Podatki czekają na prezydencki podpis
Podatki czekają już tylko na podpis prezydenta. Sejm zakończył głosowania nad senackimi poprawkami do ustawy. Parlament ostatecznie zdecydował o 50-proc. podatku dla najbogatszych.
Zgodnie z ustawą, połowę dochodów oddadzą fiskusowi wszyscy ci, którzy zarabiają powyżej 50 tys. zł miesięcznie. Senatorowie, zdominowani przez SLD, nie wnieśli tu żadnych poprawek.
Posłowie przyjęli tylko jedną istotną poprawkę zgłoszoną przez Senat - rolnicy nie będą płacić podatków od rent strukturalnych. Poza tym pracodawcy będą musieli płacić pełny podatek od bonów na świąteczne zakupy, które były dotąd popularnym gwiazdkowym prezentem dla pracowników. Resort finansów nie chciał się zgodzić na wprowadzenie ulgi, która w sumie kosztowałaby fiskusa ok. 150 mln złotych. Opodatkowane pozostaną również alimenty dla osób dorosłych. Alimenty dla dzieci są już zwolnione z podatku.
Aleksander Kwaśniewski zapowiedział już wcześniej, że podpisze ustawę - ma na to 14 dni roboczych. Jeśli jednak zmiany mają wejść w życie od przyszłego roku, to ustawę trzeba opublikować w Dzienniku Ustaw do końca miesiąca. Czasu więc pozostało niewiele.
Szacuje się, że w najwyższą stawkę podatkową wpadnie około 4 tys. Polaków. Czy te osoby rzeczywiście będą płacić tak wysoki podatek? To mało prawdopodobnie, jest bowiem wiele metod, by fiskusowi oddawać mniej. Można założyć firmę i płacić 19 proc. podatek albo zarejestrować się w raju podatkowym.
Jak się okazuje, daleko szukać nie trzeba. - Wiem, że na Podkarpaciu jest bardzo dużo pytań do firm podatkowych o możliwości przeniesienia rezydencji na Słowację. Tam podatek też jest 19 proc. wyjaśnia Rafał Antczak ekonomista CASE.
Posłowie uchwalając nową stawkę mieli usta pełne pięknie brzmiących haseł o konieczności dzielenia się bogatych z biednymi. Zareagowali jednak alergicznie, kiedy usłyszeli, że by wspomóc biednych mogliby sami zrezygnować ze swoich apanaży, na przykład wysokich odpraw.
- To nie jest wysoka odprawa - przekonywał Marek Wagner z SLD. Bo cóż to jest 27 tys. zł w obliczu groźby bezrobocia. - Gdybym nie startował w wyborach, nie został posłem, idę normalnie do urzędu pracy jako bezrobotny - dodał.