Oto smutny efekt grania na strachu w polityce. Socjolog nie ma złudzeń

- Całość debaty publicznej skręca w ksenofobiczną, nacjonalistyczną stronę, co promuje siły radykalne - mówiła socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego i SWPS dr Dominika Blachnicka-Ciacek w rozmowie z PAP. Była pytana m.in. o wpływ eskalacji nastrojów antyimigranckich na poczucie bezpieczeństwa migrantów i uchodźców z Ukrainy. Stwierdziła, że jednym z głównych problemów jest "granie przez polityków na lęku obywateli".

- Migranci nie decydują się na mówienie w swoim ojczystym języku w środkach komunikacji miejskiej albo w przestrzeni publicznej - mówiła socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego i SWPS dr Dominika Blachnicka-Ciacek w rozmowie z PAP. Została zapytana o wpływ eskalacji nastrojów antyimigranckich na poczucie bezpieczeństwa migrantów i uchodźców z Ukrainy. 

Stwierdziła, że starają się nie wychylać oraz za wszelką cenę grają rolę "dobrych migrantów", żeby w oczach społeczeństwa przyjmującego uzasadnić swój pobyt w kraju.

Reklama

Socjolożka o nastrojach antyimigracyjnych w Polsce. "Cudzoziemcy nie czują się mile widziani"

W badaniach prowadzonych przez zespół Uniwersytetu SWPS wskazano, że zarówno Ukraińcy, jak i inni cudzoziemcy, nie zawsze czują się w Polsce mile widziani

- Słyszymy w rozmowach, że czasem czują się wykorzystywani nie tylko w pracy, ale też na poziomie życia codziennego - interakcje z Polakami nie zawsze są przyjemne. Mimo że jako społeczeństwo przyjmujące mamy oczekiwania, że migranci będą się integrować, to niełatwo nam przychodzi integrowanie się z innymi - zaznaczyła dr Dominika Blachnicka-Ciacek.

Dopytywana, z czego wynika trwająca eskalacja antyimigranckich nastrojów podkreśliła, "nie ma to swoich źródeł w realnej sytuacji związanej z rynkiem pracy". Co więcej, według niej można zauważyć nasączenie tematami migracji w przestrzeni publicznej. Sprawia to, że "wydaje się, że tych migrantów jest dużo więcej, niż w rzeczywistości, czyli między 15 a 20 proc".

Głównie są to osoby z Ukrainy, które "zdążyły się już zintegrować na rynku pracy i wbrew antymigranckim narracjom, nie są obciążeniem dla polskiego systemu świadczeń społecznych". Jak wyjaśniła ekspertka, nawet wśród grupy uchodźców wojennych, gdzie większość stanowią kobiety, odsetek aktywnych zawodowo to 69 proc., co ma być na bardzo podobnym poziomie, jak w ogólnej populacji Polaków.

- Nie mamy danych, które pokazywałyby, że na przykład pracownicy z Ukrainy zabierają miejsca pracy Polakom. Kiedy patrzymy na usługi publiczne; edukację, system ochrony zdrowia, również nie ma jednoznacznych danych, które mogłyby nam powiedzieć, że napływ migrantów do Polski stanowi jakieś zagrożenie dla tych systemów - wymieniała.

Badania CBOS-u pokazują. Samo słowo "imigrant" źle się kojarzy Polakom

Blachnicka-Ciacek zaznaczyła, że wszystkie te emocje istniejące w społeczeństwie, choć nie należy ich bagatelizować, intensyfikowane są przez polityków wszystkich stron politycznego spektrum

- Te tematy, zaczynając od kryzysu na granicy polsko-białoruskiej, przez centra integracji cudzoziemców, 800+ dla uchodźców, po granicę polsko-niemiecką są tematami zastępczymi, wywoływanymi w celu grania i zarządzania negatywnymi emocjami - mówiła.

Z perspektywy doświadczeń migrantów, realne wyzwania to zbyt skomplikowane procedury związane z aplikowaniem i odnawianiem kart pobytu, niedotrzymywanie przez urzędy ustawowych terminów oraz ograniczony zakres uznawalności ich kwalifikacji.

Bardzo często w wypowiedziach polityków słychać, że to społeczeństwo jest antymigranckie. W związku z tym oni - jako politycy - muszą się do tego dostosować. Jednak badania pokazują, że jest zupełnie odwrotnie. Jednak, tematy i słowa dotyczące migracji, którymi zaczynają gospodarować politycy, nabierają negatywnego znaczenia. Przykładem są niedawne badania CBOS-u, w których ankieterzy pytali o obecność obcokrajowców w Polsce. Zadając takie samo pytanie i zastępując słowo "obcokrajowiec" słowem "imigrant" otrzymywano zdecydowanie bardziej negatywne odpowiedzi. 

- To pokazuje jak samo słowo "imigrant" w przestrzeni publicznej zostało nasączone negatywnymi emocjami związanymi z poczuciem zagrożenia, jakimś rodzajem ryzyka czy niepewności - wyjaśniła ekspertka.

Socjolog o migrantach. "Problemem jest radykalizacja"

- Granie przez polityków na lęku jest skuteczne, ale bardzo krótkoterminowe. Sprawia, że całość debaty publicznej skręca w ksenofobiczną, nacjonalistyczną stronę, co promuje siły radykalne. Prowadzi do demonstracji antymigranckich, ale też do wzrostu przypadków fizycznej agresji skierowanej wobec ludzi mówiących inaczej, wyglądających inaczej niż my. Takie złe emocje, nienawiść, brak empatii w życiu publicznym wpływa negatywnie nie tylko na imigrantów, ale w ogóle na dobrostan relacji społecznych - oceniła.

Radykalizacja języka związanego z migracją widoczna jest też w odniesieniu do centrów integracji cudzoziemców (CIC). Ekspertka wskazała, że z jednej strony Polacy oczekują, że cudzoziemcy będą się uczyć języka polskiego, w czym mają pomagać te centra. Z drugiej, CIC podczas kampanii wyborczej były określane przez część prawicowych polityków jako "centra islamizacji", a jeden z kandydatów chciał je przerobić na centra deportacji. Tym samym, radykalizacja języka sprawia, że realne wyzwania, takie jak nauka języka polskiego przez cudzoziemców, zostają niezabezpieczone.

Patrząc na to, kto jest najmniej przyjazny migrantom, kto się ich najbardziej boi, kto nie popiera w pełni pomocy Ukraińcom, to przeważają tutaj ludzie młodzi z grupy 18-29 lat

- To jest bardzo zaskakujący wynik, który różni nas od takiego kraju jak Wielka Brytania, gdzie te najmłodsze grupy są takie najbardziej pozytywnie nienastawione do migrantów - oceniła Blachnicka-Ciacek.

Stwierdziła, że w Polsce to zjawisko, obok ekspozycji na radykalne narracje w social mediach, prawdopodobnie ma związek z "mniejszym poczuciem bezpieczeństwa społeczno-ekonomicznego". 

- Mimo że wskaźniki makroekonomiczne Polski wyglądają świetnie, to jeśli popatrzymy na tę konkretną grupę młodych ludzi, która wchodzi na rynek pracy, niekoniecznie w takich metropoliach, jak Warszawa, Kraków czy Gdańsk, to ten świat może nie wydawać się taki optymistyczny - wyjaśniła.

Te osoby, mimo narracji polityków, że Polska świetnie się rozwija, nie widzą tego w odniesieniu do poziomu swojego życia, swoich szans na zdobycie dobrej pracy, dostanie kredytu czy kupno mieszkania. Zdaniem socjolog, to sprawia, że "skrajne partie wśród młodych Polaków", takie jak Konfederacja oraz Razem, miały zdecydowanie wyższe poparcie niż partie politycznego mainstreamu. W jej ocenie efekt antyimigrancki wśród grupy młodych Polaków, należy rozpatrywać w szerszym kontekście związanym z ich sytuacją społeczno-ekonomicznej i brakiem rozpoznania problemów tej grupy społecznej jako tematu ważnego politycznie. 

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »