich jest silniejszy, więcej hałasuje lub ma lepsze relacje z liderami politycznymi, tego postulaty są bez szemrania przyjmowane. Powstają więc przepisy będące jakimś zupełnie pokracznym kompromisem, bo na jakości prawa przecież nikomu nie zależy.
Kto jest głównym poszkodowanym tego stanu rzeczy?
Pierwszą, najważniejszą ofiarą tego pożal się Boże "procesu legislacyjnego" jest interes publiczny, bo przecież tam jego nikt nie reprezentuje. Drugimi są mali i nieważni, którzy nie mają pieniędzy na wynajęcie firm lobbingowych i czapkowania w odpowiednich gabinetach. Można nawet pokusić się o ogólną konkluzję: złe, wręcz głupie, nie chroniące interesu publicznego prawo podatkowe powstaje w chorej procedurze i to jest jedna z głównych przyczyn kryzysu finansowego naszego państwa, a przede wszystkim spadku dochodów budżetowych: w tym roku udział podatków w PKB będzie jeszcze niższy niż w zeszłym, czyli najgorszym rokiem w historii.
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych