Resort finansów chce obniżać podatki

Nie zdusimy gospodarki podatkami - zapewnia Halina Wasilewska-Trenkner, wiceminister finansów. Dlatego całkiem realne staje się obniżenie obciążeń firm z tytułu CIT, aż o 8 proc. i to już od 2004 r. Inna sprawa, że resort nie jest przekonany, czy pieniądze, które pozostaną u przedsiębiorców, zostaną spożytkowane na inwestycje.

Nie zdusimy gospodarki podatkami - zapewnia Halina Wasilewska-Trenkner, wiceminister finansów. Dlatego całkiem realne staje się obniżenie obciążeń firm z tytułu CIT, aż o 8 proc. i to już od 2004 r. Inna sprawa, że resort nie jest przekonany, czy pieniądze, które pozostaną u przedsiębiorców, zostaną spożytkowane na inwestycje.

"Puls Biznesu": Pani szef - Grzegorz Kołodko - ostatnio jasno daje do zrozumienia, że kieruje polityką gospodarczą rządu. Czy to oznacza, że powierzone kiedyś Pani stanowisko pełnomocnika rządu ds. reformy finansów publicznych już nie istnieje?

Halina Wasilewska-Trenkner: Istnieje, i nadal ja odpowiadam za reformę. Jest to jednak odpowiedzialność urzędnika. Za prowadzenie polityki rządu odpowiadają ministrowie konstytucyjni. Pełnomocnik rządu organizuje pewne sprawy, odpowiada merytorycznie, przygotowuje pole do podjęcia decyzji. Jednak pełną odpowiedzialność ponosi minister i rząd.

Reklama

- To kto w końcu wymyślił tzw. Program Naprawy Finansów Rzeczypospolitej?

- To jest praca zbiorowa. Jako pełnomocnik lansuję pewną linię postępowania oraz koordynuję proces tworzenia rozwiązań.

- Mamy rozumieć, że linia postępowania jest już znana i zaakceptowana? To jaka jest to linia?

- Jest już z grubsza znana, bo zestaw naszych propozycji nie jest sztywny i zamknięty. Wiadomo też, jaki jest kierunek reformy, choć nie można mówić o jednopunktowym celu. Od lat wiadomo, że trzeba uzdrawiać finanse publiczne, ale nie ma jednej, uniwersalnej recepty. Jedni chcą obcinać wydatki, ale nie zadają pytania, jaki będzie tego efekt. Inni nie chcą ruszać wydatków, tylko maksymalizować dochody oraz powiększać deficyt. Nie akceptują jednak faktu, że można to zrobić podnosząc podatki. Szukają innej drogi, a jej nie ma. A nikt nie zastanawia się, czy gospodarka wytrzyma zwiększenie podatków i czy poradzi sobie ze zwiększonym deficytem budżetowym. Nasz program, choć mówi o finansach publicznych, wykracza poza zwyczajowe zakresy tego pojęcia. Mówi o reformie zarówno dochodów, jak i racjonalizacji wydatków.

- Racjonalizacja wydatków to ładny termin - tylko czy on cokolwiek oznacza?

- Zacznijmy z drugiej strony - dochody budżetu, czyli podatki, muszą mieć poziom wynikający ze stanu gospodarki. Nie można jej dusić podatkami. Należy też tak dostosować poziom wydatków, by nie przekraczały pewnych granic.

Usiłujemy wykazać, że środki publiczne można wydawać skutecznie również na szczeblu samorządowym. Największym moim problemem jest jednak "sztywność" budżetu - aż 70 proc. wydatków nie zależy od ministra finansów. Kłopotem jest także zasada automatycznej waloryzacji i indeksacji świadczeń i innych wydatków. Naszym zdaniem, to nie jest zdrowy element w gospodarce i musieliśmy wypowiedzieć temu wojnę.

- Czy już ją wypowiedzieliście?

- Już wypowiedzieliśmy, ale to wymaga czasu i zmian w 120 ustawach. Konieczne jest także pozyskanie przyzwolenia społecznego i przekonanie rozwiązań parlamentu.

- Rząd już jest przekonany?

- Nasze propozycje zostały przyjęte "kierunkowo". Pracujemy więc nad nimi dalej. Nie znaczy to jednak, że wszystkie nasze propozycje zostaną przyjęte bez sprzeciwu. Należy jednak pamiętać, że w skali roku "odsztywnienie" wydatków może przynieść oszczędności rzędu 10-11 mld zł. To kwota wyliczona przy założeniu niskiej inflacji, którą w 2004 r. szacujemy na 2,6-2,8 proc. Z tego powodu proponujemy odejście od tych złych praktyk, poza waloryzacją rent i emerytur.

- A płace sferze budżetowej?

- One w tym roku rosną "na wyrost" realnie o 2 proc. Dlaczego więc mamy za rok powtarzać taką sytuację?

- Bo tak każą obowiązujące ustawyÉ

- Trzeba je więc zmienić. Mamy na to czas. Warto też pamiętać, że przy obecnej inflacji waloryzacja czy indeksacja z punktu widzenia indywidualnego beneficjenta jest praktycznie nieodczuwalna, ale w skali kraju jest to kwota niebagatelna.

- W Polsce potrzeba jednak nie tylko odejścia od automatycznych waloryzacji i indeksacji, ale bardziej oszczędnego i właściwego wydawania pieniędzy publicznych, np. na renty czy ubezpieczenia rolników. Czy tu cokolwiek się zmieni?

- Weryfikacja rent trwa od trzech lat, rocznie prawo do rent traci około 70 tys. osób. Konsekwencje ponoszą także lekarze, którzy nie przestrzegają prawa. Z uprawnieniami emerytalnymi sprawa jest trudniejsza, ponieważ są to prawa nabyte.

- Ale można robić to taniej, zmniejszyć liczbę funduszy, urzędników i biurokracji.

- To nie jest takie proste. System musi funkcjonować sprawnie.

- A zatem, czy w budżecie na 2004 r., który tradycyjnie Pani przygotuje, wydatki będą zdecydowanie wyższe niż w tym roku?

- Z kilku powodów muszą być wyższe. To wynika ze spraw, o których mówiliśmy, ale także z konieczności spełnienia wymagań związanych z wejściem do Unii Europejskiej.

- Skoro tak, to dochody też muszą wzrosnąć, by deficyt nie wymknął się spod kontroli. Z drugiej strony słyszymy o możliwości obniżenia podatku CIT. To jak w końcu będzie?

- Prowadzimy różne symulacje i wyliczenia. Doszliśmy na przykład do wniosku, że zmniejszenie podatku CIT do 19 proc.1 może w przyszłości dać wymierne korzyści. Nie mamy jednak pewności, że pieniądze, które pozostaną u przedsiębiorcy, zostaną spożytkowane na inwestycje. Z tego powodu nie można odpowiedzialnie powiedzieć, że obniżka CIT da oczekiwany efekt.

- Czy dlatego właśnie nie obniżacie podatków osobistych? Dlaczego resort tak silnie sprzeciwia się podatkowi liniowemu?

- Wprowadzenie podatku liniowego i likwidacji ulg oznaczałaby, że najbiedniejsi zapłacą wyższy podatek. Drugim problemem jest kwestia składki na Narodowy Fundusz Zdrowia - niska stawka podatkowa zmniejszy wpływy funduszu. Utrzymanie dotychczasowego poziomu wpływów oznaczałoby konieczność wprowadzenia wysokiej stawki podatku liniowego, a to nie ma sensu.

- To może przynajmniej rolnicy i pseudorolnicy zaczną płacić podatki jak wszyscy obywatele?

- Są dwie kategorie rolników: produkujący tylko na własne potrzeby oraz przedsiębiorstwa produkcyjne. Proponujemy wprowadzenie podatku dla tej drugiej grupy, jednak musimy rolnikom dać czas na przystosowanie się do nowych warunków. Istotna jest także specyfika produkcji rolnej, gdzie nie ma systematycznych dochodów. Rolnik angażuje dużo kapitału, a na jego zwrot czeka kilka miesięcy. Nie można więc nagle ich opodatkować, ponieważ mogą tego nie wytrzymać. Jedno wydaje się jednak przesądzone: docelowo zapłacą podatki na takim poziomie, jak pozostali przedsiębiorcy.

- I to wystarczy, by gospodarka rosła w tempie, które prognozuje minister Kołodko? Zdaje się, że tylko on sam w to wierzy. A Pani?

- Osiągnięcie 3,5-proc. dynamiki PKB w tym roku jest nadal realne. Musimy także pamiętać, że gdy wszyscy mówią, że gospodarka będzie rosła znacznie wolniej, to nie ma właściwego klimatu dla inwestycji. To działa jak samosprawdzające się czarnowidztwo. Rzeczywistość jest zaś inna; wskaźniki opisujące sytuację gospodarki w marcu informują o wzroście produkcji przemysłowej, niskiej inflacji i zmniejszeniu bezrobocia.

Puls Biznesu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »