Połowa dla fiskusa?!

Lewica uderza w najbogatszych. Sejmowa komisja finansów przyjęła przed chwilą pomysł wprowadzenia nowej, czwartej 50-proc. stawki podatkowej. Połowę swoich dochodów fiskusowi oddawałyby osoby, które zarabiają ponad 250 tys. zł rocznie.

Posłowie już wcześniej dawali wyraz swej "radosnej twórczości" podatkowej. Pomysł podwyższenia podatku dla najbogatszych już raz się pojawił. Witold Hatka z Ligi Polskich Rodzin chciał obłożyć 85-proc. stawką dochody tych, którzy zarabiają miesięcznie 16 tys. złotych i więcej.

Pomysł absurdalny, ale jak widać bardzo stymulujący. Nie trzeba było długo czekać na reakcję lewej strony. Pojawił się pomysł nowego progu podatkowego. Propozycję zgłosiła SLD-owska posłanka Anna Filek, argumentując: Mam nadzieję, że te elity wyznają zasadę, że szlachectwo zobowiązuje i będą gotowi zapłacić od dochodów 50 proc. podatku.

Reklama

Jeśli nie stać nas na to, by w tak trudnej sytuacji państwa oszczędzić biednych, to nie oszczędzajmy też bogatych - tak swoje intencje objaśniała autorka poprawki, Anna Filek. To przynajmniej powinno nas być stać na to, żeby dołączyć do budżetu - dodaje Filek.

Posłowie spoza koalicji SLD-UP nie zostawiają na tym pomyśle suchej nitki: Intencje są cały czas takie same, czyli bolszewickie: zabrać bogatym, dać biednym - mówi Marek Zagórski z SKL. Zagórski nazwał te zakusy na dochody najbogatszych Polaków pomysłem głupim, który nie przyniesie planowanych do budżetu dochodów, ponieważ najbogatsi Polacy zaczną zarejestrować się w rajach podatkowych a państwowa kasa i tak nic nie dostanie.

Według Ministerstwa Finansów 50-proc. podatek obejmie ponad 27 tys. osób, których miesięczny dochód to ponad 20 tys. złotych. Jak ocenia resort, budżet ma na tym zarobić dodatkowo około miliarda złotych.

Rząd Millera miał do wyboru dwie możliwości, by napełnić kasę państwa. Mógł naprawiać finanse publiczne, przyspieszać prywatyzację i zmienić system podatkowy. Mógł też mocniej przykręcić podatkową śrubę. Wybrał wariant drugi: dużo łatwiejszy do przeprowadzenia.

Pomysł krytykują także przedsiębiorcy - motor wzrostu gospodarczego zakładanego przez rząd. To zarzynanie kury znoszącej złote jaja, bo jak w takiej sytuacji walczyć z szalejącym bezrobociem - mówią.

Jedyna szansa na to, aby ludzie zaczęli dostawać pracę - a to jest podstawowa kwestia - to jest to, żeby przedsiębiorcom chciało się inwestować i ryzykować. Nie ma innej drogi - przekonuje Henryka Bochniarz. A to proponowana przez SLD prowadzi tylko na manowce, bo pomysł SLD - według Bochniarz - grozi jedynie odpływem kapitału.

Gdzie tu więc logika, skoro rząd swój budżet 2004 oparł na optymizmie wzrostu gospodarczego?

A co o pomyśle lewicy sądzą przyszli ekonomiści? Opinii studentów Akademii Ekonomicznej w Krakowie wysłuchał reporter RMF Witold Odrobina.

RMF FM
Dowiedz się więcej na temat: posłowie | SLD
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »